22 października 2014

Kto mi dał skrzydła? Dzięsięć epizodów o Dużym.


To Duży na inauguracji roku akademickiego, zdjęcie stąd. Reprezentował Wydział Historyczno - Socjologiczny, łatwo go poznać, bo jedynym rodzynkiem męskim był wśród uroczych reprezentantek innych wydziałów. Przy okazji został starostą roku, więc mama Kalina patrzy sobie na to zdjęcie i patrzy, dumna, że nie wiem. Bo pamiętam wszystkie dni i lata, gdy chmurnooki buntownik rósł i zmieniał się, dojrzewał i cudownie rozwijał skrzydła. Był i jest dla nas cudem, zawsze. Skrzydlatym, dumnym stworzeniem.Właśnie, to o skrzydłach miało być. Pamiętam piękną książkę o Kochanowskim pod tym samym tytułem. Mottem był fragment Pieśni X:

Kto mi dał skrzydła, kto mię odział pióry
 I tak wysoko postawił, że z góry
Wszystek świat widzę, a sam, jako trzeba,
Tykam sie nieba?

Zawsze kojarzył mi się z dzikim ptakiem, jakimś wolnym jastrzębiem czy sokołem, duch wolny od urodzenia, niepokorny. W przedszkolu był tylko 4 miesiące - więcej z nim nie wytrzymano. Pani powiedziała, że podrywa jej autorytet, wszystko robił po swojemu. Zaciskał małą łapkę w piąstkę, żeby nie podnieść zabawki, którą wcześniej rzucił. I tak było przez kolejne lata. Niestrudzony opiekun wszelkich zwierzątek, włóczęga polny i leśny, a przecież spał z młotkiem pod poduszką, gdy inne dzieci tuliły misia... Wbrew wszystkiemu widzieliśmy w nim tego pięknego ducha, tę jasną charyzmę, przebijającą przez pokłady burczącej niezgody na świat. Trzeba było tylko pomóc jej się wyzwolić, wyjść na zewnątrz, przemienić się z kokona w motyla, nie przeszkadzać, nie zmieniać, nie tłamsić... i to było trudne. Bardzo.

Sięgam głębiej w bloga, w opowieści o Dużym. Szukam skrzydeł.



Epizod I

…znowu nas zabili.
- ..co za hamstwo.( Pisownia oryginalna, przypis Kaliny)
- Kiedyś i my będziemy zabijać.
-..no.
…podejrzałam Dużemu przez ramię dialog na ulubionej internetowej grze i włos mi się zjeżył. Patrzcie państwo! Na ekranie dwóch animowanych panoczków lazło smętnie brukowaną drogą wśród malowanych choinek i powyższy dialog uskuteczniało. Na moje żądanie wyjaśnień Duży spokojnie poinformował, że owszem, właśnie ich zabili, ale się wgrali z powrotem, że on ma 10 poziom a smętny kolega 8, że tak się szwendają razem, ale już trzy razy ich zdmuchnięto i że postanowili opracować nową metodę- kolega będzie żebrać z nim przedmioty i pieniądze, będą pakować paczki i wysyłać sobie na pocztę. Nic nie rozumiejąc, ale słusznie postanawiając pilnować potomka dosiadłam się do laptopa.
Metoda żebracza okazała się skuteczna i ogromnie humorystyczna.
Słabi jak komary wojownicy Dużego i jego kolegi nagabywali wirtualnych przechodniów ” Please give me rope”. ” Rope give” ” Gold give me, please.” ” Many please, many please”. Oburzeni i zniesmaczeni animowani obywatele Tibii oddawali im zbywający dobytek, który oni pakowali w animowane worki. ” You good man, you good, nice, give me one gold, please”.
- Powiedz mu, że jesteś biedny. – podpowiadam.
- Jak jest biedny?
Gra wymaga angielszczyzny, może być koślawa , w wersji Dużego jest to ” kali być dobra murzyna”.
- I am poor. Jestem biedny.
- I’m poor.- pisze Duży błagalnie- I’m modest.
- Lichy, nędzny. Daj, dobry człowieku, garść złota.
- Give me please…
Ku memu zdumieniu po kilkunastu minutach nędzni wojownicy zdobyli 69 sztuk złota, dwie liny, miecz i tarcze.
- Ludzie lubią jak się uniżasz. – poinformował mnie Duży- Widzisz? Nic nie rozumiesz. To gra. Udaję głupiego, ale mam za to złoto, kupię sobie teraz  lepszy miecz i rozwalę ich.
- Machiavelli.- mruknęłam i poszłam na herbatę.


Epizod II

Duży jest abnegatem najczystszej wody. To nieoszlifowany diament nihilizmu. Wszystko mu jedno. Pójdzie do szkoły w stroju z dziurą, lekko znoszonym ( no, może ciężej znoszonym…np trzytygodniowym…). Każda skarpeta inna. W plecaku oprócz książek nosi zmiętoszone kanapki, niedopite mleko, kamienie, szyszki, klocki lego.
- Umyj zęby.
- Wczoraj myłem.
- Ależ skąd wczoraj.
- No to przedwczoraj. Przedprzedwczoraj.
Albo taki dialog:
- Posprzątaj pokój, plisss…
- Mnie nie przeszkadza.
- Ale mnie przeszkadza.
- To nie wchodź.
- Ale muszę czasem.
- To zamykaj oczy, mamo - bamo.
Jego śliczne oczy są ironiczne i drwiące.  Łobuz pierwszej wody. Rycerz, muszkieter, wojownik . „Piekielnie zdolny”, mówią w szkole. ” Piekielnie złośliwy”.
Przepada w trawach i sawannach za naszym domem, znosi chore ptaki, kociaki, robaki. Bociana wypadłego z gniazda kurował w miednicy wyłożonej ścierką pod nocną lampka jak najtroskliwsza kwoka.


Epizod III

 - Każdy ma swojego anioła?
- Każdy.
- A są anioły z mieczami?
-Są.
- To mam nadzieję, że mój ma wielki miecz.
Ja też mam taką nadzieję synku... ja też...


Epizod IV

Patrzyłam kiedyś na wyścigi przedszkolaków i „zerówek”.
Pięcio i sześciolatki z wrzaskiem, śmiechem  i w chaotycznym tumulcie pędziły do mety, przewracając się, płacząc, chichocząc, entuzjastycznie kibicowali im rodzice i babcie.
Ten jeden biegł z tyłu, równo, rytmicznie, z kamienną twarzą, zaciekły, nie widzący drogi.
Wyprzedzał , wyprzedzał, bezduszna maszyna kierowała małymi łydeczkami, oczy były nieruchome, pełne łez, zaciśnięte usta .
 Dobiegł pierwszy.
- To była zabawa. – powiedziałam, aby coś powiedzieć do tej sześcioletniej, wściekłej determinacji.- Chodziło o to, aby się zabawić.
Popatrzył na mnie jak na kosmitę, oślizgłego, robaczywego kosmitę.
- Chodziło o to, żeby wygrać.
I poszedł.
Mój syn.

Epizod V

W domku naszym pojawił się koci obywatel.
I od razu wyszły na jaw różne kocie sprawy.
Kto czytał Muminki i pamięta smoka, który nie pokochał Muminka, ale za to pokochał Włóczykija?
No właśnie.
Średni wysłał mu pudełko futerkiem, zmieniał mu kuwetę, pojechał do sklepu, kupił kocią karmę, zrobił mu zabawkę z papieru, gotów swego łóżka ustąpić….
A kot pokochał Dużego.
Od razu.
Usadowił mu się na kolanach i spał.
Duży wzgardliwie odrzucił rozpaczliwą ofertę Średniego, że to będzie trochę twój i trochę mój kotek…
Kotek uciekł z kolan zrozpaczonego wielbiciela na kolana wzgardliwca.
Kocia natura wyczuła kocią naturę.

Epizod VI


Duży podpadł mi dzisiaj.
- Kiedyś byłeś takim słodkim, kochanym chłopczykiem!- wyrzuciłam w złości.
- Ciągle jestem.- powiedział cicho.
….
Dostałam dobrą lekcję od Pana Boga.

Epizod VII



Duży zgolił wąsy.
Bez komentarza.

 Epizod VIII


Opowiadałam dzisiaj chłopcom pouczającą bajkę o łyżkach z długim trzonkiem.
Jak w piekle stały pełne stoły, a ludzie byli głodni, bo każdy sięgał do swojej gęby, a trzonek łyżki miał wielkość grabi. A w niebie też pełne stoły i tez łyżki- grabie, ale wszyscy najedzeni i szczęśliwi, bo....każdy karmił drugiego.
Chodziło mi o uniwersalne wartości, ale Duży wszystko zepsuł.
- Trzeba było te łyżki trzymać niżej, o tak.- zademonstrował  pogardliwie- Przy samym uchwycie.Wtedy działa zasada dźwigni, czyli  przełożenie siły, czyli stosunek obciążenia do siły działającej...

Epizod IX

- Marsz do łóżka.
- Aha.- mruknął, nie słysząc.
- Jest po północy. Marsz natychmiast, albo cię zawlokę za włosy jak Tatarzyn brankę słowiańską.- zaryzykowałam.
Nie zareagował.
Tak myślałam, ciężki przypadek.
Musiałam działać bezpośrednio.
Udałam się do kuchni, uzbroiłam w ścierkę i przydreptałam z powrotem w króliczych papuciach babci.Moje mi gdzieś zginęły a nie cierpię marznąć w nogi. Zacisnęłam usta. Matka, która próbuje zagonić spać nastoletniego syna musi być czujna i mężna.
Machnęłam ścierką i zawołałam dziarsko:
- Marsz do łóżka i ODDAJ MI NATYCHMIAST TĘ KSIĄŻKĘ!
Po czym odebrałam oszołomionemu moim atakiem Dużemu "Dzieci z Bullerbyn."
- Czego machasz na mnie tą ścierką?- obraził się.
- Marsz do łóżka! - powtórzyłam swoją mantrę.
- Nie mogę dokończyć?
- Jutro dokończysz.
- Pięc stron.
- Nie.
-Dwie strony.
- Nie!
- Jedną...
Wypchałam go na korytarz i do sypialni, po czym z niejakim stękaniem, wywindowałam na piętro łóżka.
Opierał się słabo, wyraźnie ziewając.
Położyłam " Dzieci z Bullerbyn" na biurku, ostrożnie, jakbym kładła jadowitego gada.
- Ty.- mruknęłam do książki- Znam twoją słodką truciznę...


Epizod X


Za pięć minut jękliwe zawodzenie wywabia mnie z domu- tarzają się  po trawniku, biją   piłeczkami do tenisa, moczonymi w wodzie z oczka dla lepszego efektu.
- Tego już dosyć!- wołam  gromko głosem Walkirii- Co ty robisz z bratem?!?Mordujesz go???
- No, a od czego jest brat?- protestuje ubłocony i mokry  Duży z urazą- Od czego?
- No właśnie, od czego jest brat??- Średni staje zawadiacko z rękami na biodrach, mokry, brudny i spocony. I rozczochrany- Nie można własnego brata pomordować?
- A niech was!- macham ręką.
Solidarni są przynajmniej, prawda?

*

Przylepili się nosami do szyby.
- Śnieg! Śnieg!- wołają mnie do swego pokoju, jakbym z okna kuchni nie widziała tego samego- białej śniego - mżawki.
Od czasu listopadowego szaleństwa aury, kiedy to Średni wyciągnął sanki i ustawił obok dyni na tarasie, to pierwszy grudniowy śnieg.
- Na całej połaci śnieg…dla sióstr i dla braci śnieg…- zanuciłam im,
 stając obok w swoim pasiastym fartuchu mamy Muminka.
– O nie!- zaprotestował Średni- Żadnych sióstr!
Wczoraj przeprowadziliśmy uświadamiającą rozmowę na temat fasolek, dzidziusiów i tym podobnych, więc jego przeczulenie w temacie: siostrzyczka uznałam za zrozumiałe.
- Dla braci.- uspokoiłam go.- Tylko i wyłącznie dla braci.
Brat numer jeden nie interesował się śniegiem- nie niepokojony przez nikogo szuflował klocki lego łopatką do mąki i pakował je do plecaka Dużego. Uznałam czynność za podwójnie bezpieczną, jako że:
a) Dużemu plecak nie będzie aktualnie potrzebny, ze względu na absencję ospową w szkole
b) Plecak ów duże gorsze rzeczy widział, niż marne kilka szufelek klocków lego. Hodowla pleśni na kanapce, wspólnota gumy do żucia z szyszkami, nazbieranymi po drodze, wałęsające się na dnie dwuzłotówki całej klasy
( nieświadoma wychowawczyni uczyniła Dużego skarbnikiem), rozsypane chipsy, kamyki luzem, żetony, kapsle, silva rerum, znaczy się.
– Pojedziemy jutro do szkoły na sankach?- zapytał tęsknie Średni.
- Taa, kulig zrobimy.- prychnął Duży szyderczo- Z kiełbaskami na grillu!
- Naprawdę?- ucieszona mina Średniaka sprawiła, że Duży ryknął nastoletnim śmiechem .
Zostawiłam ich przy oknie i poszłam doglądać szarlotki.


Przytulam was wszystkich trzech:)



13 komentarzy:

  1. Kalino, dziękuję Ci za ten post, w domu też mam takiego Dużego, małego jeszcze i czasem ręce złamuję, dajesz nadzieję :) M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Duży miał szczęście Kalino ,że sie tobie urodził .
    Tu jest link do artykułu ,http://wyborcza.pl/1,75478,16817199,Nic_mi_nie_zrobicie__jestem_wasza_coreczka.html
    Jestem ciekawa twoich refleksji ,w odniesieniu do twoich doświadczeń . To nie znaczy że porównuje Dużego z tą dziewczyną ,nie moge porównywać nie będąc w środku , ale jak przeczytałam twój post ,to mi sie od razu przypomniał ten artykuł . Jak go czytałam , cały czs zadawałam sobie pytanie ,czy naprawdę nie mozna było do tego dziecka dotrzeć ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam, Mario. I naprawdę nie wiem. Myśmy byli z Dużym blisko, cały czas, bezwarunkowo. Kochamy cały czas każdy cal jego duszy, korygowaliśmy tylko czasem jego postępowanie, i to bardziej przez przykład. Mam świadomość bezcenności, ich bezcenności, wszystkich trzech. Może to jakiś klucz? Nie wiem.

      Usuń
  3. Oj Kalinko, jak pięknie piszesz. Chciałabym tez tak móc za 10 lat napisać. Ale to jest wielka niewiadoma. mam jednak nadzieję, że dzieci chowane w miłości i poszanowaniu ich odrębności, otulane wrażliwością wydadzą zdrowy owoc.
    Mój też w cały czas chodzi w dwóch różnych skarpetkach, od przedszkola mu to nie przeszkadza! :) I w ogóle wiele widzę podobieństw charakterologicznych. ;)
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A teraz Duży ma idealnie posortowane notatki w laptopie, a fantazja przeszła do sfery twórczej:)

      Usuń
  4. U nas bunt 4-latka się ciągnie jakiś, ale Twoje słowa o Dużym dają nadzieję ;) Uściski dla całej trójcy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialny jest ten wpis! :) Dziękuję! Bardzo mi się podobało! Będę zaglądać :) Pozdrowienia Monika

    OdpowiedzUsuń
  6. Lubię te Twoje opowieści o dzieciakach. Urocze chłopaki.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kalinko, wpis genialny. Jakbym o swoim czytała, choć mój czasami gorsze horrory wyprawiał...Miała identyczną sytuację (IDENTYCZNĄ) kiedy nakrzyczałam na niego, że kiedyś był taki słodki, kochany i dobry..odpowiedział tak samo jak Twój Syn - NADAL JESTEM, MAMOOOO...Wryło mnie w ziemię i zawstydziło na maksa:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejku jak cudownie się to czyta.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)