01 lutego 2016

O domach



Spędzamy ostatnio dużo czasu ze sobą, dom i ja.
Znamy się już tak dobrze, że z zamkniętymi oczyma znajduję każdy kontakt w ścianie. Wstając w nocy słyszę, jak wzdycha lodówka, jak szepczą zegary, wiem, na którą deskę nie stąpnąć, bo zaskrzypi. Jakbym była Alicją, jednocześnie wewnątrz i na zewnątrz labiryntu. Czasem myślę, że to nie my mieszkamy w domu, ale dom w nas. Czytałam artykuł o komórkach macierzystych dzieci, pozostających w organizmie matki długo po urodzeniu. Myślę, że z domami jest tak samo, zostają w nas a my w nich nieodwołalnie, te wszystkie, których jesteśmy dziećmi.

Mój pierwszy dom już nie istnieje. Stara, pożydowska chata dawno została rozebrana, a moje wspomnienia są dużo mniej dotykalne, niż magdalenki Prousta;  zasłonki w fioletowe kropki, stara jabłoń, ciemnawe izby, jakaś różowawa kotara, małe okna, śnieg za nimi, konie pod cerkwią, zimne noce. Po drugiej stronie ulicy była apteka i studnia, chodziło się tam po wodę. Z praniem chodziło się z kolei nad rzekę. Takich chatek - chatynek w Kalinowie coraz mniej, ale na szczęście są ciągle, staję przed nimi i zbieram swoje wspomnienia jak skąpiec perły. Podobna była moim Pierwszym Domem.



Mój drugi dom stoi nadal w cieniu modrzewia i lip, całkiem niedaleko. Dom rodziców, kiedyś nowa murowanka w stylu kostki, na osiedlu XXX-lecia Peerelu. Pamiętam szafę, w której chowałam się, zagrzebując w futrach, gdy zostawiano mnie w domu. Przaśne meble pereelowskie. Po kafelki się jeździło do Łodzi, tak samo po płaszcz. Zestaw Puszcza. Nieśmiertelne fotele. Tapczany. Po drugiej stronie ulicy były ugory i las, który był cmentarzem dla naszych chomików i morskich świnek - teraz stoi tam sklep, niezliczona ilość domków, zakład i traktory. Nie ma sosen, pod którymi bawiłam się w sklep. Nie ma łączki, na której pasłam gęsi. Przy tej furtce pierwszy pocałunek z Miłym. Na tym trzepaku wywijałam koziołki. Pod ta porzeczką głaskałam sunię Dianę, leżąc z nosem w trawie. Ach, kochany Augustynie, wszystko minęło i mój Drugi Dom przeżył już nie tylko narodziny, ślub, ale i pogrzeb, stając się domem prawdziwym, bo tylko takie domy, które znają wszystko i wiedzą wszystko, są prawdziwymi domami...

Mój trzeci dom był domkiem wypożyczonym. Trzy lata po ślubie mieszkaliśmy w drewnianym domku pod brzozami, w kuchni były szmaciane chodniki, kaflowy piec, a w podłodze szpary, między którymi wyrastał latem powój. Tu urodził się Duży. Stąd odeszliśmy do domku czwartego, domku rodziców Miłego.

Czwarty domek, otulony wiśniami, choinkami, jabłoniami, z ogrodem, drewutnią, stolarnią i zagródką dla kóz. Bruk, który trzeba było pielić. Huśtawka w ogrodzie. Winogrona i maleńka, stara uliczka. Pod tą wiśnią leżałam na fotelu, oczekując Średniego, z zagrożoną ciążą, patrząc na plamy słońca na trawie. Jakby drzewo obrastało słojami, kolejne lata. Piąty dom.


Tak, w końcu piąty. On, nasz własny, nasze Kalinowo, zbudowany od ziarenka piasku do dymu z komina. Sami sadziliśmy każde drzewko, każdy krzak. Wstaję w nocy, z zamkniętymi oczyma znając wszystkie ścieżki, każdą skrzypiąca deskę, spokojne pomrukiwanie zmywarki, ciepło podgrzewanej podłogi w kuchni. I nie wiem w końcu, kto jest w kim, ja w nich, czy one, te domy we mnie - pewnie wszystko razem i po trochu, w niekończącej się amfiladzie wspomnień.

I a propos domu, mniej poważnie,  wspomnienie z 9 stycznia 2008 roku.

"Łóżko było rozesłane, zniknęła poduszka.
Na podłodze samotny konik w kropki.
Tropem porozrzucanych zabawek szłam ze ściśniętym sercem do salonu.
I wtedy go zobaczyłam.
- Co ty tu robisz?- jęknęłam.
Mały wysunął głowę spod stołu, nakrytego kocem.
- Mieśkam tutaj.- powiedział poważnie i znowu schował się pod koc."

15 komentarzy:

  1. Z sentymentem wspominam drewniane domy dziadków, gdzie co roku jeździłam na wakacje. Pobiałkowane ściany, drewniane podłogi i okiennice. Parzące pokrzywy za płotem i dorodne krzewy porzeczek. Piękne domy, Kalino :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne, Wietrzyku. Choć może to jest tak z domami, jak pisał Makuszyński - z daleka wszystkie godziny błękitnieją:)

      Usuń
  2. Uwielbiam czytać takie teksty na dobranoc. Uśmiecham się. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mój pierwszy dom to mieszkanie w biurowcu przy cukrowni.Drugi dom to ojcowizna.Trzeci to mieszkanie w spółdzielczym bloku. Kiedy przejeżdżam koło pierwszego domu jadąc na ojcowiznę,to ze wzruszeniem wspominam lata tam przeżyte.Piękny park na przeciwko.Widok z okien na cukrownię.To co tam się działo oglądałem z wypiekami na policzkach.Teraz park w ruinie.Ojcowizna stoi pusta a pierwszego domu boję się odwiedzić,żeby nie zniszczyć dziecinnych wspomnień.Miałem wspaniałe dzieciństwo.Później różnie bywało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam ten park, alejki, parzydłolesne w takich wielkich kępach, cukrownię, pałac. To moje magiczne dzieciństwo też i też wspominam ze wzruszeniem. Tak samo jak dom dziadziusiów:)

      Usuń
  4. Kalino, pięknie piszesz. Podczytuję Ciebie z wielką przyjemnością.
    U nas przyszedł teraz czas na nasz (z mężem) wspólny dom. Pierwszy i myślę, że to jest ten docelowy.:-) Tuż po ślubie zamieszkaliśmy w 30 metrowej kawalerce i było wspaniale. Od niedawna mamy dom pod lasem, wszystko jest nowe, ale też wymaga pracy, serca, czasu i poświęcenia, by nadać temu właściwy kształt. Ale to już jest nasze miejsce. Takie stałe miejsce w sercu ma też mój dom rodzinny. Z sentymentem wspominam dom babci. Mój ogród będzie właśnie w takim wiejskim klimacie. Czyli coś zawsze zabieramy ze sobą z tych naszych poprzednich domów.
    Gosia

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie może być inaczej niż Proustowsko:
    "Kwiaty, które igrały wówczas na łące, woda, która przepływała w słońcu, cały otaczający je krajobraz dalej towarzyszy ich wspomnieniu swoją nieświadomą lub roztargnioną twarzą; i z pewnością ten kącik przyrody, ten skrawek ogrodu, uparcie oglądane wzrokiem skromnego przechodnia, marzącego dziecka — tak jak ogląda króla pamiętnikarz zgubiony w tłumie — nie mogły przeczuć, że to dzięki niemu dane im będzie przetrwać w ich najbardziej ulotnych zjawiskach; a przecież ten zapach głogów wabiący wzdłuż żywopłotu, gdzie niebawem zastąpi go dzika róża, odgłos kroków bez echa na ścieżce, bańkę utworzoną na wodoroście przez strumień i pękającą natychmiast — wszystko to zachwyt mój uniósł i dał temu przetrwać tyle lat, podczas gdy dokoła drogi się zatarły i pomarli ci, co je deptali, i zginęło wspomnienie tych, co je deptali."
    W stronę Swanna, Marcel Proust

    To jest najpiękniejsze - to unoszenie zachwytem i Ty właśnie dziś tak uniosłaś wszystkie swoje przeszłe domy. Pozdrawiam! :)
    Czajka

    OdpowiedzUsuń
  6. O, jakie piekne, Czajko. Dziekuję za nazwanie tego, co czułam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję Kalinko za piękne wspomnienie.
    A ja całe życie w jednym domu, tym moim, wybudowanym przez Babcię już po śmierci dziadka, aby dać utrzymanie i schronienie Babci i jej dwóm córkom, czyli mojej Mamie i Cioci. Odeszła już Babcia, Ciocia, Mama, odszedł Tato. Zostałam ja i pies... I dom...

    OdpowiedzUsuń
  8. Pięknie opisałaś wszystkie domy w którym mieszkałaś.:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kalino-przywracasz mi wiarę w człowieka...Czujesz i myślisz jak ja.Oznacza to,że całkiem normalne jest bycie sentymentalnym i wrażliwym.Próbowano tresować mnie,że to głupie,że jakże niepraktyczne...Dobrze,że słucham głosu serca...Każdy Twój nowy wpis utwierdza mnie w przekonaniu,że mogłabyś napisać książkę.Twoja przepiękna i poprawna polszczyzna,ciekawe przemyślenia,oryginalne pomysły,wspaniała osobowość et cetera..."Od ziarnka piasku do dymu z komina"-jakie to mądre i piękne...

    OdpowiedzUsuń
  10. Ech... jeden człowiek - tyle wspomnień:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Wspomnienia budzą... wspomnienia. Ja miałam trzy domy. Pierwszy to blok, który mało pamiętam, prawie wcale, bo malutka byłam. Potem dom moich rodziców. I teraz mój dom, w którym rosną moje dzieci.
    Ale domy z poprzedniego czasu to także domy rodziny: cioć, dziadków, bliższych i dalszych krewnych. Każdy związał część naszego życia i budzi różne wspomnienia.

    OdpowiedzUsuń
  12. A ja całe życie w bloku, z chowu klatkowego. Dopiero teraz, na stare lata mam własny dom z własnym ogrodem, z własnymi wróblami na własnym podwórku. To nie radość posiadacza, to poczucie bycia u siebie, nareszcie. Teraz wiem, że to na dom czekałam całe życie. I tylko żal, że mąż nie dożył tej radości. Anna

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)