01 czerwca 2016

Kiedy byłam małą Kaliną.

Kiedy byłam małą Kaliną w sklepach ser sprzedawano na wagę, a mleko było w szklanych butelkach z kapslem z folii aluminiowej. Śmietana miała kapsle w innym kolorze i była w mniejszych butelkach. Pani sklepowa kroiła wielkie kawały białego twarogu na mniejsze, owijała je szarym papierem, który przemakał. Niosłam to do domu, po drodze podgryzając  świeży chleb - nigdy nie doniosłam całego.


Kiedy byłam małą Kaliną, uczyliśmy się w starej szkole. Było dożywianie, jeździliśmy wiosną na zalesianie a jesienią na wykopki do kołchozu w sąsiedniej wsi. Jeździliśmy starym osinobusem, mając za prowiant kiełbasę w pętach i chleb. Sól każdy miał swoją. Zimą nosiłam walonki.
Jedzenie było na kartki, a do kościoła przychodziły paczki z darami. Pamiętam wściekle pomarańczowy zółty ser, bardzo słone masło i chałwę w skrzynkach, sinozieloną. I amerykańskie ubrania, które ksiądz rozdawał na plebanii. Dostałam dzwony z bistoru w czerwone i białe paski.
Kiedy byłam małą Kaliną, nie było w sklepach butów na mój rozmiar. Mama wypychała mi watą czubki. Po płaszcz jeździło się do Łodzi. Pod pawilonem handlowym marki Zorza całą noc stali i siedzieli na stołkach ludzie, czekając na to, co przywiozą. Nikt nie wiedział, co przywiozą, ale matki miały nadzieję na sportowe spodenki na wf lub tenisówki. Dżinsy marki Odra były nieosiągalnym marzeniem.
Przeważnie przywozili zasłony z pluszu albo pantofle w rozmiarze 42.
Nie dziwiło mnie, że haki na mięso w sklepie są puste i sprzedają morelowy kompot w słojach bez moreli. Przeciez sklepy takie własnie są.
Nie dziwiły mnie kartki, przecież tak właśnie jest, że czekolada jest na kartki i buty i mąka.
Kiedy byłam małą Kaliną, czytałam Dzieci z Bullerbyn.  Wtedy w Szwecji nie było imigrantów, a Lasse i Bosse chowali się w sianie. Na apelu na 9 maja mówiłam wiersz: Dzień zwycięstwa, maj zielony, białe kwitną bzy. Kochałam jaskółki. Jaśmin. Łaziłam po drzewach. Jeździłam na wakacje.
Na 1 maja nosiłam podkolanówki, a budka z lodami sprzedawała kulkę w waflu. Na rynku stała trybuna. Nad obecną pizzerią był napis: program partii programem narodu.
Kiedy byłam małą Kaliną, na dzień dziecka dostałam farby z Czechosłowacji. O matulu, jakie piękne...
Leżałam pod baldachimem zielonych liści klonu, marząc o tym, co kiedyś namaluję. Rysowałam mapy nieznanych krain, z przyjaciółką wrzuciłam do studni klucz od swego domu, a ona od swego, recytując: dwa serca złączone, klucz rzucony w morze...
Dostałysmy za te klucze, ale przyjaźń była warta.
Kiedy byłam małą Kaliną, byłam taką samą Kaliną jak teraz. Tylko świat był inny. 


Gdyby można było spojrzeć na świat bez żadnej ochrony, uczciwie i odważnie - pękłyby nam serca.
Olga Tokarczuk


20 komentarzy:

  1. Gdy patrzymy na świat uczciwie i odważnie, właśnie wtedy żyjemy w pełni :-).

    Tęsknię za pachnącym, wilgotnym chlebem z twardą, chrupiącą skórką... Rzeczywiście pysznie smakowała droga ze sklepu do domu :-).

    OdpowiedzUsuń
  2. Też tak miałam , tylko walonek nie miałam ! Cudne dzieciństwo ...im mniej tym większe pole dla wyobraźni.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam, czytam i zaczynam myśleć, że byłam małą Kaliną. Wszystko się zgadza... tylko zamiast dzwonów z bistoru dostałam czerwone sandałki na pięknej czarnej, plastikowej podeszwie. Najpiękniejsze buty jakie kiedykolwiek miałam.
    Chętnie powróciłabym do czasów, gdy byłam małą M.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy byłam małą Ekolandią, to czasem, gdy patrzyłam na świat, z zachwytu pękało mi serce. Teraz podrosłam i chociaż serce mi się niekiedy jeszcze zadziwiająco rozdyma... to już nie to.
    Piękne wspomnienie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Smak ciepłej, chrupiącej, obgryzionej skórki chleba pamiętam do dziś...

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy byłam małą Agniechą - też pamiętam wyżej opisane, ale czy chciałabym być małą Agniechą znowu...? Nie jestem pewna.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj tak, świeży chleb zawsze wracał z dziurą w środku. Tak, kartki pamiętam i puste sklepy, i szare ulice, szare ubrania a przy tym kolorowy świat dziecięcy. Też łaziłam po drzewach, po rurach ciepłowniczych, grałam w gumę i wisiałam na trzepaku.
    Właśnie zastanowiło mnie stwierdzenie, że kiedy byłam małą Ewą, byłam taką samą Ewą jak teraz, ale inną niż tą sprzed 10 czy 20 lat... czyżbym wracała do siebie?
    Pozdrawiam Cię bardzo ciepło i tak też zawsze o Tobie myślę
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy byłem małym Krzysiem było biednie i siermiężnie,ale byłem MŁODY,bo w życiu młodość jest najpiękniejsza.Jak mawiał mój tata....."bodaj to młodość synu".

    OdpowiedzUsuń
  9. Niesamowite, jak w tamtych czasach ta nasza bieda i niedostatek wydawały się takie oczywiste, zwyczajne. Kiedy teraz opowiadam o nich naszym dzieciom, to nie mogą sobie tego nawet wyobrazić. Dla nich to egzotyka, inny świat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to niezwykłe wychowywać się na przełomie dwóch epok i mieć w sobie te dwa światy.

      Usuń
  10. Jak byłam mała, to miałam podobnie jak Ty. Nie było tabletów, komputerów i takich fantastycznych zabawek, ale umieliśmy się doskonale ze sobą bawić. Mieliśmy dar wyobraźni.
    Stałam w kolejkach, trzymając w ręku kartki. Lubiłam chleb ze śmietaną i z cukrem. :) Widziałam puste, szare sklepy. A jednak dzieciństwo było tak kolorowe i bogate. Mam co wspominać.:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Widzę dzieciństwo mojej córki a więc moja młodość. Pewnie dziś wydaje się trudna ale przyjmowalismy to jako cos naturalnego
    Kawa wystana w kolejce. Słodycze których smk do dziś się pamięta, dziś tak nie smakują odzież noszona po starszych kuzynkach. Pewno bym nie chciała aby moje wnuczki tak żyły ale ja mam co wspominać. Malgosia

    OdpowiedzUsuń
  12. Mapę mojego dzieciństwa mam wypisaną na kolanach i łokciach, w tej czarnej kresce z żużlu, która pozostała mi po upadku z roweru (tak, wtedy naprawdę uważano, że wysypanie podwórka, na którym bawią się dzieci, żużlem to dobry pomysł) i w tej grubej, krótkiej, białej bliźnie, która pozostała mi po spotkaniu z płotem przedszkola, do którego usiłowaliśmy wejść po godzinach pracy (utknęłam na tym płocie na dobre, drut wbił mi się w nogę i mama, zaalarmowana przez kolegów musiała mnie zdejmować stamtąd , a sąsiadki gapiły się i pewnie obawiały ją, jaka to z niej zła matka, że nie umie dziewczynki wychować na porządną i spokojną, tylko pozwala, żeby jak łobuziara latała z chłopakami po okolicy). A poza tym było dokładnie tak, jak to opisałaś Kalino. Rzeczywistość była niewesoła, ale dzieciakom to nie przeszkadzało, bo one i tak częściej żyją w wyobraźni niż na jawie. Kiedyś, bez tej całej nowoczesnej elektroniki to było nawet łatwiejsze niż teraz.

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak,tak dokładnie, jak piszecie.Świat wtedy był tak naturalny, jak ten teraz dla moich dzieci.I tak chyba powinno być.Kolory w szarości. Pozdrawiam wszystkich, ciepło mi na sercu, że ten impulsywny wpis na dzień dziecka tak trafił w wasze wspomnienia też:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Kiedy byłam małą Magdą... było jak piszesz - za duże buty, wata cukrowa, obite kolana, wisielce na trzepaku, puste sklepy albo kolejki po niewiadomoco (ale zawsze się przydało). Kiedyś w Darłowie w lipcu na wakacjach babcia z ciocią kupowały nam zimowe kurtki - akurat stała kolejka, akurat przechodziliśmy i akurat się nam trafiło - kurtki były czerwone, puchate, ortalionowe, z kapturkami i cicikiem na kapturze, na mnie za duża, ale tylko taki rozmiar był. Popłakałam się wówczas, bo rękawy mi wisiały smętnie, to kazali mi dużo jeść, żeby do zimy urosnąć i żeby kurtka pasowała. Po kawę, watę i papier toaletowy stało się w kolejkach po godzinę albo dłużej (dziś 10 minut przed świętami dla niektórych to powód do niecierpliwości i pokrzykiwania), a jak nie było papieru do...cięło się gazety. Tak, GAZETY. Mój syn słucha z niedowierzaniem. On jest już z innej bajki, choć usilnie starałam się, aby nie rozpuścić go za bardzo:) Nie do końca wyszło, ale nie przesądzam, wiele dobrych słów i rad gdzieś tam mu zostanie. Czy chciałabym ponownie być mała Magdą? Z tym rozumem TAK, bo dokonałabym może nieco innych wyborów. Ale za nic nie chciałabym być w tamtych czasach duża Magdaleną. My wisieliśmy na trzepakach, skakaliśmy w gumę, jedliśmy niedojrzałe jabłka prosto z drzewa i... marzyliśmy. Ot, tak - po prostu. Naszym rodzicom nie było do marzeń - oni musieli stać w tych kolejkach, w takiej rzeczywistości żyć. Codziennie. I jeszcze się do nas uśmiechać:)

    OdpowiedzUsuń
  15. A ja sobie myślę, że to właśnie świat jest cały czas ten sam. Baldachim liści klonu jest ten sam i zapach świeżego chleba, i klucz przylatujących ptaków, i szum strumyka.
    I że najważniejsze jest, żeby cały czas kochać jaśmin.
    Kapsle butelek, ser gustownie zapakowany w plastikowe wiaderka - to tylko gadżety. Absorbujemy je w nasze dzieciństwo i tam dopiero - na poziomie pamięci nabierają znaczenia. Nasze dzieci będą wspominały stare gry komputerowe - i dla nich to też będzie ulotne piękno rajów utraconych.
    Bo świat jest ten sam. I ludzie są tacy sami - i to jest piękne. :)
    Pozdrawiam serdecznie znad urlopowego strumyka. Czajka

    OdpowiedzUsuń
  16. I dlatego, że świat jest od zawsze ten sam i tak samo piękny, jutro wybieram się nazbierać kwiatów czarnego bzu. Nastała przecież pora robienia syropu z tych kwiatów.
    I nareszcie nikt nam nie wmawia, że kwiaty są trujące!
    Pozdrawiam, Teresa

    OdpowiedzUsuń
  17. Pięknie to opisałaś, uniwersalnie, zobaczyłam tam siebie.

    OdpowiedzUsuń
  18. Jak byłam mała,to pamiętam,jak Mama opowiadała,że "Jestem jedyną Polką,która walczyła o pokój"i ja nie mogłam zrozumieć,o co chodzi z tym pokojem.A to było tak,że nie dosyć,że czasy były ciężkie,właśnie wszystkiego naraz brakowało,to jeszcze u nas w rodzinie była "afera" z budynkami tzn.z mieszkaniem.Moja Mama nie chcąc mieszkać "na kupie" wraz z Ojcem postanowili sobie pomieszczenie w innym budynku wygospodarować na pokój z kuchnią.Dostała zgodę na jedno pomieszczenie,czyli kuchnię.No i "walka" była jeszcze o jedno pomieszczenie czyli pokój.Ech,pamiętam jak się bałam,bo deski fruwały i ogólnie widać było,że nie lubią się ze stryjenką.Ale po latach emocje opadły i nawet na imieniny do siebie chodzili.Ogólnie wszyscy mieli ciężko,i dorośli i młodzież i dzieci.
    Pozdrawiam Elżbieta.

    OdpowiedzUsuń
  19. A ja,kiedy byłam małą Basią,miałam tak samo jak Wy ale nie wiem dlaczego ta szarość nie wydawała mi się taka oczywista.Aby przenieść się w inny lepszy świat chodziłam do Pewexu a miałam blisko i tam godzinami patrzyłam i patrzyłam na te wszystkie cudowności.Chodziłam też do biblioteki gdzie mozna było wypożyczać zagraniczne czasopisma kolorowe,połowa ilustracji była już wycięta ale co nieco jeszcze było aby dziwować się jaki to inny bajkowy świat gdzieś tam się znajduje.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)