Zabrakło mleka, a zaczęłam gotować jaglankę po szóstej, wskakuję więc na rower i pomykam do sklepu, mijając zaspaną młodzież z plecakami, słuchawkami i niebytem w oczach. Idą na autobus, dojeżdżać te 40 km do pobliskiego miasta, jak dojeżdża codziennie Średni, a wcześniej Duży.
Chciałabym im powiedzieć, że dojeżdżanie jest jedną z lepszych szkół, gdzie uczą patrzenia na świat. Opowiedzieć o maleńkich sklepikach, które mijałam w Warszawie, z drzwiami otwartymi jak skrzydła aniołów. O zapachu kawy i bagietkach. O tym, że otwierałam szeroko oczy, widząc rozmaite szyldy, zachwycając się "Towarami Różnymi" czy "Szewc Usługi Własne." Widziałam babulki, sprzedające pod osiedlowym sklepem kiszone ogórki, stokrotki a teraz, wiosną, pęki forsycji i tulipanów.
Dojeżdżałam najpierw do liceum, potem jeździłam do domu w weekendy na studiach, a potem na podyplomowe półtora roku, sześć godzin autobusem w jedną stronę, a potem trzy lata na seminarium doktoranckie. To bardzo ubogaca, powiedziałabym młodym dojeżdżaczom, jak wszystko, co bardzo trudne.
No bo tak bardzo się marznie zimą, tak zamyka się oczy, gdy wiatr szarpie kaptur kurtki. Ludzie są nie zawsze mili, a czasem po prostu obojętni, w takim samym porannym zmęczeniu. Nie widzą staruszek, koloru tulipanów, sklepików z gorącymi bułkami. Trzeba wstać rano, a przez pół roku po piątej to ciemno, godzina nieludzka, a palce grabieją w rękawiczkach, a tak mało czasu, gdy się wróci do domu. Ciemno rano, ciemno wieczorem.
I czasem sensu nie widać w tym.
Wszystko bym im powiedziała i zgodzilibyśmy się, wiem.
Ale jest jeszcze druga strona.
Nigdy nie poznałabym historii na przystankach, opowiadanych przez kobiety z siatkami i mężczyzn o czerwonych dłoniach. Nigdy nie tęskniłabym tak za domem, ciepłem poduszki i swoją ciszą. Nigdy nie kupiłabym pęku żonkili od babci na Krakowskim. Nie nauczyłabym się przechodzić przez bramki do metra - naprawdę się tego bałam, jak i obrotowych drzwi, że utknę.
Nigdy nie widziałabym wiosen przez okno autobusu i nie czytała zabawnych tabliczek . Nie znała koloru wieczoru w mieście i nie odliczała szumiących brzozami kilometrów. Nie stała się odważniejszym i bardziej wybaczającym bliźnim człowiekiem, bo jak się stoi w ścisku i dyszy sobie w kark, trzeba być wyrozumiałym dla świata. A ile książek przeczytałam w podróży, ile limeryków ułożyłam o mijanych wioskach, ile karmiłam gołębi własną bułką, ile marzyłam, ile wysłuchałam muzyki... Parafrazując Misia, przywozimy z podróży nie cztery kilo obywatela mniej, ale o wiele, wiele więcej obywatela, tego, co w naszej głowie.
Duży, Elf i mały w dawniejszych czasach, oczekujący na naszym przystanku na znakomity pojazd, zwany autobusem. Duży odmawia pozowania. Mały robi dziwną minę. Elf sobie radzi ze światem:)
Piękny post. Zwłaszcza, że dojeżdżałam do średniej szkoły i później raz w miesiącu ze studiów do domu. Przypomniałaś mi codzienne biegi do autobusu, byłam w ciągłym niedoczasie,te podróże w ścisku, w zimnie, upale. Ale tak jak napisałaś, więcej widziałam co się dzieje wokół, niż teraz za kierownicą samochodu. Pięknie to opisałaś. Dziękuję:)))
OdpowiedzUsuńJa też dojeżdżałam do podstawówki i liceum. Studiowałam w Warszawie, mieszkałam pod Siedlcami u męża, a rodziców mam na Podlasiu i zawsze cieszyło mnie to, że przeżywałam wiosnę trzy razy: najpierw w stolicy, potem tu gdzie mieszkam, a najpóźniej przychodziła na Podlasie. Dzięki temu forsycjami, bzem i jaśminem oraz kwitnieniem drzewek owocowych (zwłaszcza mirabelkami:)) mogłam się cieszyć ponad miesiąc a nie góra dwa tygodnie, zanim przekwitną.Emilka
OdpowiedzUsuńNie bierzecie pod uwagę, że efektem takiego dojeżdżania szczególnie w młodości są różnego rodzaju choroby, które ujawniają się w późniejszym wieku, np. u mnie reumatyzm. Moi rodzice byli biedni i nie stać ich było na internat czy stancję. Bardzo źle wspominam dojeżdżanie, to był najgorszy okres w moim życiu, oceniam realnie, a nie przez pryzmat sentymentu
OdpowiedzUsuńMoja babcia nigdy nie dojeżdżała, a też chorowała na reumatyzm, nawet bardzo. Nie widzę związku.
UsuńAle pięknie opisałaś coś, czego ja umiałam tak pięknie dostrzec! Majstersztyk! Czyli - nawet w zwykłej codziennej rutynowej i - nie ukrywajmy - męczącej czynności - kryją się rzeczy urocze! Dziękuję!!!!
OdpowiedzUsuńAsia
Miało być "nie umiałam tak pięknie dostrzec"...
UsuńLubilam dojezdzac ... to byla dobra wymowka zeby stac i snic o migdalach (no bo sie przeciez czeka na autobus, a w moich czasach to sie zawsze na nie czekalo).
OdpowiedzUsuńI enjoyed over read your blog post.
OdpowiedzUsuńYour blog have nice information, I got good idea from this amazing blog.
I am always searching like this type blog post. I hope I will see again…
ดูหนังออนไลน์