08 sierpnia 2020

Co się stało z naszą rzeką? I przegląd warzywno - sierpniowy.

 Od kilku dni pogoda nam sie ustaliła, mamy dzwoniącą świerszczami i upałem kanikułę, tylko wieczorem i o świcie lżej oddychać - głosy kosów, rosa, a potem przychodzi południowa godzina i tak do zmierzchu żar. Wczoraj skala na termometrze w słońcu nam się skończyła.

Cisza sierpniowa nad rzeką jest jeszcze cichsza. Węższa teraz nasza rzeka, zarośnięta, znikły plaże, można przejść brodem na drugą stronę w zasadzie wszędzie. Każdy wie, że to przez Siemianówkę, odkąd zrobiono zalew, nigdy już roztopów nie było, nie wylewało na wiosnę pod kościół, nie było ślizgawek zimą na łąkach. Taka struga niewielka z naszej Narwi teraz. a kiedyś było tak - archiwalne zdjęcie, zobaczcie. To jest ta sama rzeka...


I Tuwim mi się przypomina, choć to rzeka, nie staw, i nie chłopięce smutki, lecz dziewczę moje, ale to samo sitowie:

Won­na mię­ta nad wodą pach­nia­ła,
Ko­ły­sa­ły się kęp­ki si­to­wia,
Brzask ró­żo­wiał i woda wia­ła,
Wiew si­to­wie i mię­tę owiał.

Nie wie­dzia­łem wte­dy, że te zio­ła
Będą w wier­szach sło­wa­mi po la­tach
I że kwia­ty z da­le­ka po imie­niu przy­wo­łam
Za­miast le­żeć zwy­czaj­nie nad wodą na kwia­tach.

Nie wie­dzia­łem, że się będę tak mę­czył,
Słów szu­ka­jąc dla ży­we­go świa­ta,
Nie wie­dzia­łem, że gdy się tak nad wodą klę­czy,
To po­tem trze­ba cier­pieć dłu­gie lata.

Boże do­bry mo­ich lat chło­pię­cych,
Mo­ich ja­snych świ­tów Boże świę­ty!
Czy już w ży­ciu nie bę­dzie wię­cej
Pach­ną­cej nad sta­wem mię­ty?

A wracając znad rzeki, to nadszedł czas śliwek. Lato sie przełamuje, wiśnie, kto nie zebrał, oddane słońcu i szpakom, a na ałyczach złoto, mirabelki zaczynają pierwsze:
No i oczywiście, pomidory, ukochane. Chtney pachnie w całym domy, trzy razy dziennie talerz na stół, posypane pieprzem i solą, z cebulką lub bez. Dzisiejszy poranny zbiór:

Marchewka już całkiem spora. Papryki też już swoje.

Uzupełniam zasiewy, koper, młode selery naciowe raz jeszcze, ale rzodkiewka buja, sałata też drobne listki, długie, za gorąco. Gdyby nie automatyczne podlewanie ze studni, na zagonkach byłaby pustynia, a tak to zrasza się ładnie wszystko dwa razy na dzień, więc będę podsiewać jeszcze dalej, w miare opróżniania zagonków. Na popieczarkowych, podwyższonych grządkach ziele niemal nie rośnie, więc pracy nie ma wiele. Tylko zbiory teraz:)
Buraczyska są dorodne jak nigdy
Karczoch - kocham patrzeć. Zjeść się boję, tylko dwa mam, szkoda,  będę tylko obserwować, aż zakwitnie.
Papryczki pikantne też już owocują
Botwina weszła w fazę ekspansji i zdecydowanie przejęła władzę w warzywniku. Taka jest wielkość liści:
Kocham te letnie zmiany kolorów, rozkwita słonecznik, migoczą gwiazdki kosmosów, jarmuż i cykoria z palety zieleni, a światło bawi się z nimi, przemieniając zwykłe jarzynowe poletko w wielką, cudną baśń. O taką.



I tak do kolejnego przeglądu ogrodowego, na szczęście codziennie coś nowego i pięknego się zdarza:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że zostawisz ślad :)