06 października 2021

Wykopki. Francuskie dynie, polskie ziemniaki i pełno jesieni, jak w cebrze wina

 Kiedyś to były wykopki. Jechaliśmy starym osinobusem w kilka klas na pole, można było bombardować się ziemniakami, a potem było ognisko, brudne ręce, smak pieczonego ziemniaka i powroty do domu dziurawą szosą. Pilnował nas pan od wuefu i pani od zajęć technicznych, która zimą rąbała drzewo na pieńku, by napalić w klasie w kaflowym piecu. Tak było, nie zmyślam. Opowiadam to dzisiaj dzieciom w szkole, to mi nie wierzą. Ale starej szkoły już nie ma, więc nie mogę im pokazać klasy z piecem, pieńka do rąbania i ławek z dziurą na kałamarz.

Ale jest sezon wykopków i z Miłym zajęliśmy się częścią zagonków za sadem i lasem, gdzie był busz ziemniaczano - dyniowy.

Mówiłam, że nie mam dyń? Oszukały mnie. Po prostu były, ale zielone pod zielonym, czyli ukryte w liściach, pokazały piękne, zielone żeberka, gdy liście zwiędły po zimnych nocach i odsłoniły ziemię. Nie zagłębiałam się wcześniej w ten gąszcz, żeby nie połamać łodyg i liści, dopiero teraz widać, co nam w tym roku wyrosło. A było tak. Niedługo po założeniu zagonka, jeszcze młode. Ziemia popieczarkowa, wysypane zrębkami.

A potem było tak.

Nie wiedziałam sama, co posiałam, bo nasiona dyni zebrałam z zeszłego roku, nie podpisałam, wrzuciłam na wiosnę po dwa w dołek i czekałam. Po liściach powinnam poznać, że to francuskie muszkatołowe, miały po wyrośnięciu taki srebrzysty wzorek na zielonym. No ale. Pomieszały się z cukinią, arbuzem i ogórkami i było im dobrze, schowały się pod żywopłotem ligustrowym, potem wlazły na żywopłot, oplotły jabłonkę i przelazły na ziemniaki. Kiedy wczoraj wyrywałam pędy, miały dobrze ponad dwa, trzy metry łodyg, silne, splątane. Ale zbiory wyszły piękne, a muszkatołowa prowansalska podobno świetnie się przechowuje, zobaczymy.

I ta dam, oto nadejszła wiekopomna chwila wykopków i zbiorów. Szczęśliwa, grzebałam w ziemi jak ryjówka, a Miły stawiał dyniowe bałwany. Czyli dorośli bawią się jak dzieci.



 
Cztery dynie i cała taczka


 
Zające już dobrały się do dyń. Widać ząbki i wzorki po ząbkach. A to ziemniorki wykopane, wyszło dwie taczki, z jakieś dziesięć koszyków. Grunt, że swoje. Chyba ze trzy odmiany pomieszane.


 
I ten moment spokoju, gdy słońce zachodzi, a ziemia odpoczywa. Napracowała się, kochana.

Przy okazji zrobiliśmy rajd po jabłonkach, gruszkach i krzaku pigwy. A w drodze powrotnej oskubałam pomidory.






 
Ogrody coraz bardziej pustoszeją. Niedługo zasną.

 
Dzień dobry, kto to na nas czekał pod drzwiami?





3 komentarze:

  1. Pięknie piszesz Ewo ,podziwiam waszą prace w ogrodzie piękne plony i miłych mruczących towarzyszy .Pozdrawiam wierna czytelniczka Marta

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne dynie... Piękne zbiory... I ogród... Wjesien też jest piękna... Pozdrawiam i fajne że zajrzałam... Zostaje...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)