14 października 2023

Smolany Sadek, dęby, kamienie i ogrodowa sobota. I Dzień Nauczyciela.

 



Przysiółek Smolany Sadek. Przy- siołek, czyli kilka chatynek obok właściwej, sporej wsi w okolicy, na samym skraju Puszczy Białowieskiej, rzut jesiennym beretem od Kalinowa. Nieco ponad dwudziestka mieszkańców, kilka kotów, ule. I olbrzymie, stare dęby, które powinny być pomnikami przyrody, ale nie są, a obok nich  zatopione w ziemi wielkie głazy, w których bije serce starolasu. W 1942 roku wieś spalono do fundamentów, mieszkańcy uciekli, wrócili i odbudowali się po wojnie. Kiedyś była tu siedziba lesnej straży, tak zwanej augustowskiej, w XVI wieku obszar Puszczy podzielono na dwanaście straży, nasza augustowska miała siedzibę w Perechodzie. Nazwa pochodzi od króla Augusta II Sasa, co tu podobno polował na niedźwiedzie. Do straży wchodziło zazwyczaj kilkoro strzelców i osoczników, niedaleko była siedziba leśniczego, kilka chłopskich rodzin pomieszkiwało  tu i otrzymało ziemię dla potrzeb leśnictwa. Straże oddzielano od siebie lesnymi duktami, a do obowiązków ich należało organizowanie królewskich łowów, pilnowanie, by nie kłusowano po lesie i nie kradziono drewna. Liczyli żubry, polowali na wilki, szykowali stogi siana z osocznikami do dokarmiania żubrów zimą. Strażnikami dowodził forstmajor.Cytuję za Krzysztofem Parzychem, któryopisywał historię sąsiedniej straży hajnowskiej:


" Podczas powstania w 1831r. cała straż leśna z forstmajerem Eugeniuszem de Ronke (Szwajcar z pochodzenia), łowczowie, osocznicy, chłopi przyłączyli się do czynu zbrojnego Dowódcą jednego z poddziałów był urodzony w Hajnowszczyźnie Jakub Szretter. Po upadku powstania osoczników i pracowników administracji leśnej, którzy przyłączyli się do zrywu wysiedlono i zastąpiono ich Rosjanami"




 Czy wtedy znalazły się tu głazy, czy wtedy posadzono dęby w aleję?

 












De Ronke zamieszkał w Królowym Moście, ożenił się z Polką, a gdy w czasie powstania car wydał rozkaz konfiskaty całej broni palnej z terenu puszczy, to leśny strażnik ponad trzysta sztuk broni co prawda zebrał, ale potem nią właśnie uzbroił powstańczy oddział. Stanął na jego czele - wiki podaje, że było to 109 strażników leśnych. Po klęsce powstania internowano go, potem ścigano listem gończym, wyznaczono 6 tysięcy rubli w złocie za jego leśną głowę. Przeżył, udalo mi się nawet wrócić do rodzinnej Szwajcarii i tam dalej pracował w służbie leśnej. Czytam o jego dalszych losach z uśmiechem; niepokorny powsinoga wybiera się pieszo, przez Bawarię i Czechy do swego przyjaciela z powstania, tak się składa, że hrabiego herbu Nowina. To Seweryn Mielżyński, malarz, prezes Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Poseł do sejmu, założyciel Towarzystwa Oświaty Ludowej, jego zbiory stanowią podstawę kolekcji Mueum Narodowego w Poznaniu. U niego w Miłosławiu kamufluje się nasz niestrudzony leśnik, ale rozpoznany jakimś cudem, zostaje aresztowany przez policję i wydalony z Polski do Francji. Stamtąd znowu wraca do Miłosławia i znowu podobno pieszo... Po wielu perypetiach udaje mu się zalegalizować pobyt. Cytuję za wiki znowu: "Na dobre osiadł w Miłosławiu, gdzie poświęcił się wdrażaniu nowoczesnych technik leśnych, zalesianiem słabych gruntów porolnych, odnawianiem halizn pozrębowych, rysowaniem map i pomiarami geodezyjnymi. Wykreślił np. dokładne mapy lasów miłosławskich. Szkolił młodych polskich leśników i zapoznawał ich z nowoczesnymi metodami uprawy lasów. Wspólnie z Józefem Łukomskim napisał Podręcznik leśnictwa. Zmarł w 1875 r."

Uwielbiam Smolany Sadek, bywam tu każdej jesieni, przytulam się do dębów, siedzę na kamieniach i myślę o wspaniałych ludziach, o trwaniu, przemijaniu, pamięci i o tym, że trzeba pamiętać, nie można zapomnieć, trzeba tu być, żeby poczuć, jak bije powolne, spokojne serce puszczy. 




Dzisiaj tak pzoza tym była ogrodowa sobota, wykopałam buraki,  częśc do pieczenia, część do gotowania, ścięłam koper do mrożenia, pokosiłam trawniki, pograbiłam kretowiska (wczoraj koty przyniosły kreta i zostawiły mi w prezencie drania na chodniczku w piwnicy). Było tak ciepło, słonecznie i pięknie, jakby pażdziernik postanowił mi darować tę jesienną sobotę jak najczulszy prezent.

 













A z okazji Dnia Nauczyciela graliśmy w szkole w planszówki, skakali po korytarzach i malowaliśmy twórcze impresje na temat Dziewczyny z perłą.

Ile dostałam przytuleń, to moje:)



 
Moje ulubione ręczne laurki - i moja klasa, która wpisała mi się w terminarz:)


5 komentarzy:

  1. Pięknie piszesz, szczęśliwi są Ci których uczysz.. zazdroszczę im.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kalino, piękni Ci w tym blondzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, na pięćdzieisątkę odważyłam się zmienić przyzwyczajenia:)

      Usuń
  3. Kalino, a ja na prawie 50( za rok) odważyłam się przestać farbować włosy i cieszy mnie każda srebrna nitką i czuję ogromną wydolność, że już nie muszę, skoro nie chcę. Pozdrawiam cieplutko w ten deszczowy dzień 🙂

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziewczyny z perłą wspaniałe! nie da sie odzobaczyć!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)