Dopiero teraz o tym piszę, bo potrzebowałam czasu, by się wypłakać. Tak z miesiąc. Nasza Kicia odeszła, Królowa, która zjawiła się pewnej jesieni bezdomna na naszych schodach, jak w wierszu Roberta Burnsa, "udręczony sierota, który znalazł czuły azyl w naszych zgłodniałych sercach".
I została wtedy. Na prawie 13 lat.
Ukochany kierownik budowy, najmądrzejsza kotka, jaką mieliśmy, kłębek mruczenia, przytulacz, gdy chorowaliśmy, władczyni poduszek, Patrząca w szafkę, odeszła.
Zawsze będziemy cię kochać, Kiciu.
Smutno bardzo:(
OdpowiedzUsuńBardzo. I trzeba z tym smutkiem dalej wędrować:(
UsuńPożegnałam kilka psów, a ciągle są w moim serce. Współczuję
OdpowiedzUsuńTak. Zostają z nami w sercu na zawsze
UsuńSmutno bardzo. Rozumiem to. Nasza Kicia ma 10 lat choruje. Niedawno pożegnaliśmy psa który był z nami 17 lat. Musi być pieskowo-kotkowe niebo gdzieś tam...
OdpowiedzUsuńPłaczę razem z Tobą, Minn.
OdpowiedzUsuń...
UsuńWierzę że nie całkiem odchodzą. Zmieniają stan istnienia. A czasem przychodzą i wtedy wiemy, że są blisko. Przytulam.
Usuń