10 sierpnia 2011

Miętowa suita, sarabanda i czerwone żagle.






 Zrobiłam sobie herbaty ze świeżej mięty i odpoczywam. Kaj kiedys napisał, że herbata  śpiewa. Jak zresztą każdy liść, ziarno czy inny protoplasta pogodnie parującego napoju. Pozostaje pytanie, czy im to umożliwimy. Czy zechcemy, by uwiodły nas swą pieśnią i wytężymy ucho, by oddać się jej kojącym nutom. One tylko na to czekają, prosząc jedynie o moment cierpliwości i atencji, o to, by nie zalewać ich bezmyślnie wrzątkiem, a spróbować sięgnąć pamięcią do czasów, gdy były czymś więcej niż ledwie kolejnym fragmentem pędzącego początku dnia.
Naprawdę, jak te dni pędzą. Niedługo połowa sierpnia, a ja mogę w nieskończoność układac listę rzeczy, których JESZCZE nie zrobiłam.
Niepomalowany plot. Niewypielone truskawki. Nie gotowałam w letniej kuchni- wszystko przez deszcze, które nie pozwoliły nam wywędrowac do nieogrzewanego domku. Nie bylo konfitur z wiśni, bo przez wspomniane deszcze udało się tylko dwa wiadra zerwac. Nie przeczytałam paru książek, które chciałam, nie namalowałam obrazu z sosnami i generalnie nie napisałam ani linijki pracy o mitologii Slowian. A tu już połowa sierpnia prawie, a ja piję herbatę i słucham Sarabande Suite, mysląc o okrętach, które odpływają, rozpinając wysoko czerwony żagiel. Tak brakuje mi przyjaźni, które odeszły, rozmów, które uwielbiałam i ludzi, którzy ogrzewali moje serce. Odpłynęli na tych okrętach, a ja ustawiam moje słoiki w rzędy i tłumaczę srokom na brzozach, jaka jestem silna. O, taka silna! Az ramiona prężę.Tak, wszyscy mamy ważne sprawy i wszyscy jesteśmy wielcy w naszym zakrzątaniu, w naszych walkach z wiatrakami codzienności. Ale kiedy pachnie mięta i śpiewa herbata, brak mi siebie, którą byłam. tej słabej, nie upadającej w otchłań, ale unoszącej się nad nią.
Ale mam żagiel.
Maleńkie rączki dzieci, wiosłujące przez sen. Chwile, gdy czytam Kubusia Puchatka i obrywam z mięty listki. Zgadzam się, trzeba zechcieć być uwiedzionym, czy to przez śpiewające napoje, czy inne formy kontaktu z metafizyką , np. ewoluujące w kocie byty. Mój rudy ewoluuje co prawda na zimę w formę kulistą, ale przynajmniej dąży do pełni i ideału. Niech mu będzie. Ale co ja tu robię...opowiadam wam historie znowu, a ogórki czekają. Lubię jednak  powiedzenie Marii Janion, że energia wymiany opowieści jest jedną z najpotężniejszych sił cywilizacji, a kiedy się kogoś słucha, tworzy się krąg zrozumienia i współczucia. Pieśni nomadów, opowieści osadników. Tego już nie ma. Albo mało jest. A dusza tęskni.

1 komentarz:

  1. Moja dusza też tęskni, Minn, żeby nie było.

    A cokolwiek się zmienia i w cokolwiek ewoluuje, to zawsze zachowuje cząstkę tego, czym było na początku... I jesienią niektóre okręty zawijają do portu, i jeszcze jest czas na to, na co nie ma go w lecie :-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)