Jest wieczór, jestem zamyślona, świat wydaje mi sie okryty tiulem, jak żyrandol w opuszczonym domu, a szary zeszyt leży pusty. Wpadłam na pomysł, by pisać piórem w notesie, jak mi radził Wędrowiec, ale z niejasnych powodów lepiej mi się klekocze na rozchwierutanej klawiaturze, niz staroświecko, w notesie. Stwierdziłam, że jestem medialna, bo najlepiej, jak mam jeszcze otwarte okno z piosenką z youtube, wesoło miga mi gg, sygnalizując, że czyjś pocztowy gołąb dobija się do mojej pocztowej skrzynki, a słowa spływają spod palców.
Obok stoi filiżanka w czerwone maki, a ja myślę o maku Leśmiana i makach Lavanduli i o tym, że w listopadzie lubię nosić czerwone sukienki, a chociaż czerwony szalik czy czapkę...nawet rękawiczki. Okruch barwy, leczący serce od szarości.
Może powinnam mieć czerwony notes?
Średni czyta Anię z Zielonego Wzgórza i musi opisac postać do charakteryzacji. Podpowiadam mu Mateusza, to oznajmia z logiką dzieciństwa:
- Ale on umarł na końcu i nie zamierzam pisać o martwych.
A ja czytam o martwych, czytam o lordzie Rayleigh, który nosił bokobrody jak cesarz Franciszek i który odkrył argon, interesował się falami podczas trzęsień ziemi, promieniowaniem widmowym, oznaczał jednostki elektryczne, zajmował się gazami i w ogóle był niesłychanie aktywny, a jego żona miała na imię Evelyn. Oglądam stare zdjęcia i myślę, kto za sto lat będzie pamiętał moje imię? I jakoś niespecjalnie mi przeszkadza, że nikt. Jestem syta maków, zapachów chłodu, muzyki Bacha i nawet to, że szary notes się na mnie obraził, nie psuje mojego pogodnego zamyślenia.
Mały rysuje dzisiaj prosiaki. Narysował prosiaka o imieniu Pączek, jego siostrę prosiakównę Ulę i jeszcze różowego potomka. Rysuje oblizując usta, z namysłem, jak dzieci z wiersza Miłosza, w żółtym notesie, mazakami za złoty czterdzieści. Jest ciepło, ciemno a moja filiżanka pachnie kardamonem.
A potem pokazuje mi jeszcze jeden obrazek: ludzik siedzi pod drzewem i trzyma jakąś niebieską zmazę.
- Co to?- pytam.
- To podróżnik i on trzyma diamentowy kilof pod drzewem szmaragdowym.
Pozdrawiam wszystkich podróżników, z kilofami i bez.
Mimo wszystko spróbuj z notesem i piórem. Otwórz sobie jakąś stronę podpowiadającą jak kaligrafować, albo sięgnij po książkę http://p.alejka.pl/i2/p_new/00/14/kaligrafia-przewodnik-dla-poczatkujacych-4_0_b.jpg
OdpowiedzUsuńwpoadłam na nią przez przypadek i wsiąkłam :)
Miło wpaść na swój ślad w nieoczekiwanym miejscu, tak pełnym składnych słów i kardamonowych zapachów. Pozdrawiam, póki co jeszcze bez szmaragdowego kilofa :)
Też pozdrawiam, już dawno podglądam lavandulowy, baśniowy świat, urzeczona tym, co można tam znaleźć:)A za kaligrafię chyba się wezmę...kusi....
OdpowiedzUsuń