Przed wejściem do szatni, ostatnie rozmowy z Średniakiem i Małym.
- Mamo, a co to kokoszka?- dopytuje się Średni.
- To taka kura, co znosi jajka- wyjaśniam zgodnie z prawdą.
- A jak się nazywają kury, co nie znoszą jajek?
- Koguty - odpowiada Mały, który czuwa nad sensem rozmowy jak kwestor u Pratchetta.
- No nie, koguty to koguty...po prostu sa kury, które nie znosza jajek i już. Nie niosą się.
- Nie mają uczuć macierzyńskich, czy co?- drąży Średni. Potrącają nas inne dzieci, za kilka minut dzwonek.
- Potem porozmawiamy, idźcie już!- poganiam latorośle. Średni na odchodne raczy mnie jeszcze pointą.
- Mamo, a wiesz jakie są trzy etapy życia kur? Kurczak, kura i udko!
Znikają w szatni a ja dumam nad wyzwolonymi kurami bez uczuć macierzyńskich, kiedy krztusząc się ze śmiechu biegnę do samochodu....
Serio? Są kury, które się nie niosą? Pulardy (te na mięso) nie znoszą jajek, bo są wysterylizowane. Ale czy są kury, które się nie niosą z własnej woli? Bardzo to skomplikowane i też się zadumałam nad kurzym życiem...
OdpowiedzUsuńUwielbiam te teksty Twoich chłopaków ;-))
Uściski!
Feministki....
OdpowiedzUsuńKury się nie niosą, bo się pierzą, jak oznajmiła nam nasza dostawczyni jaj. Powyskubywały sobie pióra i przestały się nieść- nie wiem, czy to depresja listopadowa,czy akt buntu feministycznego, ale chłopaki słyszały tę rozmowę i stąd późniejszy temat:)
OdpowiedzUsuńA faktycznie, moja sąsiadka, która ma kurki, też kiedyś się żaliła, że przestały się nieść, bo zbyt mało światła. Więc jednak depresja... kto by pomyslał, że takie wrażliwe ;-)
OdpowiedzUsuń