Mam syndrom opuszczonego gniazda - Duży wyjechał do przyjaciół na Sylwestra, a ja zmywam naczynia, sprzątam jego pokój i słucham muzyki, którą skomponował. Jakby we mnie były te wszystkie dni, miesiące, lata od początku, pamięć pulchnych rączek, pierwszych kroków, jego uporu, żywotności, zachwytów nad światem. A ze zdjęć patrzą na mnie tak piękne, brązowe oczy roześmianego, dorosłego już mężczyzny. Siadam, wycierając dłonie w fartuszek z jabłkiem na kieszeni - czuję się mamusią Muminka, która przemierza w swoim sercu za długie i za ciemne korytarze.
Synku, niebo się chmurzy
zasłonię cię od burzy...

Zrobiłam pachnącej kawy i słucham muzyki Dużego. Jak wiele czyjeś dzieła mówią o nim, o tych niezbadanych galaktykach wewnątrz. Kiedy stał się wędrowcem, rycerzem tych niewidzialnych krain, w które uczyłam go wierzyć i w które wierzę sama, nadal, mimo wszystko?
Uch. Chodzę po domu. Patrzę za okno. Na gałązkach brzóz i jaśminów żółte kubraczki sikorek, tak wesołe, tak urokliwie chochlikowe. Sikorki, chochliki zimy.
Dzieci są lepsze od nas, piękniejsze od nas, z taką radością idą ku tym drogom, nad którymi my zastanawiamy się, jeszcze wahając. Duży, Średni, Mały, moi rycerze... I z tak wieloma rzeczami trzeba się nieodwołalnie pogodzić, mój domku, moje sikorkowe fraczki, kuchenne królestwo, muzyko chmurnego dnia, gdy brak jednego śmiechu w domu jest jak wycięcie drzew baśniowego lasu...
Wzruszył mnie Twój wpis ogromnie, Ewuniu.
OdpowiedzUsuńTaka kolej rzeczy i trzeba się z tym pogodzić i wierzyć, że dzieci nasze będą szczęśliwe w życiu. Mamo, dzieci nie będą zawsze z Tobą. Na szczęście ja te przeżycia mam już za sobą. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń