Synku, niebo się chmurzy
zasłonię cię od burzy...
Zrobiłam pachnącej kawy i słucham muzyki Dużego. Jak wiele czyjeś dzieła mówią o nim, o tych niezbadanych galaktykach wewnątrz. Kiedy stał się wędrowcem, rycerzem tych niewidzialnych krain, w które uczyłam go wierzyć i w które wierzę sama, nadal, mimo wszystko?
Uch. Chodzę po domu. Patrzę za okno. Na gałązkach brzóz i jaśminów żółte kubraczki sikorek, tak wesołe, tak urokliwie chochlikowe. Sikorki, chochliki zimy.
Dzieci są lepsze od nas, piękniejsze od nas, z taką radością idą ku tym drogom, nad którymi my zastanawiamy się, jeszcze wahając. Duży, Średni, Mały, moi rycerze... I z tak wieloma rzeczami trzeba się nieodwołalnie pogodzić, mój domku, moje sikorkowe fraczki, kuchenne królestwo, muzyko chmurnego dnia, gdy brak jednego śmiechu w domu jest jak wycięcie drzew baśniowego lasu...
Wzruszył mnie Twój wpis ogromnie, Ewuniu.
OdpowiedzUsuńTaka kolej rzeczy i trzeba się z tym pogodzić i wierzyć, że dzieci nasze będą szczęśliwe w życiu. Mamo, dzieci nie będą zawsze z Tobą. Na szczęście ja te przeżycia mam już za sobą. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń