Dzisiaj Makarego. Gdy Makary pogodny, cały styczeń chłodny, a u nas śnieg, deszcz, chmury, wietrzysko. Niestety, ani skrawka błękitnego nieba, więc styczeń chyba chłodny nie będzie. No, chyba, że almanach pani Jadzi z przysłowiami i obliczaniem zmiany pogody po pełni przestał się sprawdzać. Wszystko możliwe, czasy mamy dziwne.
Z wesołych rzeczy, to wycięliśmy choinkę i już stoi w pokoju. Naniosła nam szpilek, liści brzozowych, bo w lesie rosła w towarzystwie, wody z topniejącego śniegu tez naniosła, ale wszystko wynagradza magiczny zapach, który przywędrował z tym leśnym cudem. Puchatka jest bardzo zainteresowana.
Jest coś kusząco, dojmująco chwytającego za serce w takiej nagiej, czystej choince. Wiele razy miałam pokusę, by jej w ogóle nie ubierać, ale w tym roku dostanie specjalne ubranko, Miły dostał prezent od pewnej starszej damy za zrobienie jej kuchennych mebli, zestaw ręcznie robionych ozdób z szydełkowej koronki. Czekają już od wakacji i nie mogę się doczekać, gdy szydełkowe gwiazdki i bombki zawisną na tych kostropatych, nierównych, ale za to z własnego lasu przyniesionych gałązkach.
Póki co, jest tak.
Śnieg, choć mokry i mocno zaprzyjaźniony z deszczem, polukrował jednak trochę ogród i uliczkę Cichą. Wspominałam dzisiaj z Małym chodzenie na sanki, na Papikową Górkę. Dawne czasy, nie pamiętam, kiedy zjeżdżałam... i jeździłam po łyżwach po zamarzniętej na lodową kość rzece i rozlewiskach na łąkach.
— A mama cię puszczała?
No właśnie. Puszczali nas i na łyżwy, i na górkę, i na kuligi, wracało się mokrym od stóp do głów po lepieniu bałwana lub walce w fortach na śnieżki. Ale to były inne czasy, teraz to nie ma takich czasów, rzeka zamarzła tak mocno, że wozy na skróty po niej jeździły i traktory, omijając most, a wylewała aż pod cmentarz, całe hektary ugorów stały pod lodem. Można było na łyżwach mknąć pod Kuraszewską Górę, gdzie legenda umieszczała zamek królowej Bony, a Tata łapał ryby z przerębli...
Teraz rzeka nie zamarzała od lat. Toczy ciemny, wąski nurt w krzakach łozin...Hej, przejaśniło się! Makary mrugnął niebieskim okiem!
Czyli jest szansa na zimny styczeń. Od razu poweselałam.A tu, ze wzruszających rzeczy, Puchatka oglądająca wczoraj z Miłym wspomnienia braciszka.
Przepiękna choinka. Ja w tym roku po raz pierwszy od dawna ubieram sztuczną, ale są szydełkowe anioły i śnieżynki oraz podpatrzone u Was w zeszłe Święta ptaszki z piórek,same wróbelki szare. Nasza kicia już za dorosła nie ekscytuje się choinką, w tym starciu wygrywa kaloryfer i ciepełko.
OdpowiedzUsuńPtaszki obowiązkowo. U nas gołąbki z odzysku po ślubie Dużego zostały.Już ubraliśmy z Małym więc jutro wrzucę obrazki.
Usuń