05 lipca 2016

Dzień czereśniowy


Czereśnia jest Stefanią Grodzieńską wśród drzew w ogrodzie. Dama. Po prostu. I z klasą.
Liście są suche, pachnące, papierowe w dotyku, jak zielone origami. owoce to poemat. Jednocześnie twarde i soczyste, słodkie, ciemne, burgundowe tym szczególnym odcieniem, na widok którego każdy z naturalistów zawyłby z zachwytu. Kora jedwabista wyżej, w dole zdobiona koralikami żywicy. I teraz Mały jak ja kiedyś ściąga te złociste bursztyny czereśniowe, dywagując o prehistorycznych morzach. I dostępności złóż bursztynu pod naszym domem ewentualnie ogrodem. 


Nadeszła wiekopomna chwila i musimy zrywać czereśnie, kompoty już się robią, druga porcja czeka na przygotowanie. Szpaki i kwiczoły jak chytra banda subiektów lata wokoło, zachwalając towar. W gąszczu zielonego origami zrywamy i zrywamy. Uch. Mały wytropił mrówki na gałęzi i wita się z nimi pogodnie:
- Nic się nie bójcie, mrówki, ja jestem człowiekiem, który rozdeptał najmniej mrówek w życiu!


Jak nastanie spokojniejszy wieczór powrzucam więcej zdjęć, tymczasem biegnę do kompotów, celebrować czeresniowy dzień.
Jutro będzie dzień wiśniowy, coś czuję, bo trzy drzewa czekają. Albo ogórkowy, zaczynają się sypać...
Jakie cudowne nasze lato;)

6 komentarzy:

  1. Właśnie jem czereśnie. Pycha!:) Ja zrobiłam dżem czereśniowy. Był problem z domyciem rąk, ale warto.:)
    Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z naszej czeresni zalapalismy sie na 4-y, reszta rozdrapana przez ptaki. Jedna jedyna czeresnia w okolicy. Nikt czeresni nie ma bo to klopot z ptakami. Mielismy siatki - jadly przez siatki, mielismy plastikowe weze i odstraszacze - nic to... Przegralismy... Watka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasza stoi zakamuflowana na koncu ogrodu, w cieniu lasu, chyba jej ptaki nie widzą za dobrze:)

      Usuń
  3. U nas każda ilość tych owoców zostaje zjedzona prawie prosto z drzewa :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mam ogrodu ani swoich drzew,ale mój dobry mąż dostarczył mi ostatnio z 10 kilo czereśnia dwa dni temu poprawił jeszcze podobną ilością wiśni. Bardzo miły widok dla oka, tylko panika gdzieś na dnie serca się rodzi, bo po pierwsze nie posiadam słoików, a po drugie nie mam nabytej ani wrodzonej pamięci robienia przetworów. I troszkę żal, że ominęła mnie radość zbierania, które akurat lubię. Konsekwencje braku porządnych słoików teraz widzę jak na dłoni: z siedmiu słoików jagód, które zaprawiłam w słoiczki darowane od mamy aż cztery odmówiły współpracy. Z tej okazji dziś naleśniki z jagodami, w kolejce czekają kluski parowe z sosem jagodowym na bis. Dwa kompoty z czereśni wypite... Cóż - lato na stole ;) Oby tylko dżem wiśniowy wytrzymał do zimy. Pozdrowienia dla Przyjaciela Mrówek.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)