02 czerwca 2014

Biała magia, czyli czarny bez.




Czarny bez jest niczym jang i jin, najpierw czaruje delikatnością kremowobiałych baldachów, by potem przemienić je w soczyste, lśniące granatem i ametystową czernią jagody. Magia, najczystsza magia, w dodatku pachnąca starą apteką, pergaminami i nieco ostrą, alchemiczną wonią alembików. Mój bez przemienia się właśnie w kuchni magicznie w syrop, bulgocząc w emaliowanym garnuszku, a ja jak średniowieczna alchemiczka mozolnie drapię piórkiem pergamin. Rysuje etykiety, bzowego syropu będę mieć jedną buteleczkę, to etykietę zrobię ręcznie. Sambucus nigra. Po łacinie wszystko brzmi magicznie, przypominają mi się palimpsesty i zagadki w Imieniu róży, sekrety biblioteki...


(...) Bowiem trzy rzeczy przyczyniają się do stworzenia piękna: przede wszystkim niepodzielność lub doskonałość i dlatego za brzydkie mamy rzeczy nie będące całością; następnie, należyta proporcja albo też harmonia; a wreszcie, jasność i światło, i rzeczywiście, nazywamy pięknymi rzeczy barwy jasnej. A ponieważ wizja piękna zawiera w sobie spokój, zaś ze swej natury skłonni jesteśmy za to samo brać chronienie się w pokój, dobro lub piękno, poczułem, że ogarnia mnie lekkie ukojenie...

Mnie też ogarnia ukojenie, zapach bzowych ingrediencji rozchodzi się po domu, a ja przeglądam zdjęcia łąk, na których niepodzielne władanie objął szkarłat dzikiego szczawiu. 



Ogromnie lubię tę niepozorną roślinkę, właśnie teraz, gdy zachodzące słońce wydaje się zamieniać miejscami z morzem traw. Łąka czerwcowa, jak rozmarzona metresa, przeciąga się w barokowej sukni, haftowanej wzorem firletek, jaskrów, z koronkami królowej Anny na zielonych mankietach, z szafirowym paskiem strumienia.


Kadry z filmu o Marii Antoninie...



A gdy strumień płynie sobie dalej, cicho mrucząc metaforami, pokażę wam jeszcze stare domy, odrapane futryny i malutkie okienka, zanim czas zdmuchnie wszystko, jak dzieci zdmuchuja dmuchawiec: dziadek czy babka?




3 komentarze:

  1. A ja chodzę z kwiatkami bzu we włosach ,bo ilekroć przechodzę koło warzywnika to coś na mnie spadnie. Córka mi to uświadomiła ale zanim to zrobiła to pewnie nie raz chodziłam taka po ulicy bo grzebienia rzadko używam :-). Martwi mnie ,że nic z tych kwiatów nie zdążę zrobić w tym roku bo zaczynają opadać a ciągle pada a takie z deszczu się nie nadają. Łacińskich nazw drzew i krzewów uczyłam się równolegle z polskimi bo na książce o drzewach uczyłam się literek i czytałam wszystko. Dziwne ,że niektóre nazwy łacińskie lepiej przyswajałam. Bez to bez czyli lilak czyli syryngia a bez czarny to oczywiście żaden bez tylko sambucus :-) . Jest trochę zamieszania w tych polskich nazwach. Jestem ciekawa tej etykiety . Czy kaligrafujesz? A nad moją szczawiowio macierzankową łąką mogę tylko zapłakać bo skoszona ale jak tylko się rozpogodzi to wyruszę w okolicę żeby oczy nacieszyć.Gdyby nie ten numer na domu, to pomyślałabym ,że to ten ,który stał przy mojej ulicy . Niestety jakiś miesiąc temu go rozebrali. Teraz stanęła tam kontenerowa buda i będzie kebab. Koniec świata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie koniec świata, tylko kebaby będą:)
      Sambucus brzmi cudnie. Prawie jak Pimpinella:)
      Maszku - uważam, że pięknie być kobietą z kwiatami we włosach, nawet nieświadomymi, a co do łąki, straconych bzów i szczawiów, trudno, będą inne cuda. Ja też nie zdążyłam w tym roku całego mnóstwa rzeczy i zaczynam wpadać w nastrój mnicha zen^^

      Usuń
  2. Twoje alchemiczne pichcenie bardziej z Pachnidłem mi się skojarzyło ;) Chociaż odbijając w łacinę to już rzeczywiście w Imię Róży ciągnie (uwielbiam). U mnie bez się chowa przede mną chyba. Wie, że poluję na niego. Tylko taki przy drogach napotykam, więc i z dawką ołowiu niechcianą :/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)