Jak Titanic przez ocean, tak ja sunę ze szkoły do domu, z torbami wypakowanymi po uszy młodą kapustą, ziemniaczkami, a i mleka butelki, chleb, sok, rozmaite obiadowe dobro...
Idę tak, z drugą torbą wypchaną zeszytami, obijającą się o biodro, a zza płotów, zza ogrodzeń, spod mostku płyną do mnie majowe pachnidła, olfaktoryczne symfonie cudów.
Mój Boże, jaśmin... zakwitł w ciągu jednego dnia, biorę w palce waniliową kiść, wtulając nos, czoło w tą najczystszą poezję zapachu, wciągam w płuca esencję mojego lata, szczęśliwa, zapominając o trudnych telefonach, ocenach, klasówkach, zabieganiu... Mój Boże, dzięki Ci za jaśmin...
Ledwie się odrywam i idę jakoś dalej, mijając gargamelową willę, przy której esowate rabatki, tuje, pampasowa trawa i kępy smutnych szałwi, a tu zza rogu wychyla się ku mnie drewniany domek, a przy nim piwonie. Cudne, wieloletnie kępy, dorodne i zdrowe, kule różu i bieli, a zapach... Nogi mi sie uginają, gdy piwonie dołączają do jaśminu, to coś jak duet wiolonczeli i fletu, ze słodyczą melancholii...
- Jakie cudne piwonie...! Jak zazdroszczę, takie królewny wyhodować...
- Jesienią będę rozsadzać, pani dam, pani tylko przyjdzie, to się podzielę, bo wielkie strasznie i tu rabatkę chcę zrobić, chce pani?
- Czy chcę? Na skrzydłach przylecę!
Odrywam się, oddechu aż brak, idę dalej, a w miejscu, gdzie mieszka największa chyba ludzka u nas nędza, nagle dopadają mnie goździki. Pan Bóg jest sprawiedliwy; ci, którym co zimę znika płot, bo idzie do pieca, gdy brak drzewa, a ostatnie lata chude bardzo, bo płot już trzeci rok nie wraca- a więc ci mają kępy goździków rózowych, niziutkich, jak oprószonych srebrem, pachnące jak Sklepy cynamonowe zmieszane z Pachnidłem, wanilia, cynamon, miód i jedwab, aż klęknąć się chce, wtulić głowę i szeptać za Gałczyńskim:
Cicho serce, o tak, połóż głowę
i świt jest dobry i świat miękki jak aksamit
powtarzaj za mną: w nieruchomym, złotym oceanie
płyną łodzie białe i różowe...
Moje majowe pachnidła, jak żyć bez was? Nie da się, nie można, nie wolno.
Gdyby psalmy były kwiatami, byłyby piwoniami, jaśminem i goździkiem.
Maj bez zapachów to nie maj :) Lubię tę porę roku, mam parę jaśminowców i zawsze czekam na ich zapach, tak samo jak na zapach piwonii.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Są niezwykłe, prawda? I niezwykłe jest to, że zapachy się tak absolutnie pamięta, zostaja z nami na zawsze. Pamiętam np. zapach spiżarni Babci i zapach drewna w obórce u dziadziusia... Pamiętam je od 30 lat najmniej.
UsuńPięknie to napisałaś , czuję te zapachy aż tu we Wrocławiu . Ja jestem wzrokowcem ,zachwyca mnie przede wszystkim to co widzę . Pamiętam także głosy ludzi nie widzianych od lat . Pamiętam także klimaty miejsc w których było mi dobrze ,taką mieszaninę odbieraną wszystkimi zmysłami :)
OdpowiedzUsuńSię kobieto marnujesz.... takie pióro, takie opisy ... :-)))
OdpowiedzUsuńA my, " którzyśmytrafilinatenblog " - mamy szczęście...
Nie marnuję się, przecie piszę:)
UsuńMam szczęście, że mam czytaczy, takich jak wy!
Mario - wiesz, chyba najbardziej zapamiętujemy miejsca, w których było nam dobrze, masz rację.
To co piszesz o kwiatach, zapachach, przyrodzie - to czysta poezja prozą... Zawsze tak myślałam o Schulzu, że on pisze prozę, a jakby się poezję czytało...
OdpowiedzUsuńJuż na kilku blogach pochwały piwonii, ja też pisałam, że to moje ulubione kwiaty a zapach jest, no cóż, niech będzie kicz, niebiański:)) Zazdroszczę ci tych obiecanych w jesieni.
Mój stary jaśmin caluteńki w pączkach, gdzieś za tydzień, półtora może, zakwitnie, ależ będzie zapach...
O piwoniach też chcę osobny piwoniowy post, nie wiem, czy zdążę, bo chcę jeszcze o bzie czarnym, ziołach i tarasie... hmmm:)
OdpowiedzUsuńA ja o jaśminie;)))) O jaśminie;)))) Posadziłam jako pierwszy na gruzowisku - i żyje;)))) A jaki piękny;)))
OdpowiedzUsuńWłaśnie za to kocham stare domy - za piwonie, kosmosy, kępy nagietków, za bzy i ten cały pozorny kwietny "bałagan":):) Mam nadzieję, że za rok będę u CIebie Kalino oglądać te przeniesione piwonie:):) Pozdrawiam ciepło!:)
OdpowiedzUsuńPiwonii nigdy dosyć, tym bardziej, że po przeniesieniu troszkę chorują i nie kwitną; czekam już parę lat na prawdziwe kwitnienie piwonii, które dostałam od pewnej kochanej Babci. Stare domy mają ogrody zaprzyjaźnione, są jak małżeństwo z długim stażem- nowe muszą dopiero zawiązac tę nić, obrosnąć w lata, jesienie, zimy... Odpozdrawiam tak samo ciepło, Ingo!
UsuńW piękny sposób poruszyłaś tematy bardzo mi bliskie , z którymi mnie samej zmierzyć się trudno bo zawsze słów brakuje .ZAPACHY. Chłonę świat zapachami. Zmysł powonienia u mnie zdecydowanie dominujący nad innymi.Nawet oczami tak nie zapamiętuję jak nosem właśnie . Nie wiem czy też masz taką zdolność i czy to normalne i powszednie ,że potrafię odtwarzać zapachy gdzieś w zakamarkach mózgu tak na zawołanie.Który najpiękniejszy ? Nie pytaj. A znasz zapach irysów? Nie wiem czy wszystkie ale ta stara odmiany o mniejszych kwiatach w kolorze cytryny? Właśnie od kilku dni obwąchuję i napełniam swoje zapachowe akumulatorki. A u mnie w tej chwili ogród zniewala zapachem kwitnącej irgi a na stoliku bukiet z piwonii i lewkonii. Wyobrażasz sobie ?
OdpowiedzUsuńMaszko, ja też jestem chyba synestezjalna(synestezyjna?), zapachy mieszają mi się z kolorami, z muzyką, ze światłem, staram sobie wyobrazić te lewkonie i piwonie, i mam chyba coś w rodzaju ekstazy:)
Usuń