To Pratchett napisał. Że ceną za to, że możesz coś zrobić jest to, że musisz to robić. Dzisiaj rano te słowa znowu schwytały mnie za gardło.
Ceną za to, że jestem mamą i panią domu jest to, że muszę być panią domu i mamą. Mam to, czego pragnęłam i stoję w zachwycie o piątej rano, gdy słońce topi szron na dachu, pyrkocze w garnku kasza jaglana, a ja zdążyłam już rozpalić w piecu, uprasować Dużemu maturalną koszulę. I myślę o cenach i nagrodach. Ktoś wyliczył ile warta jest praca mamy, czytałam artykuł gdzieś tam. I to wszystko nonsensy, bo takich rzeczy nie przelicza się na pieniądze. Nagrodą i ceną jest to, że jesteśmy i to robimy. To olbrzymi przywilej, nie jakieś chomąto na szyję.
Moim przywilejem i dumą jest prasować koszulę mego maturzysty, wdychać zapach czystego płótna, słuchać szpaków, odrabiać lekcje z Małym, gotować im kakao i pyszne śniadanka. Robić kanapki i zaszywać guziki. Oglądać wieczorem w skupieniu ranki Małego po łażeniu na drzewach ( Mamo, mam jakąś chorobę skórną, zobacz!), liczyć do pierwszego i do dziesięciu. Ceną za to, że mam piękny ogród jest to, że muszę w nim pracować, bo radość z gracowania grządek jest równa bólowi pleców, a za wszystko płacą kosy i rosa, brzęczącą monetą świtu, majowych poranków i dzwoneczków konwalii.
Ceną za to, że jestem mamą i panią domu jest to, że muszę być panią domu i mamą. Mam to, czego pragnęłam i stoję w zachwycie o piątej rano, gdy słońce topi szron na dachu, pyrkocze w garnku kasza jaglana, a ja zdążyłam już rozpalić w piecu, uprasować Dużemu maturalną koszulę. I myślę o cenach i nagrodach. Ktoś wyliczył ile warta jest praca mamy, czytałam artykuł gdzieś tam. I to wszystko nonsensy, bo takich rzeczy nie przelicza się na pieniądze. Nagrodą i ceną jest to, że jesteśmy i to robimy. To olbrzymi przywilej, nie jakieś chomąto na szyję.
Moim przywilejem i dumą jest prasować koszulę mego maturzysty, wdychać zapach czystego płótna, słuchać szpaków, odrabiać lekcje z Małym, gotować im kakao i pyszne śniadanka. Robić kanapki i zaszywać guziki. Oglądać wieczorem w skupieniu ranki Małego po łażeniu na drzewach ( Mamo, mam jakąś chorobę skórną, zobacz!), liczyć do pierwszego i do dziesięciu. Ceną za to, że mam piękny ogród jest to, że muszę w nim pracować, bo radość z gracowania grządek jest równa bólowi pleców, a za wszystko płacą kosy i rosa, brzęczącą monetą świtu, majowych poranków i dzwoneczków konwalii.
Ceną za to, że mogę być nauczycielem, gdy uczę zdolne i kochane dzieci jest to, że muszę być nauczycielem dla mniej zdolnych i mniej umiejących kochać, bo kto ich nauczy i pokocha, jeśli wszyscy wybiorą sobie tych lepszych?
Na szczęście świat to nie sklep.
Na szczęście świat to nie sklep.
A wiesz, co mnie ktoś ostatnio powiedział pewien znajomy (nota bene singiel pod 40-tkę) - że jestem "typem żony: przynieś, wynieś, pozamiataj" - nie powiem czuję duży żal;)))) i jakoś mi tak dziwnie, że są ludzie, którzy znają mnie tyle lat, a goowno o mnie wiedzą;) Ale te słowa też świadczą o tym, że nie szanuje on ludzkiej pracy w ogóle, nie szanuje ludzi po prostu. No bo że nie szanuje mnie, to rzecz oczywista;)
OdpowiedzUsuńLubię jeszcze powiedzenie, że by uważać na marzenia, bo się spełnią - moje marzenia z dzieciństwa się jakoś tam spełniły, ale czasami ciężar tego spełnienia jest nie do udźwignięcia;)))) I wtedy trzeba sobie przypomnieć tę małą dziewczynkę z warkoczykiem, która WŁAŚNIE TEGO chciała - no to teraz MA:)))))
no żeby łącznie miało być;)
UsuńChyba właśnie dla takich ludzi co innych nie szanują, takie przeliczenia na pieniądze są robione, bo by za nic pracy kobiety w domu nie docenili. Pewnie i wielu o mnie tak myśli, ale ja lubię, a nawet kocham to co robię i moja druga Połowa to docenia i szanuje - i to jest dla mnie najważniejsze. Ludzie chcą w nas jakieś stereotypy dostrzegać, a my się po prostu i zwyczajnie uzupełniamy, wedle naszych możliwości i umiejętności :)
UsuńPodoba mi się to, co piszesz o marzeniach z dzieciństwa, Kreciku, ale myslę, że jakoś jednak do udźwignięcia, bo dźwigamy, choć czasem sobie trzeba przypominać: tak, o tym marzyłam, pamiętam. Praca w domu jest pracą ubogacającą wszystkich, tworzącą dom- bez tego domu nie ma, bez nas wszystkich dom tworzących. I coraz bardziej się przekonuję, że w tych czasach to właśnie domy sa ostoją i największym dobrem. Bardzo ciepło pozdrawiam!
UsuńLudzie kochają stereotypy, bo one zwalniają z myślenia.
OdpowiedzUsuńDom zawsze był ostoją, a przynajmniej powinien być. Tylko ludziom wartości się pofyrtały, gonią za ułudą i kupują sobie pozłotkę. Odnoszę jednak wrażenie, że to troszeczkę się zmienia.
Wiesz, Kalino, miewam podobne refleksje, kiedy patrzę na zalany słońcem świat przez okno mojej kuchni.
A ja wiem o co chodzi (chyba..). Moja Mama właściwie nie pracowała - zaraz po maturze i pierwszej pracy wyszła za mąż i urodziła, jedno, później drugie dziecko. Wybrała bycie Mamą, kiedy byliśmy starsi troszkę popracowała to tu, to tam, na pół etatu, "na waciki" jak mawiał tato...po 14 latach tato odszedł, założył drugą rodzinę z kobietą...bardzo czynną zawodowo. Mama dostała śmieszne alimenty na nas, musiała iść do pracy. I nagle okazało się, że bycie mamą na cały etat niczego jej nie dało, nikt jej nie chciał, niczego nie umiała...Stąd głosy, żeby "wyliczać" ile warta jest realnie i materialnie praca pełnoetatowych Mam, że to wcale nie takie "nic", że kobiety powinny być choć ubezpieczone, żeby w takich właśnie sytuacjach jak nasza móc w przyszłości liczyć na rentę, emeryturę - bo dokonały wyboru. Pomna tego przez co przeszła Mama NIGDY nie zrezygnuję z pełnoetatowej pracy. Wolę ciągnąć trzy etaty: Mamy, Gospodyni i ten swój projektowy choć mam świadomość, że nie jestem w 100% dobra z żadnego z nich (no bo doba jest tylko jedna, a spać też kiedyś muszę...:)) Nauczyłam się podobnie jak Ty, Krecik i tysiące kobiet na świecie odpoczywać przy pracy, myśleć przy prasowaniu, rozwiązywać problemy Syna podczas pielenia grządek czy wspólnego grabienia trawnika, znajdować czas na bycie z M podczas przerwy na kawę kiedy to spotykamy się wpół drogi między ogrodem a remontem piwnicy:) i nauczyłam się "zwalać" część obowiązków domowych na innych:) co mnie trochę odciąża. Kalinko, najlepszego dla Maturzysty, zapach koszuli bezcenny:) Krecie mi tez mówią, że usługuję, ale mam to w pompce, mój M codziennie rano przynosi mi kawę DO ŁÓŻKA, więc mogę mu za to trochę pousługiwać przy kolacji:) A ogród o piątej rano - bezcenny!
OdpowiedzUsuńMagduś, czasem mi się myśli, że jednak kobieta jest zaprojektowana doskonale, bo da się te trzy etaty uciągnąć, a nawet znaleźć czas na spanie:}
UsuńMasz rację, tysiące kobiet tak robią i warto czasem się zastanowić, nie tylko przed dniem matki, że to rzecz niezwykła, takie zwykłe kobiece życie. Może gdybym miała inne kobiety w rodzie, myslałabym inaczej, ale moje mnie uczą siły i o tej cudnej piątej godzinie czasem mam wrażenie jak szepczą mi: dasz radę...
Zapach prasowanej koszuli, rozkwitający bez, szpaki zdobywające w pocie dzioba śniadanko - Kreciku, pięknie jest.
Po pierwsze, to o której Ty na Boga wstajesz?! Nie wiem czy dałabym radę... Podziwiam normalnie.
OdpowiedzUsuńJa aktualnie uczę się pogodzić bycie mamą, gospodynią i etat. Oczywiście chwilowo nie ogarniam i przytłacza mnie to troszkę, ale dojdę do wprawy :)
Natomiast co do Pratchetta... 15go premiera nowej książki ;)