28 maja 2014

Dać dziecku całe powietrze



Idę szkolnym korytarzem i widzę słodki i miły nauczycielskim oczom widok; oto szeregi pochylonych nad książkami uczniów, mniejszych i większych, a każdy czyta ze skupieniem, z zapałem, czoło marszczy, minę marsową przybiera, widać wiedzę wtłacza do opornej głowy...
Nie, to nie sen.
To zwyczajny dzień w szkole pod koniec roku szkolnego, a owi męczennicy nauki to poprawiający oceny.
- Prosz pani... proszpani, czy jak przyniosę jeden relief i dwie rzeźby z gazety, wyjdzie mi szóstka?
- Proszpani... ile mi brakuje do czwórki? Mogę przynieść na jutro cztery zaległe prace?
- Jutro nie mamy plastyki - tłumaczę rozczochranemu młodzieńcowi z klasy V, który z desperacją w oczach przypiera mnie pod salą chemii.  Kątem oka widzę oblężoną koleżankę z geografii, która opędza się trzymanymi w ręku sprawdzianami.
- To nic, przyniosę na polski! - nic nie stropi mego petenta.
Poprawiają z fizyki, z biologii, ba, nawet z wu- efu. Dzisiaj w zdumienie wprawiła mnie szczupła dzieweczka z klasy IV desperacjo oświadczająca, że jest w stanie poprawić na jutro około dwudziestu ocen z polskiego, w tym sprawdziany, kartkówki i dyktanda, jeśli tylko pani pozwoli.
Pani nie pozwoliła, bo rzecz byłaby godna księgi Guinnessa, a znając możliwości dobrej z serca ale okrutnie z polskiego słabiutkiej dzieweczki, niewykonalne. Na widok jej wypracowań, cytując Makuszyńskiego, Mickiewicz płakałby w niebie i tłukł dostojną głową o twardą gwiazdę.
 Ci, co rok cały spędzali w błogim nieróbstwie, nagle zapierają się w żywe oczy, że kochają księgi, gotowi są pisać sążniste wypracowania i zostać po ósmej  lekcji, byle spędzić czas z "Przygodami Tomka Sawyera". Kiedy owe obietnice, deklaracje i przysięgi nie pomagają, wytaczane są cięższe działa w postaci babć i ciotek, ojców z niepokojem w oczach i mam nerwowo ściskających torebki, z wilgotnymi oczyma.
- Proszpani... proszpani... 
Zawsze mnie zdumiewa ten czas, nieodmiennie od lat. I cóż, jeśli ów delikwent dopuścił się tylko "lekkomyślności miłych i nikogo nie krzywdzących",szczerze wyznaje, że na widok Sienkiewicza go wstrząsa, a o Robinsonie wie tylko, że brodaty był z niego jegomość, to próbujemy. Przygotowuję testy, sprawdzam uzupełniane i nagle odkryte, zakurzone ćwiczenia, mówię mamie, przyciskającej mnie w sklepie między regałem z warzywem a nabiałem, że owszem, jest nadzieja, ważne, że chce, że jak się zmobilizuje, to nadrobi... damy radę.

- Nie, epitet to nie część mowy. Zacznijmy jeszcze raz...
- Brody ich długie, kręcone wą... wąsiska...

Klasa piąta opisywała dzisiaj zwierzę domowe, czyli pupila. Rezolutny, podgolony dżentelmen ogryzając długopis nasmarował mi epopeję pt. Mucha Domowa. Tłumaczył, że stwór  żyje w domu, czyli zwierzę domowe, zgadza się, muchy on sam lubi, traktuje jak pupile i uważa za obiekt niezwykle interesujący.
Skonfiskowałam trzy ludziki lego, którymi bawił się inny, ale zlitowałam się i oddałam na przerwie. Pomogłam narysować chomika europejskiego. Uczyliśmy się udzielać pierwszej pomocy, czego efektem było zabandażowanie połowy klasy szóstej. Skończyłam monitorowanie podstawy programowej i dałam nadzieję kilku nagłym fanatykom plastyki, którzy z blaskiem w oczach deklarowali, że do piątku przyniosą wszystkie zaległe od 3 miesięcy prace plastyczne, w tym barokowy ornament i papierową wieżę Eiffla.
Korczak mi się przypomniał:

...dać dziecku całe powietrze, słońce, całą życzliwość, jaka mu się należy, niezależnie od zasług czy win, zalet czy przywar







 Na zdjęciu; moi szóstoklasiści:)

9 komentarzy:

  1. Ech, nie zawsze to proste te korczakowskie zasady wprowadzać w życie...
    Co zrobiłaś z Muchą Domową jako pupilem???

    OdpowiedzUsuń
  2. Potraktowałam z powagą:) Może być mucha, byle opis porządny.
    Zasady nieproste, nie. I nie wszystkie na teraz, dla nas, dla obecnych dzieciaków. Ale lubię korczakowskiego ducha, który pozwala mi sie uśmiechać w niełatwej pracy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedyś ,jakieś 30 lat temu ,namiętnie czytałam Korczaka ,jakos w księgarniach było go wtedy sporo ,kupowałam więc wszystko co się ukazało na rynku .Zaraz potem zmieniłam zawód i zaczełam edukację w Studium Wychowania Przedszkolnego . Jednym z przedmiotów była historia wychowania , którą po prostu lekceważyłam . Uczył nas tego facet , z którym od czasu do czasu ,wspólnie wracaliśmy po zajęciach ,no i wygadałam się z mojego lekkiego traktowania ,tej nieszczęsnej historii . Na egzaminie były trzy pytania ,jedno z historii i jej nieznajomość nie obniżała stopnia ,ale oblewała egzamin . AAAAAAAAAAA ja dostałam pytanie z Korczaka ,kurcze odwdzięczył mi się ;)
    Zaskoczyła mnie twoja strona ,taka odmieniona :) Bardzo ładna taka subtelna :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Nowy wystrój strony jest dziełem Dużego, bawi się graficznie i poprawia mi to i owo, stworzył też logo:) Cześć mu i chwała!
    Co do Korczaka- żałuję, że jest zapomniany, bo wiele z tego, o czym pisał, to fundamenty edukacji. Szacunek, spokój, życzliwość, prawo do błędów... cóż, wielu moich kolegów i koleżanek uważa, że Korczak jest przestarzały, a czasy się zmieniły. Dla mnie, po 20 blisko latach pracy z młodzieżą, nadal to część mojej pedagogicznej tożsamości...

    OdpowiedzUsuń
  5. Uśmiałam się czytając o Musze Domowej!
    Lubię takie kwiatki w pracy z dziećmi. Pracuję w klasach 1-3 i często mam różne przykłady takiej twórczości, np. " Co robi twoja rodzina? Mama jest sprzątaczką, tata buduje domy, a siostra pracuje przy komputerze. Ściera kurz i myje podłogi " :)))
    Pozdrawiam
    Beata

    OdpowiedzUsuń
  6. Serdecznie pozdrawiam koleżankę po fachu:) Też uwielbiam szkolny humor, terapia śmiechem. Podziwiam uczących w 1- 3, ileż tam cierpliwości trzeba!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jaki piękny baner! Już wiem, że to dzieło Dużego, choć zupełnie nie wygląda na męskie dzieło, taki subtelny i romantyczny ;-)
    Czasy się zmieniły, ale zasady Korczaka pozostają uniwersalne... cóż z tego, że niewygodne i niemodne.
    Muszą Cię kochać Twoi uczniowie ;-))

    OdpowiedzUsuń
  8. Inkwi, Duży jest chyba nie mniejszym romantykiem, niż ja:) Jako matka z bezwstydną dumą podziwiam jego zmysł estetyczny i jak widzisz, wykorzystuję.
    Moi uczniowie... chyba lubimy się nawzajem, choć czasem oni jęczą, a ja załamuję ręce. Bywa różnie, jak Babcia mawiała, raz na polu, raz w bruźnie.
    Pozdrawiamy rogate owieczki i wasze cudne łąki!

    OdpowiedzUsuń
  9. Korczak niestety jakoś w zapomnienie poszedł. A on nie tylko w szkołach ale i w wychowaniu w domach powinien być pamiętany...
    A baner Dużego lodzio-miodzio!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)