Cudne zdjęcie stąd
Poziomki kwitną, po raz kolejny zawstydzając mnie hojnością - tyle ich, tych jasnych kwiatków, a wcale o nie nie dbałam, zasiały się same w szczelinach skalniaka, między miętą, pod kokoryczkami. Otaczałam opieką wychuchane lilie, podsypywałam lepszą ziemią róże, a tymczasem na różach plantacje mszyc, lilie coś żre, pewnie ślimaki- a poziomek mnóstwo, zdrowych i ślicznych. Jak to wytłumaczyć?
Ha. Zagadka wszechświata.
Gdzieś kiedyś przeczytałam, że dobre dzieci potrzebują dobrego nauczyciela, ale trudne dzieci- najlepszego.
Czuję się czasem nie najlepszym nauczycielem.
Czuję, jakby wiele moich słów, dziesiątki rozmów z tymi trudnymi, najtrudniejszymi rozwiewały się jak dmuchawce na wietrze.
Czuję się tak, że wstyd mi przed Korczakiem, bo mogę dać moim trudnym rozmowy, głęboki oddech, by nie wybuchnąć, gdy zaboli, ale nie mogę zmienić ich życia. Rodzin, które niosą na chudych plecach jak ślimaki wynaturzone muszle. Nie ma czasem mam, które zrobią kanapkę i zacerują dziurę w spodniach. Nie ma często ojca, który by był przykładem cudownego, silnego mężczyzny, który kocha i który ustawia do pionu, gdy zawiruje coś w młodej, niemądrej głowie. Czasem nie ma nawet niczego, jest tylko ta wylewająca się agresja, złość na świat, na szkołę, na mnie, bo wymagam, a nie mogę im pomóc.
Ale czasem błyśnie promyk słońca. Jak dzisiaj, gdy snuliśmy z czwartoklasistami plany założenia redakcji szkolnej gazety we wrześniu, gdy rozdzielali sobie funkcje, kto naczelny, kto reporter, kto od reklamy, od sportu... A potem chudziutka blondyneczka, która kiedyś nie wróciła do domu, bo dostała gorszą ocenę na koniec, więc schowała się w piwnicy, aż ją sąsiedzi znaleźli- a więc chudziutka moja aż klasnęła, oznajmiając- czemu już nie jest wrzesień, proszę pani, jak ja wytrzymam do września? Pani się nie zawiedzie, ja mam ukryte zdolności, pani zobaczy!
Wzruszam się.
Patrzę.
Na ich wyciągnięte skarpetki, na entuzjazm w oczach, który tak szybko gaśnie, na tych trudnych, spluwających pod cudze nogi, z rękoma w kieszeniach, ze zmrużonymi oczyma, których niby nic już nie interesuje, ale w końcu robią mi rzeźbę z gazety, przegryzając taśmę zębami w skupieniu, sklejając papierowe cudaki... by potem rzucić taką wiązanką, że szewc by oczy otworzył.
Marudzę, wiem. Zmęczenie materiału.
Kornel Makuszyński, kolejny mój pocieszacz napisał - z daleka wszystkie godziny szkolne błękitnieją.
Niech błękitnieją, jak niebo. Trzeba mi tego.
Wrocilam wczoraj z wycieczki dwudniowej, jednonocnej. Spalam raptem 2 godziny - ciagle pilnowanie, odsylanie do pokoi, itd, itp. Co raz mniej ludzi to robi, z tego wlasnie powodu. Wydaje sie, ze w kraju dobrobytu jest to zbedne, przeciez maja okazje napewno z rodzicami, byc w roznych miejscach i uczestniczyc w socjalnych wymianach miedzy soba. Okazuje sie bledne myslenie. Wiele z nich nawet nie widzialo naszego glownego miasta - raptem 30 minut drogi od nas, Stad tradycyjnie juz organizuje wycieczke na koniec roku do Toronto, zaczynamy od Fort York - brytyjskie poczatki, a potem mamy architektoniczny spacer - czesc nawet nie kojarzy po co, z rzezbami, ciekawymi budynkami, instalacjami artystycznymi - w czasie tego wlasnie tour dowiedzialam sie, ze kazdy bank ma 2% tego co wydaje na sama reprezentacyjna budowle w centrum miasta wydac na sztuke w srodku. Jedna z instalacji kosztowala pol miliona. Wiekszosc ze studentow nie wychodzi na dwor, graja w gry w domu. Zjawisko - Home poor. Nie poor home. To nie jest bieda w domu, to jest kupienie domu, czesto ponad stan i wyrzekanie sie wszystkiego aby go splacic. Nasz narodowy sport duzo kosztuje, kazdego roku trzeba kupic sprzet i lyzwy i zaplacic klubowe skladki, tez tylko maly procent rodzicow to robi. Oboz letni tygodniowy prowadzony przez tutejsze kluby (nie innych kultur) kosztuje tyle ile miesiac w PL na obozie dla dzieci. Duzo dzieci siedzi w domu w czasie wakacji. Malo tez jezdzi pod namiot, sprzet przeciez kosztuje. Nie mowiac juz o dzieciach z subsydiowanych przez rzad domach. Wszedzie te same problemy - alkoholizm, narkotyki, przestepczosc. Tu zeby sie przeszlo wystarczy 50 %. Zreszta nikogo w podstawowce sie nie zatrzymuje aby powtarzac. Tez sa dzieci, ktore nie pokazuja swoich ocen rodzicom, i chociaz podpis jest wymagany przy zwrocie testu to ich portfolio to ja przymykam na to oko. Oceny nie sa najwazniejsze w zyciu. Jestem wymagajaca ale nie kosztem ich zdrowia. Zawsze bedzie ten dylemat. Jak wiec przygotowac ich najlepiej na ten swiat, ktory dla wielu jest zimny i nieprzyjazny? Potrzebuja wszak tylko jednego nauczyciela, ktory wplynie na ich zycie (wedlug tutejszych statystyk, nie cala wioske jak bylo to modne do niedawna). Tylko jednego...
OdpowiedzUsuńBardzo to ciekawe, co piszesz, Watko, realia trochę inne niż w Polsce, ale problemy te same. To wyrzekanie się wielu niezbędnych dla rozwoju rzeczy, by nabyć coś innego, u nas wielu rodziców nie da dzieciakom pieniędzy na bilet do teatru, na wycieczkę w celu zwiedzania czegoś, bo to zbędne, ale za to dzieciaki już nawet w klasie I mają komórki lepsze niż nauczyciel, tablety itp... Trzeba dużo tłumaczyć, pokazywać dzieciom piękne, mądre rzeczy, ciągle się nie poddawać, robić za siłaczkę i budząc się rano, myśleć o nich z uśmiechem, wierząc, ciągle i wciąż. Dla mnie nauczyciel to brzmi pięknie, to wspaniały zawód, choć ogromnie obciążający emocjonalnie.
UsuńWatko, to bardzo niezwykłe co piszesz. To znaczy niezwykłe dla nas, jak sądzę. Nigdy nie pomyślałam, że w kraju dobrobytu są aż takie problemy , wydawałoby się, że to jednak inny pułap rozwoju społecznego, a tu w zasadzie, jak Kalina zauważyła, problemy identyczne. Coraz bardziej mi się wydaje, że przygotowanie ich do życia w obecnym świecie jest coraz trudniejszym zadaniem... Ja też z tego zawodu, chociaż nieaktywna zawodowo.
UsuńKalino, wakacje idą - odpoczniesz;) Miałam ostatnio gościnne warsztaty pisarskie dla uczniów jednego z gimnazjum i liceum - dwóch tylko chłopaków, inteligentnych, ale strasznie zadziornych, zbyt pewnych siebie - co w tym wieku normalne - ogłosiło bunt: "Nie będą nic pisać!" Odpuściłam. Zajęłam się piszącymi. Napisali fajne rzeczy, każdy wiersz był potem omówiony, przedyskutowany. Wypowiadali się rzeczowo, zainteresowali się tym, ocknęli się, zrodziła się chemia, zrobiło się fajnie. Jak zawsze;)
OdpowiedzUsuńWtedy jeden z nich, widząc, że czas się kończy, naścibolił coś na karteczce i bardzo chciał się też tym pochwalić - to był bardzo udany wiersz - wszystkim się spodobał;)
Jego kolega uniósł się honorem - "nie napiszę to nie napiszę". Ale też chyba coś w nim drgnęło, bo po zajęciach poczekał na mnie i powiedział, że chętnie przyśle mi coś na maila, gdybym chciała poświęcić mu trochę uwagi, a potem odeskortował mnie do ronda na swoim rowerze: "Żeby się pani nie zgubiła w obcym mieście";)))))
Najpiękniejsza chwila, gdy się otwierają, gdy ten błysk w oku widzisz i już wiesz - "trafiony-zatopiony";)))
Oj, w tym roku odpocznę bardzo bardzo, szykuje mi się długi wyjazd, a twoje warsztaty- cudo, opisujesz tak barwnie, jakbym tam była i widziała. Mam takich samych atamanów, wiem, jak to jest^^ To z rowerem cudne:)
UsuńNo dżentelmen jak się patrzy;) Ciekawe, czy przyjdzie we wtorek;)
UsuńKalinko, wakacje już blisko, pojawi się znów niezbędny dystans i wrócisz we wrześniu z błyskiem w oku, zobaczysz:))) No i wspaniały tajemniczy wyjazd w perspektywie, jest na co czekać. Uściski:))
OdpowiedzUsuńUściski, Mikuś. Wakacje bardzo blisko, a jeszcze biwak z klasą w domkach nad rzeką wczesniej, rowerowy rajd, ognisko pożegnalne, klasę, której byłam wychowawczynia żegnam, bo ida do gimnazjum. I tak jak Watka- pisanie świadectw ( na szczęście komputerowe), pisanie arkuszy (niestety ręczne), w sumie koło 14 dni nie licząc wolnych i Nadejdzie Wiekopomna Chwila, czyli koniec tego trudnego roku. Marzę o błysku w oku, bo teraz przypominam tego misia https://www.youtube.com/watch?v=nBTeLJUlOlg
UsuńBidok, zasnął po drodze... Mnie się raz zdarzyło zasnąć u dentysty na fotelu:)))
UsuńTylko okolo dwudziestu dni dla mnie, nie liczac sobot i niedziel. A teraz najbardziej goracy czas z pisaniem swiadectw opisowych, ocena w procentach dla starszych studentow, potem opis co i dlaczego, ktory zabiera wieki, ma byc jezykowo dostepny dla rodzica aby zrozumial a jednoczesnie ma zawierac politycznie dobrane slownictwo aby nikogo nie urazic i nie zionac negatywizmem :) Czekam podobnie jak ty Kalino na te wakacje z utesknieniem, po raz pierwszy nie biore zadnych dodatkowych kursow tylko odpoczywam. Ten rok byl dla mnie ciezki. Tak jak juz wspominalam, mialam w tym roku 6 dzieci z zachowaniem, trzech nie rozumiejacych angielskiego - niedawno przyjechali (zabiera 5 lat zeby opanowac, a 13 zeby master, wedlug badan), pozatym na czesc zajec mam wlaczona specjalna klase, robi sie to aby chore psychicznie czy zachowawczo dzieci nie czuly sie odizolowane. Biore je tez na niektore wycieczki z moja klasa. Czy to pracuje? Moze nie pracuje w kontekscie wiedzy, musza miec napisane nawet inne testy (ich pamiec moze miec tylko 9-19% umiejetnosci zapamietywania, w luznym przetlumaczeniu). Tak w ogole jak pisze testy to sa to trzy rodzaje w tej samej klasie. Jeden regularny, drugi dla nie umiejacych jezyka i trzeci dla dzieci. specjalnych. Inna tresc i format. Ale sa to pierwsze dzieci, ktore ci dziekuja i sa zadowolone ze wszystkiego. Ucza mnie za kazdym razem - skromnosci i cierpliwosci.
OdpowiedzUsuńWatko, jestem pełna podziwu i szacunku dla twojej pracy. Pozdrawiam serdecznie
UsuńDziekuje Miko.
Usuń