... ściągam buty, woda jeszcze chlupie gdzieniegdzie niżej, choć wyżyny pełne traw są suche i wonne, przesiane wiatrem i słońcem. Jaskry, srebrniki, firletki, trybule, trawy - szmaragdowe morze jest najcudniejszą łąkoterapią. Zmęczona wracam po szkole moim ulubionym Wietnamem, po obu stronach podmokła łąka, mogąca udawać ryżowisko, jest też strumień - wielkie ci dzięki, jasny strumyku za twoje piosenki! Zmęczona brodzę w tym ruchomym oceanie, ruchome w ruchomym, jak Nautilus płyniemy na tym barwnym kobiercu, a złe rzeczy odchodzą, raniący szkolny hałas, trudne dzieciaki, masa papierów, biurokracja, zmęczenie końcoworoczne, wszystko. Jestem ja i łąka. Cichutko wygląda z dna serca mała, zachwycona Kalina, drepcąca boso przez jaskry i koniczyny...
Zabieram was na łąki, przynoszę wiersz Miłosza i moje zdjęcia i już nic nie mówię, teraz tylko położyć się w ciszy, na tej suchej, wonnej wyżynce, wśród mietlic, srebrnych baletnic kostrzewy, wśród komosy i wiechlin. Niech nas otuli koniczyna a błękit owionie znużone głowy. Głogi kwitną, niosą zapach nadchodzącego na palcach lata. Cii. Tak dobrze:)
Dzięki Ci, Panie, za łąki...
Łąka
Była to łąka nadrzeczna, bujna, sprzed sianokosów,
W nieskazitelnym dniu czerwcowego słońca.
Całe życie szukałem jej, znalazłem i rozpoznałem:
Rosły tu trawy i kwiaty kiedyś znajome dziecku.
Przez na wpół przymknięte powieki
wchłaniałem świetlistość.
I zapach mnie ogarnął, ustało wszelkie wiedzenie.
Nagle poczułem, że znikam i płaczę ze szczęścia.
Była to łąka nadrzeczna, bujna, sprzed sianokosów,
W nieskazitelnym dniu czerwcowego słońca.
Całe życie szukałem jej, znalazłem i rozpoznałem:
Rosły tu trawy i kwiaty kiedyś znajome dziecku.
Przez na wpół przymknięte powieki
wchłaniałem świetlistość.
I zapach mnie ogarnął, ustało wszelkie wiedzenie.
Nagle poczułem, że znikam i płaczę ze szczęścia.
Ja nie mam po drodze żadnej łąki :) Ale wybiorę się za miasto na łąki gdy będą kwitły maki, lubię je fotografować.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Maki to poezja, Talibro, też na nie czekam. W łąkach niesamowita jest zmiennośc kolorów. Po jaskrach nadejdzie czas dzikiego szczawiu, będą też maki, będa purpury i fiolet...
UsuńNie umie fotografowac tak, jak Duży, alke staram się oddać choć trochę nastrój. Cieszę się, że wam sie podoba. Pozdrawiamy ciepło!
Taka woda przecinająca łąki ,w rodzinnych stonach mojego ojca nazywała się struga .Chodziliśmy tam latem moczyć nogi . Na polnej drodze rozlewała się tworząc bród , pamiętam jak przejeżdżało sie przez niego ,jadąc do wioski obok :) Dziękuję Kalino za łąki i za wspomnienia :)
OdpowiedzUsuńKoniec roku szkolnego to zwariowany okres ,jeszcze pamiętam ;). Pomimo to że ja pracowałam w przedszkolu u nas to był także szalony okres ,pełen imprez i....biurokracji ,ona była najgorsza . Nie pracuję już kilkanaście lat ,a jeszcze kilka lat temu śniło mi się ,że mam nieuzupełniony dziennik . W przedszkolu w dzienniku opisywało się dzień podzielony na trzy części i ja w tych snach miałam miesięczne zaległości ;)
Też mam takie sny, że czegoś zapomniałam uzupełnić... najgorsze teraz jest monitorowanie podstawy programowej, nawet nie będę wyjasniać, co to, bo koszmarek.
UsuńMario, struga- brzmi pięknie. Tak źródlanie.
Też moczymy w niej nogi z Małym:)
Ale piękna łąka, położyłabym się tak na niej...
OdpowiedzUsuńI wyobraź sobie to bzyczenie, cykanie, mruczenie, wiaterek, słońce...
UsuńMam wszystko, poza strugą. Ale ją sobie kiedyś (?) zrobię! Po strudze brodziłam z Dziadkiem. Fascynowało mnie to, co dzieje się na czyściutkim (wtedy) piasku na dnie.
OdpowiedzUsuń