07 kwietnia 2020

Kwietniowy azyl


Zachciało mi się na śniadanie do owsianki scones.  Polubiłam je w Szkocji, robi się błyskawicznie, przepis choćby stąd, a ciepłe smakują nieziemsko, posmarowane świeżym masłem.




Posiałam już wszystko prawie, co miałam posiać, jeszcze dosiewam koktailowe pomidorki, a w szklarni teraz małe przedszkole doniczkowe - niedługo skończą mi się doniczki, żeby upychac rozsadę.
Dzisiaj spróbuję posiać moje cztery nasiona gunnery - zdobyłam i spróbuję wyhodować, wygląda jak trzymetrowy rabarbar. Ciekawe czy coś z nasionek wzejdzie.
Miły zajął się robieniem podlewania, bo u nas strasznie sucho, studnię mamy własną i rok temu wspaniale nam się sprawdziło kropelkowe w szklarni i zraszacze na zewnątrz.



Było tak, a teraz wysuwa się nos zraszacza i robi tak.


Ustrojstwo, które to kontroluje siedzi na pergoli i jestem z niego bardzo zadowolona - można ustawić, by włączało się samo np dwa razy na dzien po 15 minut. Można przełączać między zraszaczami lub dawać wszystkie na raz, na zmiany. TYlko trzeba było rowki pokopać pod przewody z wodą pod trawnikiem.


Machnęłam na obiad placki ziemniaczane i babkę. Znikło w godzinę.


A teraz wracam do siania, z powodu przymrozków na wszystkim posianym agrowłóknina, czekam z utęsknieniem na cieplejsze noce, żeby rozkwitły drzewka ałyczek i śliwek mirabelek... one pierwsze zaczynąją hanami, a ja czuję, że bardzo hanami mi trzeba. Rozweselić serce.

 Byłam dzisiaj w sklepie, u nas też trzeba odstać swoje, ludzie żartują, że jak w peerelu znowu, kolejki, niby wtorek, niby zwykły czas ryneczku, jeden siwy pan pyta drugiego: a u was jest ten wirus, czy nie ma? A drugi wzdycha  na to: a ja wiem jego, czy jest, czy nie ma, jak jego nie widać?
Trzymają w pergaminowych dłoniach stare torby o powycieranych uszach. Ktoś niesie płyn do mycia szyb. Ktoś taką samą czarownicową miotłę.

Wiosna, ludzie sprzątają. Po drodze widzę jak sąsiadka myje okna.
Uśmiecham się, czuję jak blisko jestem Wielkanocy... mimo wszystko.

Kupiłam koniczynę perską, posiać na łączce dla pszczół.
Skończyłam sprawdzać próbne egzaminy.
Forscycje rozkwitły - a jutro pełnia. Różowa.
Patrzę jak chłopaki śpią jeszcze spokojnie, na kuchence pyrkocze bigos. Kot wyleguje się w plamie słońca. Aż mnie w sercu ściska na ten nasz mały azyl. Zdrowia, dobrych myśli wszystkim.



2 komentarze:

  1. Proszę, niech Pani publikuje teraz na blogu jak najczęściej, są takim promykiem w tej oszalałej teraźniejszości

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)