Tak teraz wygląda nasz ugorek za domem. W sumie nie nasz, a kogoś tam, od dłuższego czasu niesprzedawalny, bo właściciele za spłachetek ziemi dają cenę zaporową. W zeszłym roku omal nawet nie pozyskałam sąsiadki, bo była chętna na kupno bardzo miła doktor pediatra, która po przejściach chciała zbudować tu domek na wsi, ale cena odstraszyła i ją. Więc ugorek należy teraz nadal do kwitnących ałyczek, purpurowej jasnoty, szpaków, zdziczałych porzeczek i błękitnego nieba. I jeży, które przychodzą wieczorem wyjadać resztki z miski, którą wystawiam dla głodnych psów i kotów z okolic. Do tej miski nawet lis potrafi przyjść, więc miejscówka potrzebna.
Puszcza też pąki czeremcha i nasz ligustrowy żywopłot na działce za domem.Uwielbiam tę zieloną mgiełkę- tak samo zaczynają wyglądać brzozy, transparentna, migotliwa woalka zieleni, gdy się zmruży oczy.
Pigwowiec też się szykuje na hanami. Żonkile w rozkwicie, codziennie więcej i więcej. W szklarni jest co robić, ciągle rozsada, jak nie sianie to podlewanie, a Kicia nie będzie przecież siedzieć na ziemi, I kto to widział, taki mały zydelek dla kota. Dalibyście większy. Ogon się ledwie mieści, a robota sama się nie przypilnuje!
Wyższy taborecik robi za stół, a stary fotel samochodowy za kanapę. Uwielbiam pić kawę z Miłym w szklarni, snując marzenia, jak pieknie będzie, gdy wszystko wyrośnie.
A ja ciągle zachwycam się kocurkiem. Fajny zwierzak.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję rację w stu procentach:)
UsuńPrawie poczułam ten aromat ałyczowego kwiecia. Pozdrawiam serdecznie wszystkich i roslinność Waszą też.
OdpowiedzUsuń