14 września 2015

O zmęczeniu i śliwkowej zupie.

W zasadzie nie powinnam, w końcu to ledwie połowa września. Ale czuję się trochę takim zasuszonym winogronem, bo i w wielkim świecie naokoło i w małym bardzo dużo zgiełku,  jakichś szarych smutków i zwykłego zmęczenia. Więc dzisiaj myślałam sobie, żeby siebie poweselić i na duchu podtrzymać,  o darach jesieni i o tym, że Leszek Długosz śpiewał o dniu w kolorze śliwkowym. I co by nie było, śliwki właśnie dojrzewają, a pani Ćwierczakiewiczowa podaje przepis na zupę śliwkową:

„Pół garnca śliwek węgierek, po oczyszczeniu z robaków, nalać wodą tak, aby objęła śliwki i gotować mięszając żeby się śliwki nie przypaliły. Skoro się rozgotują, przecedzić przez durszlak, wsypać cynamonu, pół funta cukru, szklankę wody rozbić z łyżką mąki, zagotować razem i podać z grzankami smażonemi na maśle. Wiele osób zaprawia tę zupę śmietaną, bez śmietany jednak daleko jest smaczniejsza i zdrowsza. Należy ją podawać na ciepło.”



Po czerni jeżyny, po liściu kaliny. Podlewam pomidory, jeszcze ciągle owocują. Muszę posadzić jesienne truskawki, muszę zrobić porządek w warzywniku. Za dwa tygodnie nasze młode już z domowego gniazda wylecą na studia. Mały pisze na polski opis lasu, a po deszczach w lasach prawdziwych, na horyzontach błękitniejących grzyby już, których nie mam czasu zbierać. Za dwie niedziele Światyj Kryż, ostatni odpust tego roku, ostatnie kolorowe jarmarki. Zrobię więc sobie tę śliwkową zupę i knedle do tego,  i będę czekać na pełnię żniwiarzy i na nieodwołalne sprowadzenie się jesieni. A tymczasem czas sobie mija nas. Urodziny dwóch mam, Miłego i Średniaka. Odloty rodziny i jaskółek. Przekwitnięcie ostatniej angielskiej róży. Dzisiaj jakoś serce mi się ścisnęło, gdy mama Miłego rzekła, że oto dobrze już by było drzewo na zimę do piwnicy zwozić. Jakże to tak? Niesprawiedliwość.


- To się w głowie nie mieści
Że tak szumi szeleści
Tak bliziutko, o krok, prawie tuż
Głębokimi rzekami, pachnącymi szuwarami
Idzie jesień
I prosto w nasz próg...



7 komentarzy:

  1. "Po oczyszczeniu z robaków" - kapitalne, hehe...!
    A knedle też już robiłam i też z masełkiem i bułką tartą.
    Wczoraj w pobliskim lesie znaleźlismy przez czysty przypadek tylko jednego borowika, ale za to zdrowiutkiego i ogromnego jak talerzyk. Pójdzie do zupy.
    Więcej grzybów nie było.
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Urszulo, bo wtenczas śliwki organiczne i ekologiczne pewnie były, niepryskane:)

      Usuń
  2. Nostalgicznie i smakowicie u Ciebie dzisiaj... Muszę też zrobić sobie taką zupę. A grzybów u mnie nadal nie ma, wciąż za sucho .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to ciekawe, jak smaczne jedzenie poprawia człowiekowi humor:)

      Usuń
  3. Też zapiszę sobie ten przepis. Bardzo lubię zapach śliwek. Zawsze kojarzą mi się z zimnymi dniami, jako ich przyjemna strona. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kalinko, cudny Twój blog, od dawna czytam i sie zachwycam. Jesteś niezwykła! I dlatego pozwoliłam sobie dzisiaj na malutki komentarz, żeby na ideale nie było nawet ryski - ĆwierCZakiewiczowa nazywała się owa słynna kucharka:)) Pozdrawiam AGa:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)