Naczelnikiem rodu Sinclairów był Malcolm Ian Sinclair, 20 earl Caithness. Ich zawołaniem rodowym było "Commit the work to God." Tytułowali się "książętami wysp Orkney", wybudowali kaplicę Rosslyn Chapel i to ku ruinach ich zamku wędrowaliśmy ścieżynami wśród bluszczu, wędrowcy z innych czasów i innego świata...
To na tych wzgórzach Sinclairowie polowali z ogarami, razek z królem Ryszarem Brucem, za białym jeleniem. Lasy porastąją łany czosnku nieźwiedziego - czy wtedy też? Jesteśmy w baśni...
I oto wyłania się, prawdziwy, zrujnowany szkocki zamek. Z XIV wieku. Te kamienie mają sześćset lat. A ja zamykam oczy i widzę rycerzy na koniach, wjeżdżających dumnie na kamienny dziedziniec.
Rosslyn Castle. Podobno spłonął w 1447 roku, bo służącej zginął pies i szukała go ze świecą pod łóżkiem.. Cytuję za stroną "Zamki Szkocji"
"Z budynków bramnych, stanowiących pierwszą linię obrony głównego zamku, do dnia dzisiejszego przetrwały jedynie fragmenty. U szczytu najlepiej zachowanego odcinka, oryginalnie flankującego łukowatą bramę od strony wschodniej, wciąż widoczna jest podstawa okrągłej, przykrytej niegdyś stożkowatym dachem bartyzany. Z pewnością podobna wieżyczka ulokowana była także po drugiej stronie głównego wejścia. Tuż nad nim ulokowany był ponadto, ozdobiony herbem rodu St Clair, machikuł. Kolejne, otwarte już bartyzany znajdowały się na przeciwległych rogach tego skrzydła. Wysoki fragment muru położony od wschodniej (na lewo) strony głównego wejścia jest jedyną pozostałością tzw. skrzydła północnego, czyli masywnej, mieszkalno – obronnej wieży. Kolejny budynek, lecz już nie tak okazały mieścił się także po przeciwnej, zachodniej stronie od wejścia. Najstarsza i najważniejsza część zamku, potężny donżon, ulokowany był w najwyższym punkcie skały, na południowo – zachodnim rogu dziedzińca. Z tej położonej na planie prostokąta, o wymiarach 16 na 12 metrów i murach dochodzących do grubości około 2.9 metrów, budowli zachowała się jedynie ściana zachodnia i maleńki fragment ściany południowej. Z uwagi na znaczny stopień zniszczenia trudno jest więc obecnie ustalić jej oryginalny układ wewnętrzny. Z pewnością jednak mieściła pięć pięter. Położona na parterze spiżarnia wyposażona była w kolebkowe sklepienie. Na pierwszym piętrze wieży tradycyjnie ulokowany był hall. Na tym też poziomie, od strony południowej, znajdowało się główne wejście. W tej sytuacji dostęp do niego był możliwy jedynie za pomocą drabiny lub łatwych do usunięcia drewnianych schodów. Kolejne piętra przeznaczone były natomiast do prywatnego użytku lorda i jego rodziny. Szczyt wieży zwieńczały ponadto wyposażone w machikuły blanki."
Podobno, kiedy umiera jakiś członek z rodu St Clair, do dzisiaj okna kaplicy Rosslyn wypełniają się krwawą łuną. Gdzie byli, gdzie wędrowali? Byli Szkotami na krucjatach, nieśli serce króla Ryszarda do Jerozolimy, zbudowali ten zamek, unikalny konstrukcyjnie w skali całej Szkocji, na 3 metrowej litej skale, sam główny hall miał 16,5 na 7 metrów; to tu przy ogniu z kominka senior Saintclairów siadywał ze swymi ogarami u stóp, a ogary nazywały się Help i Hold...
"Rodzina St Clair (przez kolejnych członków rodu używane były także inne wersje nazwiska: Sinclair, Santoclair, de Saint Clair) przybyła do Szkocji w okresie panowania króla Malcolm’a Camore (ok.1031 – 1093). W drugiej połowie XI wieku – William (ok. 1028 – 1070), syn Waldernusa, hrabia St Clair (w francuskiej Normandii) walczył w Anglii u boku Wilhelma Zdobywcy (ok. 1028 – 1087), między innymi w bitwie pod Hastings (14 października 1066). Dwa lata później, w roku 1068 towarzyszył on także księżnej Margaret (ok.1045 – 1093, przyszłej św. Małgorzacie) w jej podróży do Szkocji, (celem poślubienia króla Malcolma). Ten, w podzięce za lojalną służbę względem swej przyszłej małżonki nadał William’owi „w wieczyste użytkowanie” baronię Roslin"- cytuję za tą stroną.
StClairowie tłukli się we wszystkich szkockich bitwach, w swoich czerwonych tartanach. 7 baron Roslin, Henry StClair otrzymał za waleczność w bitwie od króla Ryszara Bruce'a jego własny, królewski miecz. Kolejny StClair, Henry, odkrył Wyspy Owcze, Grenlandię oraz ok. roku 1398 dotarł aż do północnej części Ameryki Północnej. Czytam o tym wszystkim, stojąc w łuku zachowanej ściany donżonu i myślę, myślę o przemijającym czasie, a nad głową wiatr ze wzgórz, głosy kosów i zapach kwitnących, dzikich wiśni...
Zamek Roslin został wymieniony w poemacie „Rosabelle”, autorstwa sir Waltera Scotta (1771 – 1832) oraz uwieczniony w balladzie „Roslin Castle”, pióra Richarda Hewitta of Cumberland (zm. 1764).
Te cudne krajobrazy, lasy, wzgórza i drogi to dolinka miejscowej rzeki, spadającej kaskadami w dole pod zamkiem, pod arkadowym mostem, płynącej z Pentlands Hill, North Esk.
Według miejscowych legend zamek jest nawiedzony przez kilka zjaw. Jedną z nich jest widmo czarnego rycerza na czarnym koniu. Inna opowieść dotyczy tzw. „Białej Pani” strzegącej ukrytego w zamku skarbu. W tej przypowieści skarb zostanie odkryty przez tego, któremu uda się zbudzić pogrążoną w wiecznym śnie kobietę. By tak się stało, należy w odpowiednim momencie, stojąc na właściwym stopniu odnalezionym wśród wielu zamkowych schodów, zadąć w róg. Kilkukrotnie w zamkowych ruinach miano widzieć także zjawę dużego psa, zabitego wraz ze swoim angielskim panem podczas bitwy w roku 1303. Podobno często w nocy rozlega się jego przerażający skowyt...
O kaplicy Rosslyn, legendach, templariuszach i poezji następnym razem...dzisiaj cicho odchodzimy Esk Valley, zostawiając za sobą baśnie, bluszcz i szepty szkockiej rzeki i kamieni.
Dzisiaj, na koniec, Żonkile Wordswortha i widok na Pentlandy.
Żonkile
Wędrowałem samotnie niczym chmura
Płynąca ponad dolinami i omiatająca wzgórza,
Kiedy nagle ujrzałem żółty tuman,
Całą łąkę falującą w złotych żonkilach;
Obok jeziora, pod drzewami,
Pląsającą, trzepoczącą z wiatru powiewami.
Z niesłabnącą siłą błyszczały te kwiaty jak gwiazdy
Migoczące nocą gdzieś na mlecznej drodze,
Linią bez końca rozciągnięte po horyzont blady
Wzdłuż brzegu biegnące w dal przy zatoce:
Dziesięć tysięcy od razu widziałem za jednym spojrzeniem,
Pochylających główki i zajętych swym tańcem.
Fale poniżej nich też w tańcu pląsały, ale kwiaty
Przewyższały połyskliwe fale swą radością:-
I poeta bez zadumy był szczęśliwy cały
Gdy czas spędzał z tak wesołą i pogodną kompanią:
Patrzyłem wciąż i patrzyłem, ale nie przeczuwałem
Jakim bogactwem, tak patrząc faktycznie się napawałem:
Bo często później kiedy byłem w domu
W nastroju przygnębienia, chłodu i obcości,
Znów widziałem tamte kwiaty przyniesione we wspomnieniu
Które jest błogosławieństwem samotności,
I znów się skrzy moje serce ich radosnymi pląsami,
I znów tańczę z żonkilami.
1807
Dziewczyno ! Jesteś "obłędna" w swoich opisach i przekazywaniu wrażeń. Jakbym tam z Wami był. Teraz czytam i oglądami filmy "Gra o tron" i te Twoje przekazy,jak ulał,pasują do moich czytelniczych odczuć.
OdpowiedzUsuńKamienne mury, mroczny las, wszystko magiczne :)
OdpowiedzUsuń