02 maja 2016

Stokrotki w Edynburgu, kręte zaułki i pałac królowej.

W ciągu następnego dnia cztery pory roku - pada deszcz, grad, słońce, pogoń chmur. Mamo, tu jest cały czas wiosnojesień, mówi zdziwiony Mały. Powoli przyzwyczajam się do nieustannego wiatru, wdzierającego się pod kaptur, rumieniącego policzki. Na ulicach mewy obok gołębi, zaułki miejskie idą w górę i w dół, a ze szczytów schodów widać nieustannie rudawy masyw góry Artura, pokrytej kolcolistem. Dzisiaj idziemy na stare miasto, kiedyś nazywane Starym Kopciuchem - Auld Reekie.


Edynburg prawa miejskie uzyskał w 1329 roku, a od 1437 stał się stolicą Szkocji i siedzibą szkockiego parlamentu. Wędrujemy Królewską Milą, uliczką, która ogromnie przypomina mi Gdańsk. Kamieniczki, turyści, nastrój średniowiecza, tutaj dodatkowo wzmocniony tą edynburską, burą barwą siwego beżu ściemniałych, kamiennych ścian.




Wszystko jest szarobrązowe. Katedra św. Gila (Idziego), z pinaklami, wieżyczkami i gotycką dekoracją, zamek, pałac Holyrood. Kamieniczki. Uliczki. Bruk smagany wiatrem i spłukiwany deszczem. Enklawy zieleni, w które wpadamy z zachwytem - ogrody królowej, gdzie zasychają już przekwitające łany żonkili i narcyzów...



 Ogromnie podoba mi się niefrasobliwość na pół dzikich ogrodów. Trawniki są przystrzyżone, żywopłoty też, ale reszta to dzicz, chwasty, barwinek, kępy srebrników judasza, jakieś krzaki, pokrzywy nawet na trawnikach w centrum miasta...



Robię zdjęcia pomnikom - Adama Smitha, Waltera Scotta, Wellingtona. Przypomina mi się wuj Wellington z Błękitnego Zamku. Przy okazji przypominają się też wiersze Topaza McGonagalla, uznawanego za najbardziej kiepskiego poetę świata. Szkot, piszący o Edynburgu właśnie, podający się z tupetem za królewskiego pisarza, obrzucany śledziami, jajkami i czerstwym chlebem przy recytacji swoich wierszy - dzisiaj jego rękopis można kupić za 3 tys funtów i poczytać co następuje:

Więc rozliczni turyści, dobrą radę wam dam:
Przyjedźcie po Edynburgu chodzić tam i siam
Bo jedynie w tym mieście nie szkoda wam czasu,
By podziwiać widoki i pomniki w pełnej krasie.

(tłum. Małgorzaty Fabianowskiej)




Znajdujemy dudziarza, czerwone budki telefoniczne, schody jakubowe. Odwiedzamy kawiarnię, w której pisano Harrego Pottera, Muzeum Narodowe i niesamowitą Bibliotekę Narodową, gdzie trafiamy na wystawę o średniowiecznych plagach od dżumy po cholerę i trąd, z oszałamiającą ekspozycją medycznych i naukowych manuskryptów, w tym najstarszego podręcznika medycznego, z grafikami ziół, inskrypcjami, a nawet zasuszoną w formalinie ręką trędowatego...


Deszcz zlewa nas kilkakrotnie, słońce wysusza, a od wiatru jesteśmy rumiani jak jabłuszka. Chłonę całą sobą nastrój tego niezwykłego miasta, a pod powiekami mam stokrotki z ogrodów królowej, strzeliste wieżyczki na tle szafiru morza i  kręte uliczki Edynburga.


2 komentarze:

  1. Dobrze, że przynajmniej pierwszy dzień mieliście bezdeszczowy. W mieście można poradzić sobie z deszczem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chłonę to miasto razem z wami Malgosia

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)