Wyobraźcie sobie wzgórza, pokryte setkami i tysiącami wiosennych kwiatów. Wyobraźcie sobie...
Jest bardzo cicho, bo najbliższa droga zostaje kilka kilometrów dalej, w dole, a tutaj gdzie się wspinamy, tylko bezkres nieba, wiatr i wzgórza, pokryte raz lasem, raz kępami kolcolistów czy wrzosem. Szlaki są oznaczone bardziej niż skromnie, idzie się instynktem i śladem ścieżki w górę, ciągle w górę. Najwyższy szczyt na który wyleźliśmy nazywa się Allemuir Hill i ma 493 metry. Nogi naprawdę potrafią zaboleć...
Po pewnym czasie jest już po prostu tak. Zbocza zaczynają się zielenić, pasą się na nich konie w kolorowych kubraczkach. Może od deszczu? Wysoko jest wyciąg narciarski i zjazdy na sucho, pełne dzieciarni z rodzicami. Nisko łagodne zbocza, małe płotki, daleka panorama miasta.
Dojechać można piętrusem nr 4, od miasta jedzie się godzinę, w towarzystwie uprzejmych Szkotów, czekających na odjazd w bardzo grzecznej kolejce, z monitoringiem na pięterku i kierowcą, któremu się dziękuje za przejazd. W ogóle kolejki to fenomen, ludzie stoją niezwykle karnie, przed nami grupka okolczykowanych młodzieńców w łańcuchach, za nami dziarskie szkockie staruszki z różowymi lub zielonymi włosami. Nikt się nie przepycha, ekskjuzmi, czy państwo czekacie na 26? Nie, na 4. O, przepraszam, myślałem, że to nasza kolejka...
O szkockich zwyczajach, ludziach, wizycie na zamku, kościołach, lochach i Ocean Terminal napiszę następnym razem:)
Chciałabym zobaczyć to wszystko na własne oczy , maszerować po stokach i cieszyć się życiem. Malgosia
OdpowiedzUsuńCudnie...i pogoda sprzyja :))
OdpowiedzUsuń