25 lipca 2016

O leniwej niedzieli

Bardzo lubię leniwe niedziele. A najlepsze leniwe niedziele są w cienistym ogrodzie mamy, kiedy jest tak ciepło, że przyjemnie jeść na dworze, ale nie aż tak ciepło, by nie cieszyć się pogawędkami z rodziną, pieczonymi ziemniaczkami i marcinkiem... ale po kolei.



Świętowaliśmy na zapas Annę, bo ilość Ann w rodzinie jest bliska masy krytycznej. W tygodniu nikt nie ma czasu, dalekie miasta, praca i urlopy już powybierane, tak więc zostaje niedziela. A ta była wyjątkowo piękna.








Opanowałam leżak. Nikt mnie z niego nie ruszy, bo obok miałam klematis, a w lipach gruchały gruchacze. Czasem jest tak, że człowiek prawie nie czuje samotności, że zawijają się sciany świata i w cieple bezpiecznego gniazda można przymknąć oczy, zwinąc się w ufny kłębek i być. Tak po prostu...

Jak w Mistrzu i Małgorzacie:

"Oto twój dom, oto twój wieczysty dom, który otrzymałeś w nagrodę. Widzę już okno weneckie i dzikie wino, które wspina się pod sam dach. (...) Wiem, że wieczorem odwiedzą cię ci, których kochasz, którzy cię interesują, ci, co nie zakłócą twojego spokoju. Będą ci grali, będą ci śpiewali, zobaczysz, jak jasno jest w pokoju, kiedy palą się świece."

 


Lubię te rodzinne rozmowy z łatwością przeskakujące od kuzyna cioci Jadzi po Titanica i wymieranie niedźwiedzi. Księżyce Jowisza z najlepszą zgodą towarzyszyły antycznym potworom ze szczególnym uwzględniem Lewiatana. Trochę podsunąć się musiały tematy genealogicznego drzewa, żeby zmieściła się niesamowita historia o próbie wskoczenia tłustej kotki Mamy na zlew w celu wypicia wody z kranu, ale wszystko skończyło się dobrze. W towarzystwie było dwóch historyków, dwóch socjologów i dwie polonistki więc trudna sprawa z odebraniem głosu komukolwiek. Zresztą, jadło się i gadało przepysznie. Ziemniaczki pieczone ze skórką,  sałatka z rzymskiej sałaty nieziemsko smaczna, a biegające po ogrodzie maluchy były jak jasne promyki. Nowe pokolenie, radujące serce.



I Mama z bukietem róż.
Muszę to zapamiętać, tę ciszę, głosy dzieci, łagodne półcienie i śmiech,  na zimowe, surowe poranki.
I dzielę się piosenką, która mnie zauroczyła. Tak po prostu.





4 komentarze:

  1. Tych Ann w mojej rodzinie również sporo ale wydaje mi się,że to imię tak piękne ,że nigdy za wiele. Tym sposobem i ja i moja siostra mamy po jednej Ani ale i jedna z prababć była Ania i jedna z babć i cioteczki Hanki są i kuzynki. Ale to jutro.Dziś za to Krzysiów święto więc my mieliśmy krzysiowy weekend bo mam w domu aż dwóch.Piękne są te chwile letniego lenistwa. Jeśli tylko potrafisz je sobie gdzieś przechowywać na gorsze dni , to rób to. Potrafią ratować życie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potrafię, Maszku, magazynuje i trzymam blisko:) I czasem zaglądam na bloga potem, zdjęcia i słowa... wszystko pozwala wrócić. Pozdrawiamyy wszystkie Anny i Krzysztofów!

      Usuń
  2. Bardzo lubię oglądać zdjęcia miejsc które znam. W myślach przenoszę się tam i jestem razem z ludźmi których kocham. Dzisiejsza technika daje wspaniałe możliwości takiego "podróżowania".

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)