Było się na wywiadówce. W ramach uatrakcyjnienia straszliwych męczarni, rodzicom pokazano pokazową lekcję z rytmiki. Pełen entuzjazmu prowadzący zademonstrował kilku dzieciakom bebenek i sztucznie słodkim i radosnym tonem (którym mówią wszyscy, którym się wydaje, że wiedzą, jak mówić do dzieci) zaczął:
- A teraz kochane dzieciaczki, kto mi powie, jak nazywa się kraina, z której pochodzi bębenek? Dodam, że mieszkają tam straszliwe lwy, żyrafy, zebry...no, no? Tak, widzę twoją rączkę! Powiedz wszystkim, jak nazywa się ta kraina?
A Mały ze stoickim spokojem wstał i oznajmił:
- Cyrk!
I wiecie co? Żadne z dzieci się nie śmiało w tym momencie. Tylko dorośli...
I ja je doskonale rozumiałam: oczywiście, że cyrk.
Dzieci nie są sztucznie słodkie. Mam ich trójkę, więc wiem, co mówię. Mój Średni odkopywał po kilku dniach zakopanego kota, żeby zobaczyć, jak się rozłożył. Mały, którego ostatnio wieźlismy do szpitala z rozbitym łukiem brwiowym bardziej bał się lekarza, niż przejmował się własną głową. Prowadzili hodowlę pająków i z upodobaniem wypytywali mnie, jak wygląda kremacja.A propos kremacji, to ostatnio rodzina prowadziła dyskusję przy sniadaniu, kto chce być gdzie rozsypany: mąz zażądał w ogrodzie, a ostatecznie wspaniałomyslnie stwierdził,że może zostać przerobiony na diament do pierścionka, ponoć są firmy, które robią takie usługi. Stąd entuzjazm dzieci i ich ciekawość. Tak, dzieciństwo jest przedziwna krainą. Lepszą, niż cyrk.
Przed wścibstwem Średniego katecheta chował się za palmą na korytarzu szkolnym, widząc, jak mój potomek nadchodzi, wiem to z opowieści nauczycieli. Średni bowiem zażądał udowodnienia, kogo Bóg stworzył wcześniej, aniołów czy ludzi i nie odpuszczał, aż katecheta wpadł w palmową depresję.Mały przyniósł mi szarańczę bez nogi, a Duży od kilku dni, zainspirowany obrazkiem z internetu woła na Średniego "Forward, slave", czyli Naprzód, niewolniku, jakby kto nie rozumiał.Tak, relacje braterskie zawsze mieli skomplikowane...
Pozdrawiam wszystkich jesiennie, biegnę sprzątać i gotowac żurek.
Czytam znowu Winnetou i marzę o wyprawach Marco Polo, zapachach korzennych targów i hurysach, palących wodne fajki. Znaczy, typowe, jesienne zachowania Kaliny...Pocieszcie mnie, że mam normalne dzieci...
Czy to, że parsknęłam śmiechem przez nos, gdy padła odpowiedź na pytanie nauczyciela, świadczy o tym, że już jestem bardziej dorosłym niż dzieckiem...? Bo jak tak, to wpadam w depresję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jak przez nos, to dopuszczalne, Merenwnen :D
OdpowiedzUsuńCyrk! Nawet bez bębenka...
OdpowiedzUsuńHm...jako hasło literowa do umieszczania komentarza wyskoczyło mi "GROCYC" Fascynują mnie te literowe zlepki :P
OdpowiedzUsuńAch jakie żywe te dzieci - gratulacje :) Mówię poważnie. Taka nieskrępowana osobowość to poletko na którym wyrosną najwspanialsze mandragory :)
OdpowiedzUsuńuściski Kalinko :*