19 stycznia 2014

Chmury z ołowiu, pięć latarni, mróz i ogacanie królików



R. S. Woodward


Zimowy świat nie wydaje się stworzony dla ludzi. Dzisiaj chmury były z ołowiu, niebo z lodu, a mroźny wiatr przenikał do kości, dobierając się do ostatnich źródełek ciepła w zziębniętym ciele. W takie dni brzozy mają gałęzie z rubinowego szkła, a sine lasy na horyzoncie są jak pasma podartego jedwabiu.  W takie dni dobrze siedzieć przy kominku czy kaloryferze, zaprzyjaźnić się z termoforem i miską migdałów z żurawiną, które podjada się, czytając dobre, ciepłe rzeczy i słuchając mruczącej muzyki.
W takie dni ugorami za Kalinowem wędruje Lodowa Pani.

– Tu rosły jabłka – powiedział Muminek uprzejmie.
– Ale teraz rośnie tu śnieg – odpowiedziała Too-tiki obojętnie, idąc dalej.

Ogaciliśmy dzisiaj klatkę królikom, choć stoi w zaciszu, to jednak mróz dobiera się do niej lodowatymi palcami. Wczoraj zmarzła im kapusta. Nie chcę, by spotkał je los wiewiórki, która spojrzała w oczy mroźnej wróżki. Jak mróz się będzie dalej szarogęsić, jakoś wciągniemy klatkę do piwnicy; będzie ciemniej, ale cieplej.

Gdy unoszę głowę, pisząc, widzę pięć migotliwych świateł, pięć narnijskich latarni- tam, gdzie ulica Cicha zakręca w prawo, ku skupionym przy sobie, jak zmarznięte króliki, domom. Tam mieszkają ci, którzy wybrali życie jeden przy drugim, podwórze przy podwórzu, płot przy płocie. Zaglądają sobie do okien swoimi trzepakami, magazynkami, strzyżonymi tujami, obok siebie wyciągają się zagonki kapusty i ziemniaków, a sąsiadki mogą gawędzić, opierając się o bramki. Tu, gdzie stoi nasz domek, jest tylko szepczący las, ugór, brzozy i rząd wysokich topoli, a na zakręcie Dawniej Opuszczony Dom, teraz mający już lokatora. Niebo ciemnieje tu przeczuciem nocy, ani jedna latarnia nie oświetla ciemnej ściany lasu. Lubię mrok tej części podwórza, wystarczy mi, że ulicę mam od frontu, a sąsiadów dalej. Tu rządzi jękliwy wiatr, niosący mróz z zamarzłych mokradeł i skrobiący niewidzialnymi pazurkami po szybie okna, za którym siedzę w blasku lampy. Tu czuję prawdziwą zimę i spokojnie mogę czekać na wiosnę. Taką, jak u Muminka:

Nadchodziła wiosna, ale nie tak, jak ją sobie wyobrażał. Już nie ta, która uwolniła go od nieznanego i wrogiego świata, lecz wiosna, która była dalszym ciągiem wszystkiego co przeżył, przezwyciężył i co sobie przyswoił.

1 komentarz:

  1. Ty nawet mroźną i śnieżną zimę potrafisz pięknie opisać :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)