Kłapiąc bosymi stopami po deskach podłogi wędruję do kuchni, cisząc się chłodem, niespiesznym porankiem, urlopem, który nadszedł i wizją wypicia zbożowej kawy w dużym, gorącym kubku.
Mały zbiega z wesołym łoskotem po jesionowych schodach; też ma wolny dzień i chce wykorzystać poranek, dopadając laptopa i podbijając Podziemia. Mały ma wizję. Chce zostać Imperatorem.
- Pokonałem Królową Sukkubów! - oznajmia zadowolony - Co to są sukkuby, mamo?
Ekhm... myślę chwilę, po czym oznajmiam z determinacją:
- Takie złe duchy. Bardzo kusicielskie.
- No to już po nich - Mały radośnie eksploruje mapę "hirołsów" - Zobacz, przyłączają się do mnie widma, zombie i smoki! Grałem archaniołami, ale nudne, są za silne. Miałem szesnaście archaniołów i wszystko rozwalały, mamusiu. Smoki są lepsze. I minotaur. Bardzo wrażliwe są takie minotaury, jak ktoś go walnie, to zawsze oddają, wiesz? Bardzo wrażliwe.
Zostawiam go z wrażliwymi potworami o rogatych łbach i wędruję popatrzeć na sople, lodowe dzwonki na szybach i przestwór nieskalanego śniegu, po ciemną linię topoli. Jaki piękny dzień. Jak waha się dymek nad kubkiem kawy, kolejny tańczący z ciszą.
Szczęście mruga do mnie porozumiewawczo, gdy rozsiadam się z kawą nad poranną gazetą.
- Tak, królestwo do podbicia! - dobiega z pokoju radosny okrzyk Imperatora.
Praga w lutym 2o12. Śliczne zdjęcie stąd.
Pewnie niektórym panom łezka się w oku zakręci jako ten dym nad dachem ośnieżonym. Szkoda, ech szkoda sukkubów ;)
OdpowiedzUsuńI ja zbożową głównie pijam :-)
OdpowiedzUsuńZdjęcie wyjątkowe.
A opis dnia ociepla serducho :-)
To na deser piękny kawałek z Hobbita - zasłuchuję się już od miesiąca w kółko: http://www.youtube.com/watch?v=2fngvQS_PmQ
OdpowiedzUsuń