Zobaczyłam ją, tę werandę, jak należy, z jednej strony oblaną złotym syropem słońca, z drugiej zacienioną, z wiklinowymi, białymi meblami, z oleandrem pieszczonym przez wiatr i od razu stanęła mi przed oczyma Nora Lefurgey, dawna przyjaciółka Lucy. To tutaj, w 1932 roku odwiedziła ją, tu piły razem smakującą letnim wieczorem herbatę, po okolicznych łąkach i zagajnikach wędrowały, szukając dzikich truskawek. Nora była nauczycielką w Cavendisch, ale znały się już od dziecka. W archiwach Uniwersytetu w Gualph znajduje się pamiętnik, pisany przez Norę i Lucy od stycznia do czerwca 1903 roku, będący ogromnie łakomym kąskiem dla wszystkich badaczy literatury. Tu spotykamy Norę po raz pierwszy, dziewczyńskie żarty, podwiązki, pierwsze flirty. Ale są i szczere, głębokie smutki: "Jestem zmęczona życiem, bo w ostatnich pięciu latach życie było dla mnie firmą"
(I am tired of existence, life has been asorry business for me these fast five years".
Nora - (1880-1977), urodzona na Wyspie Księcia Edwarda, była wyjątkową osobą. Jej ojciec był reporterem parlamentarnym, a sama Nora była bardziej śmiała i zuchwała, niż kiedykolwiek odważyłaby się Lucy. Wczytuję się w pracę Irene Gammel z Uniwersytetu Ryersona, Life Writing as Masquerade: The Many Faces of LM Montgomery, która pisze, że Nora była androgynicznym uzupełnieniem Lucy. Nora nosiła spodnie. Ścigała się konno. Paliła papierosy, była czarująca i wyrafinowana. Z nią Lucy mogła być sobą - i śmiać się. Kupiłam dzisiaj"Aunt Maud's Recipe Book" i odnajduję tam taki oto fragment dziennika Lucy z 1932 r:
"Nora i ja zrobiłyśmy dzisiaj dżem truskawkowy, a potem wybrałyśmy się na długi, zachwycający spacer i rozmowę. O, ile rozmawiałyśmy i jak dobre to było! Nazbierałyśmy dzikich truskawek i objadłyśmy się nimi, nigdy przedtem, zanim przybyliśmy do Norval, nie widziałam dzikich truskawek. (...) Opowiadałyśmy sobie różne rzeczy i śmiałyśmy się, to było tak dobre dla mnie...Zapomniałam już jak to jest śmiać się, prawdziwie śmiać się."
Taka bliska mi jest ta Lucy, pokazująca prawdziwą siebie spoza fasady czcigodnej pastorowej, podpory miejscowego chóru, towarzystwa kobiet, zaangażowanej, poukładanej, idealnej gospodyni, żony, matki. Lucy było czasem ciężko. Lucy zapomniała jak to jest śmiać się. Tęskniła za swoją przyjaciółką z dzieciństwa. Taka zwyczajna, podobna do nas. Na wspólnym zdjęciu Nora obejmuje Lucy, przytula jej policzek, jakby zwierzała jakieś sekrety; jedna ubrana na biało, druga na ciemno, zdjęcie bardzo kobiece, bardzo intymne, bliskie... Nie mogę go teraz znaleźć, ale oto biała Lucy i ciemna Nora, patrzą na nas z innych fotografii:
Siedmenastoletnia Lucy
Nora pstryka zdjęcia w pobliżu Cavendish...
Ale wracamy do werandy. Oto ona.
Dom jest teraz prywatny, nie można go zwiedzać - zazdroszczę w ciepły sposób tego, że mieszkańcy mogą tu pić herbatę, patrząc na ganiające się po jesionach wiewiórki tak samo, jak robiła to Lucy.
Z kościoła i plebanii wędrujemy do ogrodu Lucy. I znajduję tu różę z Norval - ta sama kwitła w ogrodzie cesarzowej Józefiny. Są też słoneczne zegary, w tym jeden unikatowy: jesli stanie się na linii z nazwą obecnego miesiąca, cień głowy wskaże aktualną godzinę. Nie muszę wspominać, że każdy z naszej wesołej kompanii wypróbował zegar po kilka razy...
Róża z Norval
Słoneczny zegar
A w piekarni Crowfordów odwiedziliśmy malutkie, zagracone muzeum, tam nabyłam książkę kucharską i filiżankę w chabry:) I oczywiście babeczki z malinami i kokosowymi wiórkami, według przepisu cioci Lucy.
Moje dzisiejsze źródła:
http://www.ryerson.ca/mlc/inside40.html
http://images.ourontario.ca/uoguelph/results?fsu=Friends
Jakie piękne miejsce! Zauroczyła mnie ta czytająca dziewczynka:))
OdpowiedzUsuńDziś dotarła Antologia poezji romantycznej i doznałam odczucia z lekka metafizycznego... Pierwszym wierszem, na którym mi się otworzyło, był wiersz Sir Waltera Ralegh "Czymże jest nasze życie" - to był wiersz, który był śpiewany podczas jednego ze spektakli w czasach mojej pracy w teatrze...
Miko, moja antologia wyczytana wielokrotnie, bo to coś pięknego. Niejeden wiersz cię tak poruszy... A metafizyka jest zaraźliwa, zwłaszcza ta romantyczna:)
UsuńPamietasz jak powiedzialam, ze malo tu ludzi jezdzi (oprocz Japonczykow) bo "Tu nic nie ma". Teraz widze, dzieki twemu skapanemu w sloncu opisowi, ze jest to kwestia czego sie szuka i co sie widzi. Ty masz dar tego widzenia. A tak swoja droga my raspberry pie jest smakowita!
OdpowiedzUsuńNasze raspberry and coconuts pie tez niczego sobie:)
UsuńBrawa dla Japończyków! Ja dzięki tym wyjazdom dokopałam się do takich pokładów wiadomości, że sama nie przypuszczałabym. Ale wiedza to nie wszystko, największą przyjemnością jest odczuwać, pozwalać, by coś się w nas przez te podróże zmieniało... Watko, moja wróżko podróżna, dziękuję;)
Zastanawialam sie dlaczego LMM lubila tak Norval, to z powodu tych pieknych drzew i rzeki Credit. Jednak Leaskdale, niemniej urocze to bardziej otwarta przestrzen. Przyjemnosc po mojej stronie Kalino.
UsuńMnie się też bardziej podobało Leaskdale, chyba przez łąki:)
UsuńDzisiaj deszcz, leniuchujemy w domu:)
Zazdroszczę Ci Twojej wędrówki. Ale chociaż wspomnianą książkę z przepisami mam - w wersji polskiej nawet ;)
OdpowiedzUsuńJak Ty pięknie wyrażasz myśli i emocje. Cudowny post i zdjęcia. Masz talent i duszę.
OdpowiedzUsuń