Dzisiejszy post będzie duetem rodzinnym; Duży fotografuje, ja piszę. Niezwykle jest zobaczyć cudzymi oczyma to, co wcześniej widziało się własnymi. Takie samo, ale inne. Bliskie, ale zadziwiające. Duży fotografuje codzienność, w której zanurzamy się od ponad dwóch tygodni - naszą obecną ulicę. Snuje się kwartałem małych domków, drzemiących w cieniu starych drzew. Tędy chodzę do sklepu. Hinduska babcia w fioletowym sari znika za jednym z podjazdów, w słońcu połyskują dorodne juki, na asfalcie czwórka maluchów gra w ringo. Mija nas szkolny autobus, wędrujemy mostkiem nad ciurkającą leniwie rzeczką. Co kilka minut niebo przecina pomruk - samoloty przelatują tak nisko, że widzę ich obłe brzuchy. Nie czuję już takiej obcości, jak te dwa tygodnie temu, ale nadal jest onirycznie. Naciskam przycisk na światłach, z drugiej strony siwobrody dżentelmen w turbanie robi to samo. Na trawnikach nie ma mleczy, a wiewiórki są szare, przyzwyczaiłam się. Radzę sobie w aptece, witam się z kanadyjską sąsiadką, czytam Mistrza i Małgorzatę w backyardzie, siedząc na plecionym fotelu. Świat jest niezmiennie piękny - i tu żyją ludzie, kwitną róże, robin skacze po trawniku, ważka wiruje w szafirowym smuteczku nad ogrodową fontanną, dzieci biegną do szkoły, jest obniżka cen na olejki do opalania, na śniadaniu pachnie świeży chleb. Mały ogląda Madagaskar, a jego szare oczy ze szczerym zdziwieniem przyglądają się światu.
"Trzeba bowiem ten świat oglądać jako ktoś, kto ma poczucie tożsamości i
związku z czymś. W przeciwnym wypadku w ogóle nie można sobie
zorganizować obrazu świata."
Łatwiej patrzeć na refleksy słońca na znienacka odkrytym mleczu - takim jak nasze - myśląc, że niedługo będziemy tam, po drugiej stronie lustra, na łąkach Kalinowa. Łatwiej uśmiechać się do obłoków, widząc, ze płyną i tam, szczodrze dzieląc się bielą lub deszczem. Jeszcze ciągle patrzymy, porównując odnosząc wszystko do obrazu swego świata. Liliowce takie jak w Polsce! U nas są zupełnie inne okna. Czerwona róża, taka jak moja, w Kalinowie. Śmietana smakuje inaczej. Nasze wiewiórki są rude, pamiętasz, mamo?
Patrzę ich oczyma, Średniego, Małego, Dużego, staram się oddzielić te dwie strony, zobaczyć tutejsze, integralne, immanentne, własne piękno, transcendencję żółtego hydrantu, białych sosen, szarych wiewiórek, całego tego kosmosu, w którym jestem tylko gościem, obserwatorem, który z pokorą przygląda się cudowi stworzenia, nie mając aspiracji, by nazywać, zdobywać, posiadać czy władać. I takie są też fotografie Dużego. Popatrzcie.
Patrzę ich oczyma, Średniego, Małego, Dużego, staram się oddzielić te dwie strony, zobaczyć tutejsze, integralne, immanentne, własne piękno, transcendencję żółtego hydrantu, białych sosen, szarych wiewiórek, całego tego kosmosu, w którym jestem tylko gościem, obserwatorem, który z pokorą przygląda się cudowi stworzenia, nie mając aspiracji, by nazywać, zdobywać, posiadać czy władać. I takie są też fotografie Dużego. Popatrzcie.
Ma Chłopak oko, ale i miejsca niezwykłe, piękna ta Wasza podróż:)
OdpowiedzUsuńJakiż piękny i zgrany duet tworzycie z Dużym...On opisuje świat obrazem, ty słowem, jego wnikliwe spojrzenie, twój poetycki umysł - idealna wizja:)) Pean na cześć codzienności. Inaczej się pztrzy na świat po takich wpisach:))) Pozdrawiam was oboje serdecznie
OdpowiedzUsuńPatrzy, psiakrew, patrzy!!! A nie pztrzy...
UsuńCzasem obraz zawiera w sobie więcej niż słowa i to jest piękne:)
OdpowiedzUsuńFakt nasze dzieci patrzą na świat inaczej niż my ;). Warto zobaczyć jak ...Pozdrawiam zgrane Trio :)
OdpowiedzUsuńPiękni Ci Twoi chłopcy a każdy inny. Duży ładnie patrzy na świat.Wcale mnie to jakoś nie dziwi.
OdpowiedzUsuń