15 lipca 2014

Buszujące w Humber Nurseries



Humber jest pobliską rzeczką, w okolicy jest  szpital Humber, park Humber, a ostatnio z Watką byłyśmy w centrum ogrodniczym, zwanym  Humber Nurseries. Co wam powiem, to wam powiem, ale wam powiem, że było smakowicie.
Co prawda wyobrażałam sobie szkółki humberskie inaczej, pełne tych 3200 rozmaitych roślinek, którymi się reklamują, 225 odmian ozdobnych traw, 300 ziół, 150 roślin wodnych, a między tym dobrem krzątają się zaaferowani ogrodnicy, dopieszczający i podlewający cennych, zielonych mieszkańców swoich szkółek. Bo w końcu skoro roślinki są tu tak horrendalnie drogie (30 dolarów plus podatek za małą piwonię), to się je dopieszcza, prawda?

Nieprawda.

Całe mnóstwo roślinek przysychało smętnie, smętny koper - Dyl Sowizdrzał, mdlejące ostróżki, łaknące dżdżu niby kania zioła... przez dobrą godzinę spaceru zobaczyłam 2, słownie DWIE hinduskie pracownice z wężami ogrodniczymi. Zraszacze zwisały ciche i martwe. Watka powiedziała, że to wygląda jak koniec sezonu. Nabywszy drogą kupna pysznogłówkę, Watka sama poiła ją wodą z kranu na parkingu. Ja wędrowałam między stołami, zaglądałam na regały pełne wszelkiego piękna i "piękna inaczej" - niby greckie wazy z oczyma i kapryśną minką na pewno urzekną i was:)

Roślinek rzeczywiście całe mnóstwo. Dokładnie opisane, nawet z podaniem mrozoodporności i odpowiedniego miejsca do sadzenia. Znalazłyśmy  Polski Duch wśród klematisów, cudne były wszystkie tawuły, hosty, piwonie, ostróżki, liatry, mrowie dzwonków, wierzbówki, astry, złocienie...
Znalazłam nieziemską różę odmiany Blue Girl, i morelowe drobniutkie różyczki, pozachwycałam się niebieskimi hortensjami, wąchałyśmy floksy, bujające się jak różowe motyle i budleje w kolorach purpury i biskupich fioletów. Przełożenie cenowe jest zupełnie inne niz u nas. Borówka amerykańska w doniczce wysokości ok. 20 cm kosztuje blisko 40 dolarów plus 13 procent podatku, jak dobrze pamiętam. Za tę cenę kupię sobie w Polsce 10 borówek w Szepietowie...

Bardzo dużo widziałam roślinek z etykietką "native plants" i to jest wspaniałe, że można dostać swojskie, tutejsze roślinki, także cały asortyment leśnych, trójlistki, kokoryczki, szczawik. Można też kupić owady, które wytępią inne owady - żywe biedronki na ten przykład. Dziewczyna za kasą była tak nieprawdopodobnie śliczna, że wynagrodziła wszelkie niedociągnięcia sklepu. Chyba specjalnie ją tam usadzono, by czarowała klientów. Rysy hinduskiej bogini, usta, oczy, czarne łuki brwi, kolor skóry - jakbym była Gauguinem, to koczowałabym tam, by namalować ją o różnych porach dnia i wieczoru, w świetle poranka i w złocie południa...
A potem poszłyśmy na sushi, gdzie skompromitowałam się ostatecznie, próbując zjeść wodorosty i wasabi, Watka wie, bo nawet kelner się ze mnie śmiał.
I na koniec dnia zakupiłam w księgarni Błękitny Zamek w oryginale tudzież na wyprzedaży cztery CUDNE porcelanowe lalki do kalinowej kolekcji.A wszystko to dzięki Watce, która polatuje nade mną niczym wróżka chrzestna i spełnia życzenia. 
Serdeczności!

4 komentarze:

  1. Z lekka osłupiałam przy pseudo-greckich donicach... Szkoda, że tyle roślinek tam pada z braku opieki i to po takich cenach! Gratuluję lalek! A jakiego koloru był Polski Duch???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. MIko- no jak to osłupiałaś, wyobraź sobie zieloną czuprynę w takiej donicy i te usteczka kokieteryjnie wygięte:) Szał:)
      Polski Duch był szafirowofioletowy chyba:)

      Usuń
    2. Cos ty Kalino! Az mi glupio. Jaka tam ze mnie wrozka, nawet skrzydel nie mam, a juz napewno nie jestem "letka i zwiewna" :)

      Usuń
    3. Co wiem, to wiem! Jesteś moją tutejsiejszą wróżką i już:)

      Usuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)