Znów mamy cynamon z pudrem, śnieg przypudrował rozjeżdżoną, żwirową drogę, sepię i ochrę suchych trzcin, brązy wikliny, rudości brzóz. Można wstać później niż zwykle, umyć głowę, poszwendać się beztrosko w szlafroku, zjeść wykwintne i nieśpieszne śniadanie - pieczarki zapiekane z jajkiem i serem, posłuchać ciszy.
Podkładam do pieca, żeby było ciepło i przypomina mi się Stachura.
Przebyłem noc właśnie i nikt mnie nie wita
nikt mi nie mówi: bądź tu pozdrowiony
bądź na śniadaniu, tako na wieczerzy
a sen niech cię ma między tym a tamtym.
Przebyłem noc właśnie i nikt mnie nie spyta
nikt mnie nawet nie spyta: jak ci się szło?
Cytuję z pamięci, więc mogłam poplątać, ale lubię ten fragment. Wracamy z krainy snów, przebyliśmy noc, ja pływałam w ciepłym morzu z małymi żółwikami, dopiero co wyklutymi, pamiętam namacalnie swoją euforię, że takie delikatne, malutkie, pływają wokół, łaskocząc mnie płetwami, a kolor morza, a szmaragdy, złoto, ciepło lata...
Przebyłam noc właśnie!
Obudziłam się starsza o jedną noc, inna, bogatsza o kolor szmaragdowego morza i małe żółwiki. Opowiadam wam o tym, bo to ważne.
Jesteśmy z tej materii, co nasze sny.
I nie tylko sny.
Skoro jesteśmy stworzeni inni, odrębni, absolutnie unikalni, to wszystko, co nas buduje, na nas się składa, nas tworzy, nas opowiada, splata, wszystko jest ważne. Bo Ktoś tak chciał, bo Kogoś to raduje.
Przebyłam noc.
W okamgnieniu umysł buduje skomplikowaną strukturę: to ja dzisiaj. Taka jestem dzisiaj, to ważne. Stąpam bosą stopą po gorącym piasku i jeszcze mam w sobie szmaragdy sennych mórz, dzisiaj jest mój absolutnie wyjątkowy dzień pieczarkowego zapachu, złotego masła, kawy z pianką, zielonego szejka, palców osmolonych sadzą z pieca, śniegu za oknem, muzyki, wahającej się między ciszą a ciszą i dzień, gdy przypomina mi się Stachura, a ponieważ jestem dotknięta klątwą filologiczną, to jeden cytat przywodzi z pamięci dziesiątki kolejnych. Przebyłem noc właśnie. Nie byłem stróżem ognia w swoim domu. Przystąp ty raz do mnie. Byli tacy, co się rodzili. Bosi na ulicach świata. Trawo, trawo, skromna i boska. Rozumiecie.
Mały przebył noc właśnie i celebruje swój absolutnie wyjątkowy dzień i samego siebie, absolutnie wyjątkowego.
- Czy da się w ogóle nie myśleć? - dopytuje się.
- Spróbuj - patrzę, jak próbuje, jak zaciska powieki, skupiony, żeby nie myśleć, nie myśleć nawet o tym, że nie można myśleć... kilka sekund... ulga.
- Nie da się. - stwierdza i biegnie celebrować siebie, swoje ferie, starą, zieloną kurtkę, śnieg, kota, Parówę jamnikokundla, przyjaciela Bartka, wspólne granie, żelki, kakao, radość.
Duży przebył noc właśnie i już siedzi w auli na wykładach, dzisiaj trudne kolokwium ze statystyki, Duży celebruje swoją absolutną wyjątkowość, w lnianej koszuli, którą prasowałam rano, z kanapkami z sałatą i sojowym pasztetem, z tysiącem marzeń, z esejami i tabelami, fotografiami i pisaniem ślubnych zaproszeń, z roześmianymi, brązowymi oczyma, które potrafią być tak pięknie chmurne, ze śniegiem na kołnierzu kurtki, ze sobą, sobą.
Średni jeszcze śpi. Zapytam go, gdy wstanie, jak przebył noc, powitam w progu nowego dnia.
Miły przebył noc właśnie i już pracuje gdzieś tam, absolutnie unikalny, kochany z każda zmarszczką uśmiechu, ze śniadaniem z gruszki, z owocowymi sokami, ze snami, o rozbijającym się helikopterze, z niebieską koszulą, z pamięcią letnich wieczorów.
Przebyliśmy noc właśnie.
I trzeba się spytać, jak ci się szło, kochany?
Bądź pozdrowiony, bo jesteś, jesteście, absolutnie doskonali, unikalni.
Jak przebyliście noc, moi podczytujący, jak wam się szło? Jaki dzisiaj dzień, jak was splatają dzisiaj słowa, marzenia, myśli, z jakiej dzisiaj jesteście materii?
To ważne, napiszcie.
To ważne.
Zdjęcia z akwarium w Toronto