Są miłe, wiejskie ogrody, z floksami, słonecznikami i malwami; śmieją się czerwone gębusie piwonii, kot się wyleguje obok pelargonii, brzęczą cynowe konewki. I są ogrody - mieszczuchy, wygłaskane, wystrzyżone kosiarką, schludne i nie moje.
I jest ogród Kaliny.
Dzisiaj zabieram was na spacer kalinowym ogrodem, przez cztery pory roku. Niech sobie zima chucha dmucha, w moim państwie wieczne, biznatyjskie lato, czereśniowe korale i majowe bzy.
W trawach figlują wróżki, zakwita podagrycznik, dmuchawce stają się białe i króluje jaśminowa, czerwcowa pani, świetliki wypływają ku Aldebaranowi, a nocne ćmy zapylają tytoń...Lato :)
I teraz jesień, z koszami, jabłkami, grzybami, rudością liści, brzozami, tańcem mgieł na łąkach...Kalina buszuje w ogrodzie i zbiera plony.
Zimy nie pokazuję, bo mam jej dość za oknem:) Jak wam się podobała wycieczka?
Kalino lekkość opisu zachwyca, natomiast ogród jak najbardziej tajemniczy :)
OdpowiedzUsuńach, w taki mroźny dzień Twój ogród wydaje się być Zaczarowanym :)
OdpowiedzUsuńJa sama się zaczarowuję, zeby przetrwać zimę. Nie jestem typem zimowego yeti, nie lubię zimna, piecuch ze mnie- kulę się z moim kotem pod kocem i czekamy :)
OdpowiedzUsuńLato, lato... gdzie żeś ty???? Oglądanie wspomnień lata, wiosny, każdej pory, która zimą nie jest, dla mnie jest rozdrapywaniem ran. Ran tęsknoty za prawdziwym, żywym kolorem zielonym. Ostatnio często tę tęsknotę celebruję. Znikający śnieg odkrył smutek ogrodu. Pozostaje czekać :-)
OdpowiedzUsuń