06 października 2013

Grzybobranie

Taka piękna, słoneczna niedziela, kiedy nawet motyle przypominają sobie o lecie, a zuchwali powietrzni aeronauci - pajączki babiego lata rzucają wyzwanie łagodnemu wietrzykowi... Tak, taka niedziela to idealna pora na grzybobranie. Co prawda grzybiarz ze mnie marny, ale Miły powiedział, że jak bardzo pragnę, to wszechświat odpowie na moje pragnienie. Uzbrojona w tę ufność, a także w pamięć o Tacie - córką grzybiarza jestem w końcu, Tata kosze rydzów znosił! - wybrałam się do lasu  z moim fotoreporterem.
Las... co powiedzieć, las jest u nas bajkowy. Puszcza Ladzka, to przedmurze tej prastarej, Białowieskiej, a my zbieraliśmy w swoim własnym lesie, więc tym przyjemniej.







Kiedym przez las sosnowy szedł,
pojąłem, że w nim jest coś z męskiej tragedii.
A kiedym w las liściasty wszedł,
to jakbym słyszał śmiech i flet,
jakbym wstąpił do pokoju kobiety.   Gałczyński


Światła na mchu, na rudych gałązkach, feeria muszek w tym dobrotliwym cieple, zapach igliwia. Czułam się leczona na ciele i duszy, każdy kolorowy liść, każda poduszeczka z mchu była cudem. 


I oto jest, jest, mój pierwszy podgrzybek, radość. A mówiłam, ze chciałabym znaleźć chociaż jeden, jedyny! Miły mi wyjaśnił z powagą, że źle poinformowałam wszechświat, powinnam mówić, że chcę znaleźć więcej niż jeden,  więc czym prędzej oznajmiłam lasowi, że chcę więcej, więcej!











I były. Naprawdę, marny ze mnie grzybiarz, nazw nawet nie znam, ale wyglądało na niejadalne, bo miało blaszki, ale kształty i kolory niesamowite!
Muchomory tam były, pąsowoczerwone, dorodne. Coś jak hatifnaty na chudych, bladych nogach, jakieś niby gąski, niby lisówki, jakieś kosmiczne stworki, rurkowate, zielone...



I po kilku podgrzybkach w końcu on, król, prawdziwy, pachnący borowik, kochany, śliczny, zdrowy... jaka radość.




W powrotnej drodze odkryliśmy kwitnące kwiaty. Prezent od tej pięknej, jesiennej niedzieli. Naładowałam się energią, zapachem, przyrodą, nawet sprawdzanie klasówek niestraszne.

A borowika zjemy, na masełku z jajecznicą... 




4 komentarze:

  1. Ja nie miałam takiego szczęścia wczoraj :(. Ani pogoda nie była tak ładna, a grzybów zero :(((

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze przyjdą lepsze dni na grzybki, zobaczysz Gigo :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Król Borowik Prawdziwy szedł lasem
    Postukując swym jedynym obcasem,
    A ze złości brunatny był cały,
    Bo go muchy okrutnie kąsały.
    Tedy siadł uroczyście pod dębem
    I rozkazał na alarm bić w bęben:
    "Hej, grzyby, grzyby,
    Przybywajcie do mojej siedziby,
    Przybywajcie orężnymi pułkami.
    Wyruszamy na wojnę z muchami!" ....

    Ten cudny wiersz Brzechwy przypomina mi się zawsze o tej porze roku, chociaż wieczne choroby młodego skutecznie krzyżują wszelkie grzybowe plany...
    Pozdrowienia dla wszystkich zbieraczy

    OdpowiedzUsuń
  4. Też uwielbiam ten wierszyk, nawet go sobie mruczalam pod nosem, chodząc po lesie, Agnieszko :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)