Nie zawsze okrzyczane, uznane i otrąbione jest tym, co zachwyca. Czasem zachwyt przychodzi skromnie, cicho, stoi z boku, by nie zasłaniać tego, co wzrusza, bo po prostu - jest.
Uczę się tego od dzieci i nieodmiennie zdumiewa mnie ich zdolność patrzenia z jasnoczułością, wydobywania detalu, na którym skupią uwagę. Dzieciaki, bawiące się kamykami na drodze. patykiem, mchem, kawałkiem sznurka. Uznające za cudo krzywonogiego kundla- hultaja.
Dałam Dużemu aparat - pstryknij parę zdjęć na podwórzu. Cóż, liczyłam na portret imponującego hiacynta, na jakieś migawki z wiktoriańskich forsycji na tle zieleni choin - nic z tego.
Duży fotografuje łańcuch od huśtawki, rozbity słoik, pajęczynę, jajka w misce, w kuchni - mniszka, zmieloną przez maszynkę fasolę...
Fasola dla niego była pięknym obiektem, godnym uwiecznienia. Przyjrzałam się potem fasoli na zdjęciu. Faktycznie, była piękna... zauważył piękno we wszystkim. Jakim cudem nie utracił jasnoczułości, choć dorósł? Więc i my mamy szansę, gdy będziemy to pielęgnować, wierzycie? Patrzeć na cudowność starej ławki, odrapanej framugi, kredensu, zegara, kamienia, zawilca, obłoku odbitego w kuchennym oknie? Zachwycać się porzeczką, szpakiem, kolorem pantofli, detalem starych drzwi...
Tak bardzo chcę. Nie stać się zobojętniałym dorosłym, klaszczącym w zachwycie nad "obnoszącą swe wdzięki jak towar na wystawie" Oliwią Stirling, podczas gdy chudziutka, fascynująca Joanna stoi obok, a gałązki choiny spływają jej z ramion i uśmiecha się do nas z kart Błękitnego Zamku...
Melisa na kuchennym parapecie. Zwyczajny kubek, łyżeczka i chleb...
Zerwane liście mniszka
- Mamo, sfotografowałem twój makaron!
- To fasola, synu...
Pajęczyna i huśtawkowy łańcuch
Jajka od wiejskiej kury, przyniesione przez ciocię, która reklamowała je z naciskiem: te kury robaki jadły, co sobie wygrzebały, na podwórku łażąc, a nie tylko osypkę!
A na deser jedna z ilustracji, namalowanych przeze mnie w zamierzchłych czasach długopisem - oczywiście, Błękitny Zamek. Ciocia Wellington i Oliwia, oraz Joanna Stirling. Kiedyś namaluję je jeszcze raz, ale do tych starych mam sentyment... Aby zobaczyć w pełnej rozdzielczości klikamy prawym klawiszem na ilustrację "Pokaz obrazek".
kolejny raz u Ciebie rozczuliłam się, pisareczko moja światłoczuła;
OdpowiedzUsuńDuży tej czułości nie stracił, bo od mamy ją podpatruje,
pozdrawiam
Zu - jak od mamy, to ja od nich podpatruję! Chłonę jak grzyb symbiozę od drzewa czy jakoś tak^^ Bez nich dawno bym podziwiała celebrytki na ściance, zamiast wiejskich jajek...
UsuńKochana Kalino, promyku słońca zaplątany w kosmyku włosów mojej córki- twojej imienniczki, nutko w melodii skrzypiącej starej studni, różowy pączku zakwitły na gałązce modrzewiowej, pyłku z siana zawieszony śmiesznie na końskim nosie... wszędzie to wzruszenie... gdzie się dziś nie obejrzę... a to filmik o dwunogim psie, który potrafi się cieszyć... potem film "Akty dobroci" z małymi a jak wielkimi aktami dobroci... rumieniec na jeszcze nie całkiem obudzonej buźce mojej pyzatej córeczki... bystre spojrzenie gimnazjalistki, która przeniosła sobie szkołę do domu... merdający ogon psa, który nie przestaje się uśmiechać... spacer z koniem po lesie... na każdym kroku dziś wzruszenie i wdzięczność ponad wszelką miarę. serce rośnie jak ciastko drożdżowe :) a słodycz wypełnia najmniejsze nawet nanokomóreczki :)
OdpowiedzUsuńi jeszcze na dobry wieczór - twój wpis, Kalineczko.
dziękuję ci za twą przeogromną wrażliwość.
Ja tylko rezonuję ze światem, jak kamerton - a wasza obecnośc pozwala mi wierzyć, że nie rezonuję sama. Mnie też wzrusza mnóstwo, więcej niż kiedyś, widać mięknę z wiekiem^^ Albo mądrzeję? Daj Boże:)
OdpowiedzUsuńDzięki Bogu nie dorosłam:):):)
OdpowiedzUsuńMi chyba też na dorosłość się nie zbiera :) A Joanna to kawał ziółka był w przebraniu i oczywiście na dobre jej to wyszło. Przydałoby mi się być taką Joanną ostatnio...
OdpowiedzUsuń