Nie mogłam w szkole wysiedzieć. Ostatni dzień przed rekolekcjami i wolnym tygodniem! Słońce, wiatr jak balsam na duszę, błękit, a godzina za godziną za biurkiem dłuży się jak rękawy starego swetra. Zabrałam dzieciaki na dwór, nad rzekę, trudno, zdania złożone podrzędnie i współrzędnie poczekają. Oglądanie bocianów na rozlewiskach też jest kształcące.
A skoro tylko znalazłam się w domu... koszyk w dłoń, tenisówki na nogi, aparat w kieszeń puchowej fufajki, bo jednak chłodny ten cudowny wiatr z lasów, pachnący już szaleństwem młodej, budzącej się zieleni.
Wiosna czekała zaraz za furtką, gotowa na spotkanie, co za błogosławieństwo mieszkać pięć minut od lasu, a za lasem ugory, łąki, pola i ścieżyna. Rozdwajająca się przy topolach, na drogę zuchwałą i dziką, pędzącą ku cmentarzowi i leśnym wrzosowiskom, oraz na drogę wiejską, udreptaną, koleinami rozjeżdżoną, wesoło towarzyszącą małym, drewnianym domkom i połaciom ogrodów za drewnianymi płotami. Moje Kalinowo najmilsze.
Ten moment wiosny jest cudem sam w sobie. Czy jest coś urokliwszego niż maleńkie koraliki białych pączków wiśni i mirabelek, perełki jeszcze ściśnięte, nieśmiało otwierające się dopiero, tak czyste na tle starych, zimowych badyli i młodych pędów kwietniowych?
Coś piękniejszego, niż plamy kolorów; baśniowy róż kurdybanka w otulinie z mszystej zieleni, młode mniszki, już- lada chwila- wybuchną powodzią złota?
Coś piękniejszego, niż listki brzozowe, klonowe, modrzewiowa miękkość, o którą pieszczotliwie ocieram policzek, witam się jak ze starymi przyjaciółmi: dzień dobry, kochani, przetrwaliśmy zimę!
Pod topolami liszki czerwonawe, pospadały już z gałęzi, kiedyś w szkole chłopcy wrzucali je dziewczynkom za kołnierze...
Kosz pęcznieje, a jeszcze do ogrodów nie doszłam nawet! Mam już pączki porzeczek i brzóz do suszenia, kurdybanek i mlecz, czeremchę, podbiał, natargałam gałęzie obsypane kwiatami, będą jak znalazł do kuchennego wazonu.
Na przełaj przez ogrody - dzień dobry, sąsiadko, tak, jeszcze mamy siano do królików, dobrze, przyjdę, jak się skończy- i już jestem w ogródku przy domku mężowej mamy. Stara ulica- bardzo stara, w tym roku mija 500 lat od założenia Kalinowa, może już wtedy ulicą Kowalską wędrowali do tutejszego kowala przyjezdni z Brańska, Doratynki, Bielska?
Ogród wita mnie przystrojony wiosenną zielenią; kępy tulipanów, szafirki, stokrotki, niebieskie oczy niezapominajek, wschodzą orliki, klon puszcza pąki, opuszczony ul śpi, wszystko jak w zaklętym zamku, gdzie czas się zatrzymał.
Brzoza, którą sadził Miły. Jego klon. Drzwi i okienka zamknięte, cyt...
Urok wiejskiego ogrodu, niewymuszonego, przyjaznego, sadzonego bez planów, bez wielkich zakupów, z tego, co pod ręką. Kosz pęka w szwach, łup jest obfity: niezapominajki, szafirki, różowe słoneczka stokrotek, mlecz dla królików, uf.
Powrót pełen radości, kładę dobro roślinek, cud natury na stół, podziwiam, delektuję się... będzie suszenie, macerowanie, napary będą, bukiety, fotografie, wspomnienia... a jutro na obiad cykoria, szpinak, łosoś w cieście francuskim. I jeszcze ten moment, gdy stoję na ganku, wystawiam twarz do wiatru, pozwalam mu plątać włosy, jak pachnie, kosie, śpiewający w sosnach, czujesz, jak pachnie?
Taszcząc swój koszyk, pełen wiosny, celebruję szczęście.
Piszesz o tym tak pięknie, że cokolwiek powiem, będzie banałem. To tylko powiem, że wiosna dla mnie to kwitnące delikatną mgiełką tarniny. U nas mniszki już w pełnym rozkwicie.
OdpowiedzUsuńHanuś- tarniny są baśnią, bez dwóch zdań. Piszę jak mi dusza podśpiewuje, radosc sama na ustach się zjawia, kiedy takie cuda Pan Bóg darowuje. Dzisiaj widziałam JEDNEGO mniszka kwitnącego, ale dajmy się im wykazać, a zobaczysz:D
OdpowiedzUsuńOjej, a u mnie szafirki już przekwitły. Teraz bez sie zaczyna, a poza tym wyszedł mi z ziemi koper i tymianek. I rzodkiewki. A poziomki i truskawki oszalały, żeby ich tylko nie utopiła wyspiarska pogoda...
OdpowiedzUsuńPS. Fajne masz tagi :)
Nie wiem skąd nalewka, ale reszta się zgadza!
OdpowiedzUsuńChce mi się poziomek, o matulu, jak bardzo mi się chce:)
Ależ opis wiosny, proszę pani! U mnie z lekka wolniej, ale też leci, tulipany rozkwitną lada dzień, 2 takie malutkie fioletowe już to zrobiły. A czeremcha ma już pączki kwiatowe...
OdpowiedzUsuńTwój opis wiosny jako żywo mi przypomniał wiosenny piknik Ani Shirley z przyjaciółkami:)))
Miko, ja na Ani hodowana jestem, Dolinę Fiołków przemierzałam tyle razy w wyobraźni, że nic dziwnego, że na moim własnym podwórku wyrosła. Nic nie poradzę, że mnie znosi w tę stronę wyobraźni, widać typy aniopodobne wszędzie się rodzą. Czeremcha- cudna nazwa. Uczyliśmy się na studiach, że rdzeń czere- tere- jest rosyjski, u nas byłoby trzemcha. ale ja wolę kresowe czeremchy:)
OdpowiedzUsuńByła jakaś taka pieśń kresowa chyba właśnie: Ej, czeremcha , czeremszyna... Ta druga wersja nazwy też mi się bardzo podoba:))
UsuńOj chciałabym się tak znać, żeby macerować, suszyć i napary robić. Może byś jakiś mały tutorial dla kompletnego laika zrobiła? Bo mi kurdybanek rośnie (to chyba on), ale wiem tylko, że COŚ się z tym robi. Ale co? Jak? Po co? Wiem że pogooglać można, ale wolę coś sprawdzonego, on kogoś chociaż wirtualnie znajomego :)
OdpowiedzUsuńO, bardzo chętnie, już do Zielnika się z tym zbierałam, jak tylko słoneczko wyjdzie i podsuszy, kolejną porcję nazbieram rózności i pokaże krok po kroku, co amatorsko można sobie dobrego zrobić z ziółek.
UsuńOj tak - proszę, proszę. Bo u mnie to tylko syrop z mniszka i z pędów sosny. A tyle bogactwa dookoła...
OdpowiedzUsuń