05 grudnia 2014

Inny wszechświat. Co bym zrobiła, gdybym była dinozaurem?

Napisano o tym setki książek, nakręcono filmy, trudzili się nad zdefiniowaniem niemożliwego filozofowie, socjologowie, krzyczały poczytne tytuły, że z Marsza, z Wenus, z obłoku Magellana...
A mnie ciągle zdumiewa ten Inny Wszechświat, mieszkający razem ze mną. Męski wszechświat, który tak mimochodem trochę łączy się z moim. Ale bynajmniej nie miesza. Jest absolutnie odporny na próby mieszania:)
I nie chodzi tu o  mistrzowskie podejście do kreacji pokojowej przestrzeni systemem twórczego chaosu. To tylko sygnały innego wszechświata, słabe emancje. Centrum jest zupełnie gdzie indziej.

- Mamo, zrobisz herbatę? 
Zajęta scrapbookowaniem książki kucharskiej o ciasteczkach, co jest czynnością niezwykle frapującą, mruczę, że akurat nie mogę, może potem, a najlepiej zrób sobie sam, synku...
- A, to już nie chcę - rzuca nonszalancko Średni i znika, zanim uniosę głowę znad sterty ścinków papieru. Zdumiewające.

Idę do ogrodu po badylki na wianki świąteczne, potem plotę te wianki na środku korytarza, chodzą niemal potykając się przeze mnie, wieszam wianki, jeden w kuchni, drugi na drzwiach wejściowych. Wianki są dla nich niewidzialne. Kompletnie. Wieczorem przy kolacji wskazuję wianek w kuchni - natrudziłam się nad nim, uplotłam z dzikiego wina, przyczepiłam wycięte z kremowego i różowego papieru sylwetki baletnic, śnieżynki szydełkowe od kasiorka.
- Zrobiłam wianek - oznajmiam dumnie.
- Uhm, ładny... - bąka któryś. - Jest coś do jedzenia?
Zdumiewające. 

Duży potrafił żywić się rosołowymi kostkami, bo nie chciało mu się zrobić kanapki. Mały przez tydzień zjada tylko chrupki w kształcie alfabetu. Średni pije tylko najdroższe rodzaje zielonej herbaty i potrafi wyrazić ubolewanie, gdy pomieszam zieloną z pigwą z zieloną z żurawiną. Jak mogłam. Przecież to zmienia smak. Mały na basenie potrafił wytrzeć się skarpetkami zamiast ręcznikiem, po czym te skarpetki upchnąć w plecaku z książkami, a ręcznika zapomnieć. Niedawno zastałam Małego  przed komputerem, czytającego w skupieniu artykuł na jakimś geograficznym portalu o tym, jak powstają dziury w ziemi, tak zwane sinkhole. A zaraz potem oglądał po raz setny Pingwiny z Madagaskaru. Zwija koszulki w twarde gule, bo to ponoć oszczędza miejsce w szafie. Nie mogę jednej z tych koszulek rozwinąć od tygodnia. 

- Co byś zrobiła, mamo, gdybyś była dinozaurem?

Wykrawam sobie w kuchni pierniczki, słuchając świątecznej muzyki, a oni zdobywają wirtualne królestwa, czytają o plamach na słońcu i kreatywnych technikach oświetleniowych przy fotografowaniu. Jest im obojętne, jak poustawiam perfumy na półeczce w łazience, jakie zawieszę firanki, jak skomplikowaną ikebanę ułożę z gałązek modrzewia i głogu. Mogę sobie robić, co zapragnę, nawet ikebanę do sufitu, a gdybym jak Pippi wałkowała pierniczki na podłodze, też pewnie uznaliby to za świetny pomysł.

- Co jest do zjedzenia?
- Zupa z soczewicy, kotlety, ryba, pasztet, surówka, chleb, ser żółty i biały, wędlina, dżem...
- A nutella jest?
- Nie ma.
- Nic nie ma do zjedzenia, jak zawsze...

Tylko Inny Wszechświat może wpaść na pomysł, by jeździć quadem po oczku wodnym albo wpuścić kota do klatki z królikami, żeby zobaczyć, co będzie. Przyjść z saneczkowej górki w stanie kompletnego przemoknięcia, powyciągać bambusowe podpórki z moich róż, by walczyć nimi na szpady. Zjeść kilo cukierków i pytać, co jest do zjedzenia.

- Wiesz, mamo, jakbym mieszkał na asteroidzie, to mógłbym oglądać ciągle zachody słońca. Chciałabyś mieszkać na asteroidzie, mamo?

Wchodzę do ich pokojów, gdy jeszcze śpią, patrzę na policzki, wciśnięte w poduszki, słucham oddechów. Jaki piękny ten inny wszechświat. Jak gotowy na spotkanie ze światem, na podbój i wieczną eksplorację, na zachwyty i zdumienia. Jaki zawsze ponad przyziemnością, co tam skarpety czy dziurawy but, kiedy jest się bohaterem, są drzewa do włażenia, ziemie do odkrycia, niewiarygodne historie do przeczytania, asteroidy do zamieszkania, dinozaury, śmiech, gadanie do nocy, muzyka, niebo i gwiazdy? Chciałabym, żeby  świat był dla nich dobry. Chciałabym ich ochronić. Żebyśmy z Miłym nauczyli ich tego, żeby jako bracia byli tak blisko siebie jak najlepsi przyjaciele. Drużyna. Jeden za wszystkich. Myślę, że jesteśmy na dobrej drodze. Mały w sklepie zgarnia trzy wafelki góralki.

- To dla braciszków - wyjaśnia, pakując mi do koszyka.

Uczę się dzięki nim sensów, cierpliwości, patrzenia dalej. Na co wszystkie filiżanki świata, gdy brak jednego głosu sprawia, że chodzę po domu, wyglądam wszystkimi oknami po kolei? Bez nich wszystkie wianki są tylko dekoracją.

- Co jest do zjedzenia? - zapytają, jak zawsze, wpadając do mojego wszechświata, między porcelanowe kubeczki a gałązkę modrzewia, którą zakładam Zimę Muminków.

Dzisiaj będą naleśniki z nutellą.
Już widzę te szczęśliwe uśmiechy:)


Miły z Małym na wileńskiej ulicy.


A tak w ogóle, z ostatnich jego tekstów: nie pozwalam mu włazić na słupki parkingowe przed galerią, macha do nich ze smutkiem:
- Żegnajcie, kochane słupki...

*

- A wiesz, mamo, że dostałem piątkę mniej za znanie wszystkich rzeczy z czasownika?
- Czyli? - pytam ostrożnie.
- No, te osoby, rzeczy,  przyszły, teraźniejszy, takie tam...

*

- I jednak nie będę miał roli aniołka. Dostałem rolę diabełka, co zgubił swoje rogi. Już pięć razy w tym tygodniu zgubiłem. I anioł zabrał rogi no i w nogi! Do samego nieba go goniłem, ale uciekł mi na zakręcie...

*

- A wiesz, mamo, że na ulicy Leśnej, tej wiesz, za tym domem, gdzie takie długie sople, to na tej ulicy mieszkają sami mili ludzie? Prawie jak w Kanadzie, tacy mili. Raz jak szedłem wiosną albo jesienią, to jeden pan zapytał mnie, czy chodzę do szkoły. A dzisiaj taka jedna pani, trochę stara, też zapytała, czy wracasz ze szkoły, chłopczyku, a ja powiedziałem, że tak, a ona powiedziała, że chyba się dobrze uczę, a ja odpowiedziałem, że tak, a ona mnie pochwaliła. Bardzo mili ludzie na tej ulicy!

16 komentarzy:

  1. Boszzz... a ja myślałam, że to tylko u mnie tak. Choć ja jestem gdzieś na drodze między Marsem a Wenus bliżej tego pierwszego. Wenus mam jedną taką małą i ją czasem mniej rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo kobiety to jakieś skomplikowane są:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przez ponad 20 lat żywiłam pewne nadzieje na zmianę Mojej Drugiej Połówki, aż przeczytałam książkę Anne Moir ,,Płeć mózgu", a jeżeli chodzi o ,,nic nie ma do zjedzenia" czy brudy w szafie i na podłodze to mają tak też dorastające dziewczynki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przeczytać, bo z takich ksiażek to tylko "Urzekającą" znam i "Dzikie serce", o odmienności płci.
      Z porządkami dajemy radę, to jest najprostsze, niestety, nie najważniejsze;)

      Usuń
  4. Te ich światy wydają się czasem takie odległe, a za chwilę przychodzi olśnienie - jak Ona do mnie podobna :)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpozdrawiam równie serdecznie, uśpione ogrody i ciebie:)

      Usuń
  5. Oj, Kalinko! Wśród czterech Marsów rzeczywiście można poczuć się jak z zupełnie odległej galaktyki! :) Moja Rodzynka, bardziej harda niż obaj bracia razem wzięci, ale i tak często mówię: jak to dobrze, że cię mam, bo z tymi chłopami oszaleć można. ;)) Chociaż np. dziś, gdy najstarszy wrócił ze szkoły kazałam mu poszukać nowych akcentów zimowych w pokoju dziennym - a co, niech się na Wenus też czasem wybierze!
    Całuski serdeczne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa, przypomniało mi się coś! Gdy syn znalazł w końcu 3 renifery ustawione na półce, wszedł mąż,któremu równie zadowolona jak Ty, wskazałam palcem na owe ozdoby, na co mąż odparł: ooo, koniki kupiłaś! :)) Zdumiewające. ;)

      Usuń
    2. Koniki:D Cudne, naprawdę.To ten sam styl, z zamkniętymi oczyma rozpoznasz.

      Usuń
  6. Bardzo lubię - jak by to - literackość Twojego bloga. Piękny i pięknie podany opis rzeczywistości. I to właśnie, co wymieniłaś - ja to chyba właśnie najbardziej kocham w tym Innym Wszechświecie. Choć mój nieco mniej liczebny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszą mnie wasze odwiedziny, wymiana zdań. Lubię zdanie, które napisała kiedyś Maria Janion, że energia wymiany opowieści jest jedną z najpotężniejszych sił:)

      Usuń
  7. Ja także żyję w "bardzo męskim świecie". Od urodzenia. Taki fart - niefart ;-) Pisałam o tym kiedyś w tonie podobnym do Twojego (choć nie tak barwnie). Też mnie zastanawiał ten rodzaj szalonej mieszanki wyobcowania, a jednocześnie przenikania tego męskiego świata, do ktorego należała i należy większość osób mi bliskich. Miło mi się przekonać, że moje odczucia to nie rodzaj "dziwnosci" :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobnie, czytając coś, lub słuchając, taka uspokajająca myśl, zachwyt, a więc nie tylko ja? Jest jeszcze ktoś inny, podobny? Wyobcowanie i przenikanie, pięknie to nazwałaś, Tesiu.

      Usuń
  8. Przeczytałam z uśmiechem. Dziękuję, że uchylasz drzwi do swojego ciepłego wszechświata :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj wianki, ozdoby, nową rabatę w ogrodzie to ja muszę palcem pokazać. Przyciągnąć z łapę, nos wsadzić w środek i pokazać :D Dlatego na blogu pokazuję, bo kobitki zawsze coś skrobną miłego ;) Ale Młody często sam zauważy i pochwali. Strasznie mi smutno będzie, jak kiedyś "to" zgubi i stanie się... facetem ;) No i rzeczywiście mili ludzie na tej Leśnej!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)