26 grudnia 2014

O czasie świątecznym, podstępnych reklamach, sortowni poczty i rzeczach cudownych.

Chcę wam powiedzieć, że jestem teraz w tym niezwykle przyjemnym momencie, gdy zostało jeszcze dużo makowca, kilka nierozpakowanych czekolad i właśnie zabieram się do 34 strony Billa Brysona, dzieci zajęły się sobą, goście oglądają filmy, a za oknem pada śnieg. Każdy dostał prezenty, Małemu rolki przyrosły do stóp na stałe, obejrzeliśmy Family Mana, zmywarka pracuje już trzeci raz, z góry słyszę chichoty, mam nowe kapcie i czekoladę o zapachu fiołków. To pełnia szczęścia, prawda?
Piosenek światecznych już nie słucham, odkąd odkryłam, przy głośnikach mocno podkręconych, że na you tubie przepleciono je rytmicznie reklamami preparatów na infekcje tych miejsc, o których nie powinien wiedzieć listonosz, przynoszący mi właśnie pocztówki. Nie wiem, czyj to był pomysł marketingowy, może ktoś uznał, że o tej porze roku Last Christmas słuchają zdesperowane kobiety, pożądające maści na grzybiczne infekcje? Świat jest fascynująco dziwny. Mały pytał mnie wczoraj, czy krasnoludy wierzą w Boga, jak myślisz, mamusiu? A listonosz powiedział, że wszystkie przesyłki idą przez Pruszcz Gdański, bo tam mają sortownię, tak, te z Białegostoku do Hajnówki również, więc nie stresuje się pani, teraz przychodzą te wysłane z Pruszcza po czternastym.

Dzisiaj, kiedy leniwie, śnieżnie i spokojnie mija sobie drugi dzień świąt, jestem cudownie odstresowana, z grubaśnymi książkami, kocem, sporym zapasem czekolad, makowca i poczuciem, że jutro sobota. Nie zamieniłabym żadnej z chwil świątecznych na inną. Cudowne było koczowisko z koców, poduszek, dzieci, słodyczy i śmiechu, cudowne słowo pieczarnia, wymyślone przez Małego, kolędowanie, kot pod choinką, badanie prze Małego pod mikroskopem wszystkiego co się da, łącznie z próbkami włosów, robienie tortilli,  czytanie o dekrecie cesarza Augusta, rozmowy o jaśminie, teorii wybuchu, chińskiej armii i sposobach parzenia herbaty. Instrukcja do mikroskopu była nawet w języku węgierskim, mimo dociśnięcia śruby A do końca i obrócenia pokrętła B nad przekładnią C nadal widzieliśmy tylko kropki i plamy, ale Mały uważał, że to cudowne. Wszystko wygląda tak samo, wiesz, mamusiu? I pomarańczowa skórka i włos wygląda tak samo! Fajna ta  przyroda. Interesujące jest to, jak taki mikroskop integruje rodzinę - wszyscy próbowali wyostrzyć obraz, każdy mężczyzna przy stole czuł się w obowiązku sprawdzać śrubę, pokrętło i prowadnicę, kolejno pobierano próbki ciasta, igiełek z choinki i sosu,  a Mały dla zabicia czasu jeździł na rolkach, podczas gdy około dziesięciu osób desperacko próbowało znaleźć polskie literki rozmiaru xs między koreańskim a węgierskim i wyrywało sobie nawzajem stoicko obojętny mikroskop, próbując odkrywczych kombinacji. Czas absolutnie nieperfekcyjny i cudowny.
Pozdrawiam, dziękuję za wspaniałe życzenia, waszą obecność i serdeczność, i zabieram się za stronę trzydziestą piątą prezentu Miłego i kolejną tabliczkę czekolady.
Będę się odchudzać po Świętach jak Bridget Jones. Ilość zjedzonych tabliczek czekolady: trzy.
Ps. Elf powiedział mi, że w fiołkowej czekoladzie jest koszenila. Zjem ją mimo to, trudno, dla fiołków jestem gotowa na wszystko.

Ps1. Mikołaj z czekolady jest pusty w środku. Oszukańcy.

Ps2. Śnieg pada. A to się zdziwił kret, który przedwczoraj wykopał świeży, porządny kopiec na środeczku trawnika.



26 komentarzy:

  1. Mój kot też pod choinką :)
    Czekamy z Panem K. na film, zajadamy makówki i patrzymy jak pada śnieg ... :)
    Wszystkiego dobrego na dzisiejszy świąteczny wieczór i na wyluzowaną sobotę :)
    Szkat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Makówki! To pewnie jakieś wigilijne danie nie z Podlasia? Coś z makiem, coś jak bułeczki? My wykańczamy makowiec. Udał się:) Wszystkiego dobrego i wam, na poświąteczne błogości:)

      Usuń
    2. Makówki w mojej śląsko-galicyjskiej familii zawsze oznaczały mak parzony i mięszany z mlekiem, rumem ( i co tam kto jeszcze w tej materyi uważa, my akuratnie uważamy ajerkoniak:) i nieprawdopodobną zgoła jeszcze ilością bakalij wszelakich...:) Wersja więcej bogobojna przewidywała doń kluski lub łazanki i była bezalkoholowa:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. Dziękuję za wyjasnienia, pyszne to musi być i chciałabym kiedyś zakosztować:) U nas jest kutia:) Wachmistrz jednak nadąża!

      Usuń
    4. U mnie makówka to hałka moczona w mleku , przekładana masą makowo miodowo bakaliową . Jest to wigilijny deser ale najlepiej smakuje na drugi dzień bo do trzeciego zwykle nie jestem w stanie zachomikować

      Usuń
    5. chyba jednak chałka w tej postaci :-)

      Usuń
    6. Tak. Śląskie makówki to mak z bakaliami, miodem i aromatem (nie słyszałam by go traktować alkoholem, ale to może dobry pomysł?) przekładane chałką moczoną w mleku u zapiekamy to razem w piekarniku. To prawda że najlepsze są na drugi dzień :). Mak z makaronem to potoczne kluski z makiem. Jest jeszcze coś takiego jak moczka... w oparciu o piernik, ale w mojej rodzinie się tego nie robiło. Pamiętam ze smakowało piernikami i było dobre.

      Usuń
  2. Czytaj dalej swój prezent, jedz czekoladę i miłego weekendu życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Gigo, jedzenie czekolady juz mam opanowane, a czytanie jest bardzo przyjemne, bo co raz napotykam na kwiatki autora w rodzaju: gdzie ucieka ten czas? Chyba tam, gdzie moje włosy... :D

      Usuń
  3. Nie tylko TEN kret się zdziwił dzisiaj;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krecik też zdziwiony? Macie śnieg, jak nie, pakujemy przyczepę i wysyłamy wam:) U nas minus osiem i bielutko.

      Usuń
  4. Oj Kalinko,jaki piękny czas .Łączę się z Tobą odłamując kawał pomarańczowej Lindta ulubionej w zimowy czas. Ja leniuchuję tak ,że aż trochę wstyd ale przed samymi świętami wymieniam córze co zrobiłam a ona na to ,że ja to taka robicielka jestem. No to chyba mogę poleniuszkować. Przeczytałam na zmianę z mężem ( na głos)odnalezioną w antykwariacie za 8 zł "Od baśni do baśni "Brzechwy. Tak ,że straciłam trochę głos bo dawno głośno nie czytałam.Obejrzałam "Tajemniczy ogród" i "Czas na miłość " no i oczywiście poryczałam sobie na "Holiday". No i podziwiam świat przykryty wreszcie białym puszkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz to i ja leniuszkuję. W zasadzie to samo: filmy, czekolada, czytanie, biało za oknem, skradające sie szarości wieczoru, zapachy kawy z mlekiem, szemranie zmywarki... Antykwariaty uważam za miejsca wręcz sakralne:)

      Usuń
  5. :) Mikroskop - ale fajny prezent :) I dobrze, że nie zadziałał od razu, taki niedziałający przydatniejszy - jak się okazuje - do integracji :) Jak ja lubię Cię czytać! Dziękuję! A skoro Ty przy trzeciej czekoladzie jesteś, to ja wracam do swojej bez wyrzutów. Ale odchudzać się będę dopiero po Nowym Roku, tzn. po Trzech Królach ;) Miłej soboty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo proszę, Doranmo, dziękuję wzajemnie;) Mikroskop coś czuję będzie źródłem wielu radości, jestesmy teraz w fazie czyszczenia soczewek, bo może te zmazy na obrazie to powiększony kurz, jedna z hipotez.
      Miłego weekendu!

      Usuń
  6. Taki poświąteczny wieczór, to piękny czas. A najważniejsze, że na wyciągnięcie ręki masz tyle kochanych osób... i z tą świadomością możesz bezkarnie sięgnąć nawet po czwartą tabliczkę czekolady :)
    Delektuj się magią tej chwili.
    Pozdrawiam Cię cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Delektuję się, własnie tak. Jest zupełna cisza, pełna spokojnego domowego gwaru, tup tup po schodach, ktoś biegnie do kuchni, skrzyp, drzwi do spiżarki, to po ciasto, brzdęk, kubki, syk, czajnik na kakao, jakieś przeczucia muzyczek, chichotów, kocich łapek... Pozdrawiam i ciebie, bardzo cieplutko:)

      Usuń
  7. jak błogo u Ciebie :) - nas choroba dopadła... w Wigilię młody "pojechał do Rygi" wczoraj szanowny małżonek poległ.. wyglądam symptomów i krzyżuję palce, obym okazała się odporna.. na pocieszenie mam koce, cieplutki kaloryfer i grubaśną Outlander do czytania i przepiękną zimę za oknem..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To życzę bardzo zdrowia, wszystkim choruszkom w domu, niech koce i kaloryfer, zima, książka i dobre mysli odpędzą najeźdźców!

      Usuń
  8. i tak jest najlepiej, to tak jak u nas, każdy ma swoje radości podczas świętowania, ale te mikroskopowe perypetie to bajka, widzą to wszystko oczami wyobraźni ;)), u nas tez poadalo, odkad wiem, ze mikołaje są puste w środku , nie pojawiają się w moim domu... :)
    buziaki wielkie jak stogi siana ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jakie piękne mamy święta ! I jak cudownie ,że są co roku ! Magiczny czas , dobrze potrafimy go docenić . .Pozdrawiam E.K

    OdpowiedzUsuń
  10. Czas cudowny, czas spokojny...spracowane gospodynie mają labę dobre cztery dni odgrzewając tylko wigilijne potrawy. Czekolada i ciasto pomagają uporać się z myciem naczyń tym wszystkim, którzy jeszcze nie mają zmywarki. Tym którzy mają, dostają w gratisie trzy kwadranse więcej czystej przyjemności:) Uściski wielkie.
    PS. Mój kret zrobił dwa kopczyki: w ognisku i na trawniku. Pies wiedząc taką krecią bezczelność próbował dorwać drania i o mało nie przekopał się w tej desperacji gdzieś w okolice Nowej Zelandii:)Teraz mam zamiast dwóch kopczyków - dwie jamy. Których nie mogę zakopać, bo ...mróz ściął ten padół także w naszym ogrodzie:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak ja Wam zazdroszczę. Nie mogę się już doczekać śniegu. Niby ma wreszcie padać jutro, zobaczymy... a naszą rodzinę w Święta zintegrowały Kalambury :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Pozdrawiam poświątecznie. U mnie też sielsko i anielsko było. Nie ma nic lepszego, jak na chwilę zwolnić i polenić się pożytecznie ;):) Kalinko przyjmij najlepsze życzenia na Nowy Rok dla Ciebie i Twojej cudownej Rodzinki :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)