01 stycznia 2015

O zapachu porzeczek i o tym, że po starym jest nowe.

Wystarczyło przecisnąć się między bukszpanami, ominąć czereśnię, włoskie orzechy pod oknami sypialni, by znaleźć się na opadającej w dół łące - rzędy starych jabłoni stały w tej wonnej trawie do brązowych kolan. Pierwszy rząd, drugi, trzeci...w trawie pachnąca przytulia, mięta. Dziadziuś jeszcze nie wykosił, na szczęście. Wolałam jak sad jest niewykoszony. Koszenie jakoś płoszyło wróżki. No i w końcu jestem tam, w środku sadu, w rzędzie ósmym czy dziewiątym, gdzie między jabłoniowymi państwami gęsto od krzaków porzeczek. Kładę się natychmiast pod jedną z nich, naciągam firanki gałązek na twarz, zamykam oczy i wącham, wącham, pakując do ust porzeczkowe słońca...


 Średni i Zuza między bukszpanami Dziadziusia. Obok cała kompania z Mamą, ja się wychylam z tyłu. Zdjęcie mocno archiwalne;)


Porzeczki, moja miłość. Moje zagubione wenecje, gdzie gondolierzy w łódeczkach z liści żeglują po tym najdziwniejszym z zapachów, ni to cierpkim, ni kwaśnym, bajkowym zupełnie. Porzeczka, ribeza. Imiona elfów: ribes rubrum, ribes niger. Biała z Juteborga, holenderska, czarna Rosenthala,  wersalska, no i gigant z Boskoop...  jak to się stało, że pozwoliłam wam odpłynąć i nigdy nie wrócić? Sadu Dziadziusia już nie ma, ale porzeczki są wieczne, jak wszystko, co kochamy. Rękopisy nigdy nie płoną, a porzeczki nigdy nie przestają być porzeczkami. Muszę mieć stary krzak porzeczki, żeby położyła się kiedyś pod nim moja wnuczka, gdy między zielonymi liśćmi zamruga złote słońce. Tak więc mała Kalina niech wdycha zapach porzeczek, a duża Kalina wiosną posadzi swoje kochane krzaki. Patrzę za okno - topniejący śnieg, szarość nowego, młodziutkiego stycznia, młodziutkiego jak pączki porzeczek w maju.

 
Wstałam rano, zrobiłam sobie kakao, dom śpi, a ja wędruję po porzeczkowych snach z głębokim pragnieniem: niech tylko stopnieje, niech tylko wiosna wróci, to posadzę porzeczki.
Jaki nowy rok, taki cały rok, mawiała mama. Cóż, przede mną sterta prasowania do samego nieba, naleśniki do usmażenia i tak dalej. Ale najpierw pozwoliłam sobie pójść do ogrodu, którego nie ma, pod nieistniejące krzaki porzeczek, żeby zrozumieć, że wszystko jest dobrze. Nie ma starych jabłoni? Będą nowe. Po starym jest zawsze nowe, prawda? Chudziutkie jabłonki już rosną z nadzieją. To, co wycięte, może być posadzone znowu. Nie będą takie same, ale będą. Nie muszę ciągle wspominać i tęsknić, wystarczy łopatka, krzaczek, pełen nadziei i trochę wiary, że jest ciągłość, sens, że nie na darmo obraca się koło a  Uroboros gryzie się w ten odwieczny ogon.   Jest pierwszy dzień stycznia, imieniny Eufrozyny, Mieszka i Odysa, dzień dłuższy o całe pięć minut i księżyca przybywa. 5 stycznia będzie najbliższa pełnia. Jeszcze 77 dni zimy. A potem posadzę porzeczki.

Dzisiaj jest to jutro, o które martwiliśmy się wczoraj, i wszystko jest w porządku.

19 komentarzy:

  1. Och Kalino. czemu łzy lecą mi po policzku? Miejsce na porzeczki u mnie już czeka a jabłonki rosną. Poleżymy sobie kiedyś na niewykoszonej trawce.Dziś przywitało nas totalnym oblodzeniem wszystkiego . Miał być spacer noworoczny ale nie idzie wyjść z domu. Więc spaceruję sobie z Tobą między bukszpanami. Uwielbiam ich zapach nienachalny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest taka piękna piosenka Miłosza, zwana pasterską, zawsze ją kochałam. Tam trawa bujna do kolan się kłoni...posłucham sobie z Tobą:)

      Usuń
  2. Mogłabym Ci życzyć ,abyś mogła jak najszybciej posadzić te porzeczki ,ale to by mogło przyspieszyć czas ,a przecież on teraz i tak za szybko płynie . Porzeczki zdąrzysz zasadzić ,a teraz delektujmy się tym czasem który jest . Ty chyba już to potrafisz ,tak pięknie o tym piszesz ,ja się muszę jeszcze tego poduczyć .
    Obyśmy mądrze korzystali z naszego czasu i cieszyli się z najdrobniejszych radości które nam przyniesie ,a najważniejsze żebyśmy ich nie przegapiali :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Mario, nie przyśpieszać, żadnej chwili. Smakować, przeżywać, pozwalać, by płynał strumień:) Pozdrowienia serdeczne;)

      Usuń
  3. Co ja mogę napisać, gdy Wszystko napisałaś. Dziadziusiowego sadu nie ma od dawna, nie ma nawet domu, ani krzaczka, ani nic. Nowi ludzie, nowy dom i tylko betonowa kostka brukowa, może ze dwie tuje. Nie jeżdżę już tam, bo tylko płaczę. Ale wieczorem, zanim zasnę biegam boso po kwitnącej łące, zrywam z drzew papierówki i objadam się bez opamiętania czarnymi porzeczkami. Te lubię najbardziej. Zrywam kwiaty do bukietów, wącham róże, wiję wianuszki. Nie poleżę pod mą jabłonią, bo coś słabo rośnie, ale obok na nieskoszonej trawie poleguję sobie czasem. I żeby tak leżeć wygrodziłam sad. Owce "koszą" bez opamiętania. Dlatego ten płot jest już solidny. Poprzedni sad wraz z hektarem czarnych porzeczek zniknął szybko bez śladu. Człowiek uczy się na każdym kroku.
    Dobrego roku Kalino!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czarane lubisz, ja też... najniezwyklejsze. Ja też już nie jeżdżę... gdy nie ma ludzi, dom jest tylko dekoracją dla zapamiętanych snów. Dobrego roku, Owieczko, pisz i zaglądaj:)

      Usuń
    2. ... to ja tak po cichutko, nie wychylając się zbytnio dołączę do strumyka wspomnień..działeczki moich dziadków pełnej kwiatów, owoców i warzyw też już nie ma..ale powoli rodzi się moja..i mam nadzieję, że kiedyś wnuczęta będą opychać się czarnymi jeżynami..

      Usuń
    3. Mam takie same marzenia, Lamio:)

      Usuń
  4. Ma i ja tekie wspomnienia z sadu dziadkowego, pamietam i wielka czereśnie, z której szpaki objadały owoce, i papierówki i kosztele słodkie jak miód a pomiędzy tymi drzewami śliwy, porzeczki agrest i ule z miodem, bo Dziadzio był pszczelarzem i stolarzem jednocześnie oprócz tego, ze był rolnikiem i sołtysem ;)) oj moc wspomnień, a ja u siebie jedną porzeczkę posadziłam 2 lata temu rozrasta się potem dołączyły maliny, myślę nad jabłonka i brzoskwinią , też z myślą o wnusiach szkoda, że tak mało miejsca mam tylko 200 m kw ;) Wszystkiego dobrego w nowym, niech się wam samo dobre darzy :)
    buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkiego dobrego i niech nam się darzy:) Mój Dziadziuś też miał pasiekę i dodatkowo sam robił porzeczkowe wino. Masz rację, moc wspomnień:)

      Usuń
  5. Jesteś podobna do Mamy.
    Piszesz tak sugestywnie, że poczułam charakterystyczny zapach rozgrzanej słońcem czarnej porzeczki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Hanuś. Sama chciałam to poczuć tak właśnie...

      Usuń
  6. Jakże piękne miałaś dzieciństwo, skoro takiego samego pragniesz dla wnuczki. Czerwone są najlepsze - gaszą pragnienie, są kwaskowe, pełne słońca, nagrzane...czarne nadają się na soki - same są cierpkie, lubię je łączyć z czerwonymi. Zatęskniłam za latem:)

    OdpowiedzUsuń
  7. A mi się marzy żeby usiąść sobie na ławeczce pod kwitnącą jabłonią... zamknąć oczy i przysłuchiwać się jak pracowite pszczoły uwijają się ochoczo. Mój tata był pszczelarzem i to charakterystyczne brzęczenie przypomina mi moje dzieciństwo ;)
    Tylko jak tu postawić ławeczkę pod dwuletnią sadzonką??? Muszę czekać cierpliwie i mieć nadzieję, że doczekam się takich magicznych chwil w swoim sadzie.
    A porzeczki, mam nadzieję, też sadzić na wiosnę :)
    Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę pięknie przeżytego kolejnego roku! Niech się nam darzy!
    :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Moje dzieci też uwielbiały same zrywać drobne owoce prosto z krzaczków. Traktowały to jak świetną zabawę. Teraz jak dorosły, zbieram ja :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja niestety takich wspomnień nie mam, moi obydwaj Dziadkowie zmarli, jak moi rodzice byli dziećmi... Było u nas natomiast kilka krzaków porzeczek sadzonych przez Babcię na podwórku i jeden agrest. Lubiłam jeść te rozgrzane od słońca porzeczki z krzaczków... Mój pies też lubił, objadał je z krzaka:)) Potem wyginęły, chociaż w zeszłym roku zauważyłam, że jedna porzeczka i agrest przeniosły się na kamienną skarpę:)) I agrest nawet miał 5 owocków w lecie:))

    OdpowiedzUsuń
  10. Jedno wielkie dzisiaj: pieczenie ciastek, chleba, bułeczek, bakłażanów na kolację, bieganie wśród skacowanych spacerowiczów i ich pełnych pretensji żon, blogowanie i czytanie, słuchanie muzyki od której cierpnie skóra, mailowanie do znajomych ze świata, pies, pies, pies, dokładanie do ognia - mógłby być taki cały rok, nie powiem ;)
    A porzeczki pasjami kocham, posadziła trzy, wszystkie szlag trafił - widać nie było im sądzone;) na moim ugorze tez można poleżeć, co z rozkoszą czynię;) A jabłonki rosną, już sięgają mi do uszu;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Imieniny Odysa, znamienne, że i on wspominał swoje sady z dzieciństwa:
    "Teraz wskażę ci wszystkie drzewa i krzewiny,
    Darowane mi niegdyś, gdym jeszcze dziecięciem
    Za tobą wbiegł w te sady i słuchał z zajęciem,
    Jak każde drzewo mianem nazywałeś innym"

    Nie miał jego ojciec w sadzie porzeczek, ale pewnie mały Odys patrzył w słonce przez liście winorośli "rozpiętych na tykach pod słońca upałem".
    Ja za to porzeczki mam tylko na porcelanowych kubkach, ale to mnie nie powstrzymuje, żeby zapatrzeć się w ich liście i owoce.
    Niech Ci się darzy, Kalino, w Nowym Roku, pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. I ja tęsknię za krzakami porzeczek sadzonymi przez dziadka... Nie ma już tego ogrodu, zarósł, zdziczał. Czasami serce pęcznieje od pragnienia, aby go odzyskać, odnowić.... nierealne. Ale swoje porzeczkowe krzaczki mam od dwudziestu lat te same, marne i ukochane. Uściski :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)