W Kalinowie był plener malarski i od paru dni malarze okupowali co bardziej urokliwe zakątki. Nawet my z Małym dostąpiliśmy zaszczytu bycia sfotografowanym przez artystkę, malującą kościół, jak jechaliśmy rowerami - może przez kosz z zielem, może powiewające, jaskrawe kamizelki drogowe;)
Plener zakończył się wystawą w miejscu, gdzie zwykle we wtorki jest ryneczek i handlarze sprzedają pomidory i czereśnie. Sztuka trafiła pod eternity. Kupiłabym, ale ceny około 500 euro za obraz:) Ale patrzenie i fotografowanie za darmo!
Poza tym nastał dzień jabłkowy, jabłek mamy mnóstwo, pora chyba na szarlotki lipcowe. I pomidory - zebrałam pierwsze sześć ze szklarni, malinówki zaczęły sezon. Ogórki wybiera się codziennie. A z nowości - mamy deszcz. Codziennie, równy, mocny deszcz, nasycający zieleń szmaragdem, a lasy wilgocią. Może więcej grzybów będzie. A z pewnością ogródki odżyją.
Wiśnie nadal. Jutro robię frużelinę w słoiki:)
Grona muszę podwiązywać, bo łamią się gałązki.
Widać deszcz?
Wisienki, nadal.
Przepiękne obrazy!
OdpowiedzUsuńTo prawda. Bajeczne!
UsuńTrzeba było nabyć jeden obowiązkowo, przecież podana cena była do negocjacji zapewne. Pasowałby świetnie do klimatów Waszego domu. Na pewno mąż Miły nie pożąłowałby takiej sumy ukochanej żonie, która go karmi smakołykami i młodość spędza w kuchni.
OdpowiedzUsuńRodzina wierzy we mnie i twierdzi że maluję równie ładnie i sama zrobię😊
OdpowiedzUsuńŚliczne obrazy.:) Smakowicie u Was.:) Pozdrawiam serdecznie!:)
OdpowiedzUsuń