Nadejszła wiekopomna chwila i zaczęły się śliwki. A śliwki to już konfiturowa wyższa sfera, śliwkowe dżemy i powidła to tacy Radziwiłłowie owoców, sama błękitna krew sadu.
Śliwkowe przetwory robię tradycyjnie, zagotowując parę razy i studząc, jak mnie nachodzi sentyment, to robię też wersję pieczoną w piekarniku, choć zawsze mi brakuje tu chlebowego pieca, żeby dochodziły w żaroodpornych naczyniach z posmakiem dymu, goździkami i cynamonem. Dodaję do śliwek oprócz cukru trochę przyprawy do piernika, albo po prostu cynamon, goździki i bardzo, bardzo malutko pieprzu. To jeszcze nie są powidła z węgierek, te naj - najszlachetniejsze - na te przyjdzie czas jesienią, jak pisała pani Ćwierciakiewiczowa w "Jedynych praktycznych przepisach konfitur, różnych marynat, wędlin, wódek, likierów, win owocowych, miodów oraz ciast".
(...)Powidła śliwkowe robią się w ostatnich dniach września lub w pierwszych października, gdy węgierki są nie tylko dojrzałe ale zupełnie przestałe, wtedy bowiem mają już bardzo wiele słodyczy, która zastępuje zupełnie potrzebę dodania cukru."
(...)Powidła śliwkowe robią się w ostatnich dniach września lub w pierwszych października, gdy węgierki są nie tylko dojrzałe ale zupełnie przestałe, wtedy bowiem mają już bardzo wiele słodyczy, która zastępuje zupełnie potrzebę dodania cukru."
Wskutek działalności przetwórczej piwniczka już ma zapełnioną prawie całą tegoroczną ściankę. Może zimowa Buka i jesienne chłody w swoim czasie przychodzić, u nas będzie konfitura do chleba i pikle palce lizać.
A w szklarni zakwitły bakłażany i jakaś odmiana koktajlowego pomidorka co kwitnie jak złota piana.
Zapomniałam, co to, kiedy siałam i nie zapisałam sobie, ale są cudowne. I lilia zakwitła - splendor, markiza wśród lilii, ogrodowy barok, zapach jak wszystkie ogrody Taorminy z "Balu Salomona".
Jak pająk, co pajęczynę wysnuwa,
owijam się w nieprzeniknioną syntaxis —
co za rozkosz, co za rozkosz: świat ginie…
może już jestem w Taorminie
Bakłażan i zwariowane pomidorki. A niżej - kalinowe schody dostały nową barierkę.
Z różami, oczywiście;) Robił miejscowy pan Adam, jesteśmy zachwyceni!
A za barierką widoczne tajemne przejście do sąsiada:) Żeby nie latać od ulicy i naokoło.
Barierka i mnie zachwyca:)Spiżarnia również.Śliwki to rzeczywiście szlachta na ogrodze,ale nie porównywałabym ich do bojarów,ktorzy sobie herb kupili w zamian za awanse i tytuły(później historia zresztą pokazała ,że co kupione to nie wyssane z mlekiem matki)Śliwki są ponad!Pozdrawiam pięknie-Iwona
OdpowiedzUsuńNo to śliwki są herbowe po swojemu😊
UsuńCudna barierka.:) W spiżarni prawdziwy róg obfitości, uczta dla ciała i dla oczu. Pozdrawiam milutko!:)
OdpowiedzUsuńPrzy takich zapasach to nawet trzecia światowa nie stanowi zagrożenia.
OdpowiedzUsuńMożna przemyśleć formę sprzedaży ekologicznych przetworów po dobrej cenie. Szkoda, żeby część się zmarnowała, gyż rodzina chyba tyle nie zje.
OdpowiedzUsuń