06 października 2011

Wędrowcy


Czy lubicie wiatr? Nie ten urywający głowy, ale ten tak pięknie opisany przez Whitmana

" O jakże błogi jest ten wiatr łagodny, który z chmur, z nieba wiejąc twarz mą ogarnia."

Stawałam nieraz na wielkich, bezkresnych łąkach, pozwalając mu targać się za włosy i gładzić do woli twarz w eolskiej pieszczocie, wplatać w ciemne pasma włosów zapachy lasu, skoszonego siana, poziomek z przydrożnych parowów, żywicznych aromatów puszczy, gorycznej piosenki torfowisk za Hajdukowszczyzną...

Miałam dziwne dzieciństwo. Mama była nauczycielką, tato - kimś w rodzaju króla piratów - pozwalano mi na wszystko. Chyba żadne dziecko nie miało tak wolnego i pozbawionego ograniczeń dzieciństwa. Mogłam chodzić gdzie chciałam i chodziłam. Zwiedziłam wzdłuż i wszerz całą puszczańską okolicę na dziesięcioletnich, poobijanych nogach, znałam wszystkie dróżki, parowy, łąki i zagajniki, przyjaźniłam się z hamadriadami i śpiewałam strumieniom. Mogłam czytać co chciałam i czytałam- odkąd w wieku pięciu lat nauczyłam się czytać, pochłaniałam wszystko. Od Dyla Sowizdrzała po Dekameron i Solaris, od Balzaca po Portret Doriana Graya, od Czterech Pancernych po  Głos Pana... Pisałam wiersze, malowałam obrazy- cały swój pokój pomalowałam od góry do dołu w fantastyczne krajobrazy- sterowce, okręty, góry, wieczorne zorze, księżyce, fauny, nimfy. Nawet na suficie wiekuistym okiem patrzyło gorejące, egipskie słońce i unosiły się promiennowłose gwiazdy.
Wysłano mnie do szkoły rok wcześniej, nie mając co ze mną robić, przegalopowałam przez nią jak Pippi Pończoszanka na swoim koniu, nie zauważając, że mijały lata.
Każde wakacje spędzałam u Dziadziusiów,  bawiąc się w zachwaszczonym pałacu, gdzie migotliwe czary splatały się z eolską fletnią lata.

Teraz znowu stoję na wielkiej łące, kolana łaskoczą mi mietlice i dzwonki, cyzelowane w fioletowo-błękitnym jedwabiu najdelikatniejszej materii, z której świt utkał ich kielichy i powlókł srebrem. Ten sam wiatr wplata mi się w ciemne pasma włosów jak tkliwy przyjaciel.


Czy wiedziałam, że prawdziwi podróżni, poszukujący Wyspy Harf, Zatoki Marzeń i Uśpionego Pałacu nigdy nie powracają?
Nigdy?
Nie wiedziałam.
Ale wiem, że mogą się spotkać na szlaku z innymi wędrowcami.
I podróżować razem.

To mnie pociesza...
Bo jeśli droga nigdy się nie kończy, to możemy wędrować dalej....




4 komentarze:

  1. "Zrozumieli, że idealny świat jest podróżą, nie miejscem" ;)...

    OdpowiedzUsuń
  2. Taki wiatr lubię.
    Zazdroszczę dzieciństwa.
    Ja miałam zgoła inne... Ale teraz sobie to odbijam ;-)
    Dzieciństwo na półmetku...;-)
    Lubię tu zaglądać ;-)
    Uściski

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja lubię jak zaglądacie i podczytujecie. Też uściskuję..jutro będę mniej melancholijna, mam nadzieję, choć jesienią te melancholie wędrują za ludźmi jak cienie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Na szczęście można z innymi.
    pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)