13 sierpnia 2014

Poranek, dzień drugi.

I nastał wieczór, i poranek, dzień drugi.
O ósmej rano jest upalnie, ale da się wytrzymać. Wchodzę w świergot, cykanie, bujnośc przyrody tak wielką, aż nierealną. Na palmie jaszczurka, tak jak i ja, łapie poranne słońce. Pozuje z nonszalancją, niewzruszona. Na hibiskusach motyle. Plac zabaw za domem opanowały cykady - chyba, bo nie uwierzę, że to cienkie wiercenie na wysokiej nucie, jakby miliony  wierteł wizgały równocześnie, jest głosem świerszczy. Klimatyzacja chodzi non stop, pijemy wodę z lodem, sok z lodem, herbatę z lodem, cały czas. Nigdy w życiu tyle nie piłam. Wczoraj wyjazd do Sarasoty, North Port, jeszcze wspominam. Oślepiający upał, gdy wychodzi się z auta. Mnóstwo starszych ludzi w restauracji, pergaminowe dłonie ujmują szklanki z lodem, obcojęzyczny gwar. Ludzie na ulicach ubierają się bardzo swobodnie, nonszalancko, jakieś klapki, jakieś porozciągane portki, koszulki, kapelusze, afsalty niemal białe, wyprażone, szum aut. Palma za palmą. Niezwykłe widoki. Jesteśmy tu cudownie goszczeni przez naszą tutejszą rodzinę, czuję się jak we śnie Fiedlera. Mały jeżdżący na hulajnodze pod palmami, w ostrym słońcu - widok surrealistyczny i piękny. Nie do zapomnienia.



 





2 komentarze:

  1. Śledzę z ogromnym zainteresowaniem Twoją niezwykłą podróż. Dzięki temu mogę odwiedzić te wszystkie miejsca i zobaczyć je Twoimi oczami. Dziękuję za tą wspaniałą wyprawę:) A palmy rosnące tak po prostu na trawniku hihihi niecodzienny dla nas widok.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, Ivonko, staram się znaleźć czas, by zdać relację i zinwentaryzować wspomnienia, ale trudno z tym:) Nie tylko palmy na trawniku, także szopy, wyjadające kotu z miski, jaszczurki na werandzie i żuk w prysznicu. Czuję się jak Tony Halik:)

      Usuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)