11 sierpnia 2014

Śladami Lucy Montgomery część VI i ostatnia - Bala i panna Lawenda



W Bala Lucy spędzała pamiętne wakacje w 1922 roku, w Bala powstał zamysł Błękitnego Zamku, Derwood, Stirlingowie, Edward, Joanna i cała moja ukochana opowieść. Powieściowe Derwood to właściwie Bala, z główną ulicą, która tu nazywa się Maple Avenue, czyli Klonowa, a którą Lucy zmieniła w powieści na Elm Street, czyli Wiązową. Gospoda, w której mieszkała, została zmieniona obecnie w prywatne muzeum, w którym spotkaliśmy kobietkę, jakby nie z tego świata. Nieduża, siwiutka, figlarna, niby ożywiona panna Lawenda,  zakochana w Ani, szturmem zdobyła od razu naszą sympatię, każąc nam odgrywać scenki z powieści i bawić się w udawanie i wyobrażanie sobie. Tak więc wyobrażaliśmy sobie, że robimy ciasto na Zielonym Wzgórzu, a do ciasta wpada nam mysz...






(Dodam, że kuchnia była  z epoki, zawierała autentyczne sprzęty, w tym działającą(!!!!) lodówkę z 1925 roku)


Telefon. Czyż nie przypomina śmiesznego stworka z wybałuszonymi oczyma i długim nosem?


Na drugi raz pamiętaj, Aniu, zawsze zasłaniaj ciasto gazą, to  żadna mysz nie wpadnie!


Panna Lawenda miała uroczą pomocnicę, która opowiedziała nam, jak gospodyni Montgomery nie miała pojęcia, że gości sławną pisarkę, że nie zachowano  żadnych niemal pamiątek z jej pobytu, jak dopiero dwadzieścia lat temu zaczęto odtwarzać to muzeum, gromadzić sprzęty, ubrania, książki, papiery, dokumenty, w tym np pierwsze wydania Ani, sięgające teraz 40 tys dolarów na aukcjach.


Zewsząd przyglądały nam się Anie, Gilbertowie i Diany. 


Było też Zielone Wzgórze - domek dla lalek, największy na świecie, ze STULETNIMI mebelkami, nocniczkami i innymi akcesoriami...


Była porcelana, koronki, parasolki, pocztówki, książki, zakładki, meble, suknie do kupienia, kordiał porzeczkowy, jakby ktoś chciał ewentualnie upić Dianę, z certyfikatem Wyspy Księcia Edwarda...




Bawimy się w wyobrażanie sobie, że jesteśmy Anią i tłuczemy Gilberta po głowie szyfrową tabliczką, bo łobuz przezywa nas Marchewką... Średni i brat Miłego odgrywali Gilberta, a najlepszą Anią okazała się nasza bratanica Olcia... Siedzieliśmy w autentycznych szkolnych ławkach z epoki...



Proszę tylko nie rozbić naprawdę tabliczek, są prawdziwe!

 
Wyobrażane przyjęcie Diany i Ani, ze sławnym porzeczkowym winem... i stuletnim czajniczkiem.


Wyobrażane lody - robiło się je z dodatkiem  puddingu waniliowego, soli i lodu, w specjalnej maszynie. Wystrojeni w kapelusze wszyscy, łącznie z męską częścią wycieczki radośnie bobrowaliśmy w ogrodzie, idąc do przejazdu kolejowego, gdzie wyobrażaliśmy sobie, że jesteśmy Anią i czekamy na Mateusza... Proszę trzymać walizkę wyżej, prosiła panna Lawenda, ona ma urwaną rączkę, nie zapominajcie! Mały  był trochę zmęczony, ale czekał na udawanym przejeździe z entuzjazmem, z godnym podziwu hartem ducha i w rudej peruce:)


Wyobrażaliśmy sobie, że ratujemy Minnie od krupu i malujemy włosy na zielono. Nie wyobrażaliśmy sobie tylko topienia się w łodzi jako pani z Shalott, ale  tylko dlatego, że nie było obok czasu, ale za to była autentyczna łódź z filmu z Megan Follow, w ogrodzie, stojąca pod wiekowym dębem. Nasza panna Lawenda znała Megan, ma z nią zdjęcie, znała też Barbarę Wachowicz, umie powiedzieć "myśka" po polsku i wie, że grano spektakl o Błękitnym Zamku.




No i w końcu doczekałam się - miałam w ręku stare wydania Błękitnego Zamku, słuchałam o Joannie, patrzyłam na Joannę, oddychałam tą atmosferą. To nic, że nie ma domu pani Fryderyki przy Wiązowej, że spalił się kościółek pastora Stallinga. Że na wyspie Edwarda mieszkają szwajcarscy milionerzy. Błękitny Zamek żyje tutaj nadal, a razem z nim wszystkie spełniające się marzenia.


7 komentarzy:

  1. Dziękuję ! Lawenda jak żywa , a Mały cudny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ile bym dała by być na Twoim miejscu!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mały z tą torbą ma takie filuterne błyski w oczach jakie musiała miewac także Ania . Pięknie to wszystko opisalaś ,poczułam że uczestniczę w tym razem z Wami .
    Bardzo podoba mi sie ,że w tych Domach Pamięci można posmakować przeszłego życia . Tak bym chciała poczekać w tej rudej peruce i z tą wielką torbą na Mateusza :))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet nie wiesz jaką radość sprawiały mi Twoje posty. Dałabym wiele, by móc taką podróż odbyć! Bardzo, bardzo dziękuję. "The Blue Castle" uwielbiam.
    Olcia rewelacyjna. Mały super! Pozdrawiam bardzo, bardzo

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobra wiadomosc, kazdy moze Wyspe Edwarda odwiedzic I nawet zakupic ziemie. Nie widzialam Szwajcarskich bogaczy. Maja inne plany.

    OdpowiedzUsuń
  6. Szukałam czegoś w Googlach o Lucy Maud Montgomery i tak trafiłam tutaj, na Twój blog, na opowieści z Kanady. Muzeum w Bala, tak pięknie tutaj pokazane, absolutnie mnie urzekło. Dopisuję to miejsce do mojej Bucket List. A i na blog będę wracała. Pozdrawiam serdecznie!
    - Miłośniczka "Błękitnego Zamku" od lat ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)