15 grudnia 2014

Deszczowo o grudniowych ciemnościach, nadmiarze sklepów, jasełkach i modrzewiowych gałązkach.



 O siódmej rano nadal jest ciemno. Deszcz pada, topi śnieg i  pachnie, ale inaczej, niż ten wiosenny czy jesienny, który każdą kroplę obwiązuje wstążeczką zapachu igliwia i wiatru. Zapach zimy, nawet bezśnieżnej, jest dziwnie uroczysty, krajobraz przygląda się nam uważnie jak arystokratyczna ciotka na urodzinach przez lorgnon, a w sercu coś szepcze o tym, że nie jest to pora dla ludzi, a człowiek, nawet otulony w ciepło, jest tylko gościem. Za to kotka czuje się wśród mokrych, brązowych badyli, w chłodnym, deszczowym lesie i ogrodzie jak u siebie. Przeskakując strzępy niestopniałego śniegu jakimś cudem znalazła dzisiaj mysz i przyniosła ją na parapet, by się pochwalić zdobyczą.

 
Jasełka już w środę, dzisiaj pół dnia szyłam ręcznie, bo inaczej nie umiem, diaboliczny płaszcz. Moją nagrodą były pełne podziwu słowa Małego: naprawdę sama to zrobiłaś, mamusiu? Ha, ja żem to uczyniła, uszyłam sama płaszczysko, Elf zrobił ogon, a rogatą ozdobę głowy nabyłam w lokalnym sklepie z mydłem i powidłem. Po włożeniu baterii świeci, cywilizacja i technika doszła już nawet do Kalinowa!
W środę też klasowa wigilia Średniego, który dopomina się pierniczków do podzielenia - trudno, jutro znów pieczemy pierniczki.
Najkrótsze dni, ostatnie takie dni, mroczniejące od świtu po wieczór. O piętnastej z minutami już szarzeje, o szesnastej znów całkiem ciemno, kiedy dreptałam do sklepu ze stukotem obcasów na błyszczącym od ciemnego deszczu chodniku, przez otwarte drzwi cerkwi padał złoty blask i słychać było powolny, wielogłosowy zaśpiew, deszcz materializował się w smugach reflektorów malujących mrok w pasma iluzorycznego blasku. Kupiłam winogrona - nie miały smaku, pomidory też już go nie mają, tylko jabłka pachną jabłkami i mandarynki pachną mandarynkami, jak powinny. Zima wykrada zapachy owocom, za to mocniej teraz pachną przyprawy, cynamon, imbir, kardamon, te trzy słowa splatają się w wonny warkocz i kuszą, jak orientalna piękność o sokolich brwiach. Pieczone jabłka z cynamonem i miodem - spełnienie marzeń.
Wizyta w mieście zostawia w ustach metaliczny smak, w oczach znużenie, mrużę powieki pod feerią świateł, na latarniach świetlne dekoracje, na sklepach, galeria w środku świeci jak fabryka neonów, usłyszałam chyba już wszystkie wersje Jingle bells i merry christmas. Nie kupiłam poisencji - jej czerwień wydała mi się zgiełkiem. Modrzewiowe gałązki, zielony bluszcz i białe gwiazdki muszą wystarczyć.
Czuję się dzisiaj nadwrażliwa, zbyt krucha, za bardzo podatna na hałas miasta, marketing, chęć sprzedania mi zbyt wielu bodźców i rzeczy na raz.  Chce mi się zaszyć w swoim lesie i nie otwierać nawet Kapturkowi z koszykiem. Pewnie przejdzie już jutro rano, odpocznę i uciszę zaatakowaną przedświątecznie głowę. Ale czeka mnie jeszcze kilka wizyt w mieście - rozważam godziny wczesnoporanne, gdy większość ludzi będzie w pracy:) Prezentów mam jakieś 3/4 skompletowane, dzisiaj był czas wysyłania pocztówek, sympatyczna, malusia nasza poczta, pani Pocztowa (Pani Pocztowa, po czemu znaczki, da mnie sześć!), beztrosko podsuwająca znaczki do polizania i długopis do zaadresowania i żwawe babcie emerytki, rozmawiające z ubolewaniem, że poczta teraz już nie ta, co była i listonosza naszego nie ma, tylko cudzy jakiś jeździ.
Jak tak można, listonosza podmienić.
Pozdrawiam deszczowo i przedjasełkowo, solidaryzując się w kwestii listonoszy:)

22 komentarze:

  1. Jesteś kochana Mama, jak to Mama, jednemu synowi szyjesz ręcznie płaszcz, drugiemu będziesz piekła pierniczki :). Ja też nie lubię zgiełku w sklepach, jaki jest teraz. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozdrawiam, Gigo, co do płaszcza, to się strzępi tu i tam, ale taki jego mhroczny urok^^ Trudno. Pierniczki idą mi lepiej.
      Wiele spraw załatwiają sklepy internetowe, ale niestety, nie da się tak wszystkiego. Więc to dobra lekcja cierpliwości - choć widok zdenerwowanych, krzyczących na siebie ludzi bardzo mnie deprymuje.

      Usuń
  2. kalina, bo sie tak nie robi!!! Nam też zabrali listonosza!!! To już nie to...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O vae, Kreciku. Czyli to ogólnopolski ruch podmiany listonoszy. Smutne. Listonosz na wsi to instytucja, coś jak Ksiądz, Batiuszka, pan Dochtor, Nauczyciel, czy straż pożarna ochotnicza... nasz był bardzo sympatyczny, i herbatki nie odmówił, i pogawędził... a teraz szu, list wrzuci, szu, nawet dzień dobry nie powie, liczy się efektywnośc, nie żadne tam herbatki...

      Usuń
  3. Nie mam konta na Fejsbooku, nie umiem korzystać z komputera jak należy, nie umiem pisać bloga, nie mam zbyt wielu Przyjaciół, aby sprostac Wielu Zyciowym Zadaniom przeniosłam się z DUŻEGO MIASTA DO małego..............
    Mam 45 lat.
    To przecież nie koniec świata.
    Ale kiedy przypadkiem weszłam na Twój blog z przerażeniem stwierdziłam, że przespałam większą połowe życia,
    Tak pięknie piszesz o codzienności.
    Dziekuję.
    Co ja mam dalej robić??!! Aby odzyskać swoje życie?
    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu - mnie strasznie marnie wychodzą dobre rady, ale powiem ci, że z życiem to jak z chudym kotem, trzeba je podkarmiać, a się wygrubasi, zamruczy, oswoi:) Ja też sobie pędziłam jakiś czas w życiu, ale potem zrozumiałam, że pora tego kota wziąć na kolana, zaprzyjaźnić się z nim. Kwitnąc tam, gdzie mnie posadzono. I próbuję. po prostu wkładać energię, uważność, dobre myśli w swoją codzienność, żeby nie uciekała mi wokoło, bo wtedy na dom, rodzinę, życie takie jakie lubię niewiele by zostało.
      Bardzo mi bliskie jest to, co piszesz, to ja Ci dziękuję.

      Usuń
    2. Piszę ja, czyli Ciociunia białostocka Kaliny, bo komentarz wyprowadził mnie z równowagi duchowej. Jestem starsza o lat 20., więc w Twoim przypadku to jest samo życie i nie ma co pisać o zmarnowaniu poprzednich lat. Rady:
      1. Wstawać o 7. rano zrobić dobrą kawkę z miodem lub zaparzyć czystek z cytryną i miodem. Aby nie chorować wypić kurkumę, imbir i i pieprz cayn - każdego po pół łyżeczki, mają buć zmieszane z wodą.
      2. Koniecznie nabyć kota - ciekawy charakter + obowiązki = kontakty z ludźmi , w razie wyjazdu ktoś musi się zająć.
      3. Nie wychowywać ludzi, niech będą jacy są ze swoimi wadami.
      4. Zapisać się do biblioteki i poczytać trochę literatury filozoficznej, najlepiej o kruchości życia doczesnego.
      5. Raz w roku wyjechać na ciekawą wycieczkę, zawsze można uskładać trochę pieniędzy.
      6. Zająć się ogródkiem, jak nie ma poprosić kogoś o kawałek grządki.
      Życie jest piękne i trzeba żyć chwilą obecną, a nie rozpamiętywać przeszłość.

      Usuń
    3. A Ciociunia wpadnie do nas na Święta? :)

      Usuń
    4. Moja droga Kalino, nie wpadnę, ale dziękuję za zainteresowanie. Twój szlachetny i piękny bardzo mąż też mnie o to pytał.Będziecie mieć gromadę gości, będą toczyć się ważne rozmowy. Nie zostawię Pawła i zaraz po Świętach Marta przylatuje. No i mam niemowlę kocie o imieniu Bastet - Bastusia. Ciociunia

      Usuń
    5. A skąd się panienka Bastet wzięła? Bardzo jestem ciekawa. To nic, to my wpadniemy z wizytą w wolnej chwili, czasu będzie dużo. Pozdrawiamy serdecznie!

      Usuń
  4. Witaj Kalinko! No i jak zawsze w samo sedno.. W istocie coraz trudniej odwiedzać te przybytki handlowe - najlepiej czuję się ostatnio w DOMU.. To przestrzeń bezpieczna, swojska, taka po prostu.. Bardzo w temacie prezentów pomógł w tym roku Internet:))) Ukłony przesyłam za przepis na pierniczki, skorzystałam w niedzielę ostatnią, ale są tak dobre, że będzie drugie podejście:) Ha:) Jasełka szkolne to również cała instytucja:))) Bardzo dobrego dnia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj znów będę piec pierniczki, czuję sie pierniczkowo spełniona:) A duchowo mnie spełniają pierniczki Penelopy. Masz rację z jasełkami - ale jak je się potem wspomina! Dzień bardzo dobry wszystkim podczytującym:)

      Usuń
  5. Płaszcz dla małego przypomniał mi moje szycie ręczne strojów myszki miki wziętych z burdy. Musiałam to zrobić razy trzy. Chyba już by mi się nie chciało.Chociaż ponoć znowu sie zachciewa robić takie rzeczy , gdy pojawiają się wnuki.U nas też pada od wczorajszego wieczora i rzeczywiście ten deszcz pachnie zupełnie inaczej.Nigdy nie umiałam określić czym ale Ty świetnie to ujęłaś. Mam swoisty sklepowstręt i unikam i wyręczam się kim tylko mogę . Nie mam żadnej potrzeby smakowanie przedświątecznej atmosfery w mieście za to chętnie wybrałabym się do lasu Tylko dzień taki krótki ,że po obiedzie robi się już zmrok . Gdyby choć było trochę bieli. Pamiętam , gdy do rodziców przychodziła listonoszka i mama częstowała ją obiadem . Nigdy nie odmawiała. Teraz listonosz śmiga tak szybko. Dobrze ,że przynosi polecone bo nawet nie wiedziałabym jak wygląda.Miłego dnia Kalineczko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mam chłopców z przerwą pięcioletnią, jak jeden wyrasta z jasełek, robienia strojów czy zabaw, to zostaje następny. A potem chyba rzeczywiście wnuki, bo ja na swój sposób to lubię, tą atmosferę szykujących spektakl, zaaferowanych mam, dzieciaków w strojach, poczęstunku na stołach ze szkolnych ławek, kolęd na szkolnych wigiliach...:)
      Miłego dnia tobie, Maszku, dzisiaj ja idę po mech!

      Usuń
  6. Kalinko moja miła! Ja to dobrze, że Cię odnalazłam, dzięki tej o to tu nade mną Maszce z zaczarowanego ogrodu. ;) Cieszę się, bo tak pięknie nazywasz moej stany. ;) Ja też nadwrażliwa, tylko nie dziś a tak już od pewnego czasu, na zgiełk, na szum, na zbyt rozłożystą wielowątkowość życia. I tez próbuje się gdzies schować, tylko nie bardzo wiem gdzie. ;)
    Całuski serdeczne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nawzajem, z tym znajdywaniem - widać znający Józefa tak mają:) Musimy oscylować jakoś między chowaniem się a wychodzeniem do ludzi:)

      Usuń
  7. Odpowiedzi
    1. O tak, znów były pierniczki, dużo ciszy, pieknej muzyki i leśnego spokoju za oknem. Tak dobrze:)

      Usuń
  8. Nigdy nie zapomnę listonosza, który zawsze wypił herbatkę z rodzicami, zjadł ciepłe placuszki, pogadał o życiu... Bo na wsi wypada przysiąść i porozmawiać, a jak częstują, jeść:)
    Czas przedświąteczny jest piękny, ale też czuję nadmiar barw i melodii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście mamy jeszcze panią Tamarkę z apteki, od lat tę samą, która też zna wszystkich, a listonosza wspominają z sentymentem wszyscy...

      Usuń
  9. Nasza nowa listonoszka w porzo, ale mknie jak wiatr, bo mam duuużo większy rewir, no też fajna, ale już nie to;))))

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja pięknym zrządzeniem losu uniknęłam w tym roku wizyt w galeriach handlowych. Nie wiem jak wyglądają wystawy, nie wiem czym atakują, nie znalazłam się ani razu w tłumie rozpędzonych ludzi. I bezczelnie się tym chwalę :D Prezenty wszystkie dojechały pocztą lub kurierem, trochę załatwiły miejscowe sklepiki. Nie mam już cierpliwości do robienia kilometrów po sklepach ;)
    P.S. U nas z listonoszem nie jest źle. Zawsze miłe słowo przy płocie zamieni.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)