Rowery nam się rozgrzały, woda w rzece była ciepła, osy zrobiły gniazdo pod dachem wiaty, wystawionej na zakolu dla turystów; wiedzie tędy jakiś zagubiony szlak. Czytałam trzeci tom Winnetou, o tym jak Sansear i Old Shatterhand odkrywają zasadzkę podstępnych Ogellajów na pociąg. Mały szukał małży, ale znalazł tylko starą, utopiona komórkę i kwiaty grążeli. Konie przyglądały nam się filozoficznie. Most parował w upale, a niebo miało kolor sukni księżniczki Izabeli. Zjedliśmy pyszne kanapki, popili domowym kompotem, było cudnie i cicho... do czasu, aż przyjechał Łysy Obywatel w samochodzie z opuszczonymi szybami, podkręconym radiem, grającym " Ja uwielbiam ją". Obywatel miał białe skarpetki, sandały, spodenki, nagi tors, stanął na moście, zapalił papierosa, nie wyłączając radia, strzepnął popiół do wody, na grążele, przyjrzał się nam krytycznie, a uznawszy nas za marne towarzystwo, z niesmakiem wsiadł o swego wozu i pojechał. Zakręcając, przejechał po moim kocu i trzecim tomie Winnetou swoją oponą. Na szczęście właśnie poszłam po kanapki...
- Dobrze, mamusiu, że koła miał czyste - pocieszył mnie Mały z wody.
Oj, dobrze. A co na to Winnetou? Zazdroszczę rzeki i lektury...
OdpowiedzUsuńTradycyjne pozdrowienia dla Małego ;)
Łysy Najeźdźców ci u nas dostatek...urokliwe miejsce a synuś, mały przystojniaczek :)
OdpowiedzUsuń