nigdy się z nim nie rozstaję (gdzie idę ty idziesz ze mną;
cokolwiek robię samotnie jest twoim dziełem, kochanie)
i nie znam lęku przed losem (ty jesteś moim losem)
nie pragnę piękniejszych światów (ty jesteś mój świat prawdziwy)
ty jesteś tym co księżyc od dawien dawna znaczył
tobą jest co słońce kiedykolwiek zaśpiewa
oto jest tajemnica której nie dzielę z nikim
(korzeń korzenia zalążek pierwszy zalążka niebo nieba nad drzewem
co zwie się życiem;
i rośnie wyżej niż dusza zapragnie i umysł zdoła zataić)
cud co gwiazdy prowadzi po udzielnych orbitach noszę twe serce z sobą (noszę je w moim sercu)
Tł. Stanisław Barańczak
Czytam Cummingsa, o poranku, po niespokojnej nocy,
gdy wiatr szarpał dom za uszy, bolała mnie dłoń (skaleczyłam się jakimś paskudztwem przy pieleniu i palec mi narywa). Wstawałam, robiłam sobie opatrunek, słuchałam oddechu Małego, patrzyłam w noc i tęskniłam.
Opadałam na dno myśli, szukając tej jasnej drobiny, jak w Niekończącej się opowieści, gdy Bastian i Cesarzowa przyglądali się okruchowi piasku na dłoni. Nawet z ziarenka można wywieść cały świat, a ty masz więcej niż ziarenko, tłumaczyłam sobie. W ogóle ostatnio stwierdzam, że zakopuję się w domu, zawijam w niego, jak w koc i nie chcę wystawiać nosa dalej, niż po ziółka na łąkę. Chodzę z kąta z kąt, przestawiam filiżanki.
Gdy trzeci raz sprzątnęłam ten sam czysty pokój, stwierdziłam, że moja tęsknota wchodzi chyba w fazę depresyjną.
No więc wzięłam Cummingsa.
I włączyłam sobie muzykę z zestawu awaryjnego. To takie kawałki piękna, które jak sterowce przenoszą mnie nad górami smutków, pokazując bajkowe światy.
Na przykład ten.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję, że zostawisz ślad :)