Obezwładnieni za falami smutnej
rzeki, którędy króle i oracze,
ktokolwiek żywił się płodami ziemi,
wszyscy będziemy musieli przepłynąć
rzeki, którędy króle i oracze,
ktokolwiek żywił się płodami ziemi,
wszyscy będziemy musieli przepłynąć
Małego już nie bolą plecy, skacze po trampolinie, wczoraj zrywałam czarne porzeczki, róża angielska zakwitła po raz drugi, aż ucałowałam kwiat o barwie pudru Marii Antoniny, kochana, wysiliła się dla mnie, nie spodziewałam się jej jeszcze raz tego lata.
W powietrzu robi się więcej przestrzeni, ale z podszewką smutku.
Wyniosłam do piwnicy słoiki i znalazłam przy okazji maszynkę do makaronu. Chyba będę robić domowy makaron, nie ma co.
A co do zachodów słońca - już Mały Ksiażę powiedział, że jak się jest smutnym, to kocha się zachody słońca.
A te nad Kalinowem są dla mnie najpiękniejsze...
Pięknie jest u Was. Zjawiskowo. Ja lubię się do naszej brzozy poprzytulać kiedy mi źle na świecie. A jak mam mega dołek idę nad rzekę, gdzie brzóz rośnie więcej, siadam przy nich, patrzę na wodę i czuję jak wszystko złe odpływa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Asia
P.S. Dzięki, że znalazłaś nasz blog - dzięki temu i ja trafiłam do Ciebie:-)))
A.
Hej Asiu, Wojtku, coś jest w tych brzozach. Też lubię takie spotkania przypadkowe - nieprzypadkowe, gdzie odkrywamy jakieś bratnie dusze i podobne myśli. Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuń